Oczywiste jest, że największym dworcem Wrocławia jest Wrocław Główny. Ale który zajmuje na tej liście drugie miejsce? Mikołajów? Leśnica? Może wspominany niedawno przez nas w #DworceWrocławia Brochów? Nic z tych rzeczy. Mowa tu o stacji Wrocław Nadodrze. Duży, zbudowany jeszcze w XIX wieku dworzec, który dziś nie wygląda do końca tak jak powinien, a przez lata próbowano przerzucać go sobie z rąk do rąk jak w zabawie w „piłka parzy”. Ale być może wkrótce się to zmieni.
Tradycyjnie gdy szukamy początków właściwie jakiegokolwiek dworca we Wrocławiu, to cofamy się do czasów niemieckich. W tym wypadku naprawdę głęboko, bo do lat 60′ XIX wieku. Był to okres silnego rozwoju kolei nie tylko w Niemczech, ale ogólnie na świecie. Na terenach dzisiejszego Wrocławia i okolic kwitła Kolej Górnośląska, ale nie tylko ona chciała z ówczesnego Breslau wycisnąć jak najwięcej. Coś dla siebie chciała „uszczknąć” także Kolej Opolsko-Tarnogórska. To jej właśnie swoje narodziny zawdzięcza Wrocław Nadodrze. O utworzenie połączenia Wrocławia z Górnym Śląskiem przez Lubliniec czy Kluczbork, starała się ona przez 10 lat. W końcu w 1865 roku otrzymała koncesję, a trzy lata później powstał główny bohater tego tekstu.
Duży, istotny, pionier w kilku kwestiach
Rechte-Oder-Ufer-Thorbahnhof. Co to? Nazwa nowej płyty Rammsteina? Nie, tak Niemcy wpierw nazwali Wrocław Nadodrze. W tłumaczeniu na polski było to mniej więcej „Dworzec Bramny Kolei Prawego Brzegu Odry”. Potem przekształcono to na krótsze „Wrocław Brama Odrzańska (Breslau Odertor)”. Sam dworzec, a dokładniej jego budynek rozmiarom ustępował tylko obecnemu Głównemu. Wysoki, długi na 190 metrów, postawiony z czerwonej, nieotynkowanej cegły. Neogotyckie elementy, arkadowy portyk, trzy kondygnacje. Wszystko w bardzo popularnym wówczas stylu historycznym.
Jeśli chodzi zaś o jego użytkowanie, postawienie tam dworca okazało się bardzo dobrym posunięciem. Stacja szybko zyskała wielu pasażerów i było tak naprawdę długo. Zwłaszcza gdy po I wojnie światowej jeszcze go rozbudowano o kilka torów. Drugą wojnę światową przetrwał w zaskakująco dobrym stylu. Dość powiedzieć, że był to pierwszy we Wrocławiu dworzec, który przyjmował pociągi z kierunków wschodnich. Co więcej, pierwsza linia tramwajowa w stolicy Dolnego Śląska (nr 1) łączyła Biskupin właśnie z nim. Ciekawe jest, że „jedynka” do dziś tak jeździ, tylko oczywiście po znacznie przedłużonej trasie.
Nadodrzański dworzec za tzw. „komuny” też trzymał się bardzo porządnie. Jeszcze w końcówce lat 80′ swoje siedziby miały tam instytucje PKP, były tam m.in. komisariat Milicji Obywatelskiej, przychodnia lekarska czy internat Technikum Kolejowego. Do dziś istnieje tam też przejście podziemne, które niegdyś łączyło zaplecze zajezdni tramwajowej z byłymi Zakładami Naprawczymi Taboru Kolejowego. Pełniło ono też rolę swego rodzaju schronu, a nieopodal dworca mamy kompleks schronów przeciwlotniczych.
Długo niechciany, teraz z nową nadzieją
Jednak z czasem budynek dworca stawał się coraz bardziej zaniedbany, a z jego remontem są problemy do dziś. W ostatnich latach Polregio bardzo usilnie starało się go sprzedać. Prób było wiele, ale najpierw nikt się nie zgłosił, a potem w 2018 roku kupić chciała go spółka Dworzec Nadodrze sp. z.o.o.. Ale sprawa tak długo się ciągnęła, Przewozy Regionalne przedłużały termin aż do początku 2020 roku i… nic z tego nie wyszło. Jednak w końcu się udało.
W kwietniu tego roku kupiła go firma DL Invest Group XLVII sp. z.o.o. z Katowic za niespełna 15 milionów złotych. Nowy inwestor ma w planach nie tylko remont, ale i znaczne zwiększenie roli dworca w życiu ogólnym Wrocławia. W budynku miałyby się pojawić m.in. powierzchnie biurowe, usługowe czy gastronomiczne, a perony mają stać się bardziej funkcjonalne. Czy tak będzie i kiedy to okaże się w przyszłości. Ale warto trzymać nowego inwestora za słowo, bo wystarczy spojrzeć na Wrocław Nadodrze by wiedzieć, że kryje się tam niemały potencjał. Znacznie większy niż po prostu zabytek (wpisany swoją drogą na tą listę już w 1977 roku).