Podczas tego sezonu w Pucharze Polski piłkarze Śląska Wrocław przeskakiwali już poprzeczkę zawieszoną bardzo nisko i bardzo wysoko. Co się stanie, gdy zawiesi się ją na średniej wysokości? Trudno przewidzieć, bo po tej drużynie najprościej mówiąc nigdy nie wiadomo czego się spodziewać. Przed nami starcie 1/8 finału PP Sandecja Nowy Sącz – Śląsk Wrocław.
Wtorek 4 grudnia 2018 roku godzina 17:00. Dokładnie w tamtym momencie rozpoczął się ostatni jak dotąd mecz WKS-u Śląska Wrocław w 1/8 finału Pucharu Polski. W składzie wrocławian Jakub Wrąbel, Łukasz Broź, Djrodje Cotra, Augusto czy Marcin Robak. Po drugiej stronie Miedź Legnica, a tam Petteri Forsell, Paweł Zieliński, Henrik Ojamaa czy w bramce Łukasz Sapela. Do bramki w 43. minucie trafia Hiszpan Borja Fernandez, więcej goli nie oglądamy, a WKS odpada, by w tej fazie nie pojawić się ani razu przez następne 3 sezony. Przez ten czas zespół ze stolicy Dolnego Śląska rok po roku w pierwszej rundzie eliminują kolejno:
- Widzew Łódź, wówczas II Liga (0:2)
- ŁKS Łódź, wówczas I Liga (2:2, 4:1 w karnych)
- Bruk-Bet Termalica Nieciecza, wówczas Ekstraklasa (0:1)
Historia Śląska Wrocław w Pucharze Polski to w ostatnich latach historia smutna. Dlatego szczególnie warto docenić to co mają w tym sezonie. Mają rywala, którego zdecydowanie mogą, a wręcz powinni przejść i po raz pierwszy od sezonu 2015/16 awansować do ćwierćfinału. Tym samym sprawiając, że w bieżących rozgrywkach dalej będą o coś walczyć. Na grę o puchary nie ma szans, bądźmy szczerzy, a walka o utrzymanie… miejmy nadzieję że nie, bo widać w tym sezonie gorsze zespoły. Choć niekoniecznie mniej nieprzewidywalne.
Bo Śląsk jest jak „Fasolki Wszystkich Smaków Bertiego Botta” z serii „Harry Potter”. Nigdy nie wiadomo czy trafisz czekoladę czy wymiociny. Taki zespół, który po wykopaniu Lecha Poznań z Pucharu Polski (3:1) i naprawdę dobrych meczach ligowych z Jagiellonią (2:2) oraz Wisłą Płock (2:1), zagrał w Legnicy z Miedzią taką masakrę, że aż sam trener Djurdjević zdawał się tego nie rozumieć. Ostatnią w tabeli Miedzią, która wcześniej wygrała tylko jeden mecz. Ten był drugi (1:0). Na chodzonego wygrać się nie da, a najlepszy w zespole pod tym kątem Patrick Olsen przebiegł nieco ponad 10 km. Źle, fatalnie, zatrważająco.
Dlatego czy WKS można uznać za faworyta starcia z Sandecją? Niby tak, bo nowosączanie to jednak ostatni zespół tabeli Fortuna 1. Ligi, która dopiero w ostatni weekend wygrała drugi mecz w sezonie (choć imponująco, bo 4:1 z Zagłębiem Sosnowiec). Aczkolwiek Śląsk w tym sezonie im niżej musi podskoczyć by pokonać przeszkodę, tym większe ma z tym problemy. Gdy to oni są faworytami i muszą przejąć piłkę na dłużej niż rywal, wtedy zaczynają się schody. Tylko z Ruchem Wysokie Mazowieckie wyzwanie było tak maleńkie, że tam po prostu nie mogło być większych kłopotów.
Czy i z Sandecją ich nie będzie? Teoretycznie skoro była porażka, to teraz wedle wzoru na wyniki Śląska 2022/23 powinno być zwycięstwo lub remis (co oznaczałoby rzuty karne). Przekonamy się, czy WKS będzie w stanie taką tendecję podtrzymać. Na drodze stanie im dwóch piłkarzy, którzy do niedawna jeszcze biegali w koszulkach wrocławian. To prawy obrońca Jakub Iskra oraz bramkarz Matus Putnocky.
Mecz Sandecja Nowy Sącz – Śląsk Wrocław odbędzie się w środę 9 listopada o 20:00 na stadionie w… Niepołomicach (Sandecja swój ma w remoncie). Transmisja na Polsacie Sport (a przynajmniej miejmy taką nadzieję, że nie zapomną jak w Wysokich Mazowieckich).