W ramach okołoświątecznego wydania cyklu #BliżejMiasta, zapraszamy Państwa do spotkania z ludźmi odpowiedzialnymi za niesamowity – nawet w skali kraju – projekt.
„Cafe Równik”, czyli kawiarnia, w której pracują osoby z niepełnosprawnościami i zaburzeniami rozwojowymi, takimi jak autyzm, zespół Downa, upośledzenie czy porażenie mózgowe. Kawiarnia została nagrodzona w plebiscycie „30 Kreatywnych Wrocławia” oraz wyróżniona nagrodą Prezydenta RP Andrzeja Dudy „Dla Dobra Wspólnego” w kategorii „Dzieło”.
Wywiadu udzielili autorzy projektu – prof. Małgorzata Młynarska oraz dr hab. Tomasz Smereka. Na kilka pytań odpowiedział również Kuba Nowak – kelner w „Cafe Równik”. Dzisiaj początek naszej rozmowy, a dokończenie w drugi dzień Świąt Bożego Narodzenia.
To, co robicie w Cafe Równik jest niezwykłe, jaki był początek tej inicjatywy?
MM: Coraz bardziej przekonuję się, że to jest niezwykłe. Początek sięga wielu, wielu lat wstecz i zaczął się od Stowarzyszenia Twórców i Zwolenników Psychostymulacji. Myślę, że wszyscy, którzy nas nagradzali brali pod uwagę, że to jest kontynuacja pewnego projektu. Geneza tego przedsięwzięcia liczy sobie około 25 lat, a w 2020 roku minie ich już 30, odkąd ja i Tomasz Smereka, psycholog i współautor metody Dyna-Lingua M.S, czyli metody terapeutycznej ją stworzyliśmy.
Metoda była pewnym pedagogicznym krokiem naprzód. W skrócie chodzi o to, że nauka mowy nie powinna się sprowadzać tylko do artykułowania, ale do rozumienia, od strony poznawczej. Weszliśmy w psychostymulację, angażując naszych podopiecznych w naukę mowy całościowo. Wdrażaliśmy prace z całym ciałem, na przykład poprzez scenki teatralne. Priorytetem dla nas było rozumienie, więc uczyliśmy mowy komunikacyjnej. Ja reprezentowałam wątek pedagogiczny, logopedyczny, a Tomasz psychologiczny, czyli myślenie. Dlatego ta metoda od początku była nazwana terapią mowy i myślenia łącznie.
Powstanie tej kawiarni sięga jeszcze powstania metody psychostymulacyjnej i zebrania się wokół nas ludzi, którzy chcieli z nami pracować zgodnie z tym nurtem. Nasi podopieczni, którzy dziś tutaj pracują zostali przyniesieni do nas przez swoich rodziców jeszcze jako malutkie dzieci. Niektórych znamy po 20-kilka lat i to już jest coś więcej niż więź podopieczny – terapeuta. Nie ma niestety systemowych rozwiązań, które zapewniłyby pracę dla osób z niepełnosprawnościami, więc sami postanowiliśmy wykonać ten kolejny krok. Myślę, że dzięki temu ci ludzie są dziś aż tak sprawni, że większość z nich może funkcjonować samodzielnie. Czas płynął, a my czuliśmy zobowiązanie wobec tych ludzi.
Pomysł z kawiarnią przyszedł nam do głowy podczas wyjazdu z grupą na turnus logopedyczny. Pewnego razu zauważyliśmy, że nasi podopieczni bardzo przyglądają się samochodom, które stoją na parkingu, bo były dość brudne. Wpadliśmy na pomysł, że można sprawdzić, jak oni są w stanie pracować w grupie i realizować wyznaczone zadania, jeśli chcieliby je umyć. Pojazdy należały do innych gości ośrodka, którzy przyjechali tam z małymi dziećmi więc część się zgodziła. Te czynności stały się dla naszych dzieciaków bardzo atrakcyjne, dodatkowo, kiedy dostali za to gratyfikację i zobaczyli na jakie przyjemności można ją wymienić, bardzo się podekscytowali i to pokazało nam, że warto iść w tym kierunku. Oczywiście bardzo skracając, bo to nie było łatwe. I od strony biurokracji, jak i praktycznej.
Co było najtrudniejsze podczas tworzenia tego projektu?
MM: Z pewnością kwestie lokalowe. Pod tym kątem dalej nie jest dobrze, niestety. W dalszym ciągu ogrzewamy się farelkami, z całym szacunkiem do Urzędu Miasta. Nie wyobrażam sobie tutaj minusowych temperatur. W tym lokalu niestety niezbyt da się to zmienić, potrzebujemy innego miejsca, a na ten moment – według władz, nie ma wielu innych możliwości, a te proponowane nam są podobnie niedostosowane. Nie mamy możliwości zrobić ogródka letniego, samochody parkują nam prawie w kawiarni.
Szkoda, bo moglibyśmy być ciekawą wizytówką miasta. Z tą lokalizacją będzie o to trudno, jak Pan widzi, mamy dzień powszedni i jest niemal kompletnie pusto. Gdybyśmy chcieli za koordynowanie tego wszystkiego otrzymywać pieniądze, nie bylibyśmy w stanie się utrzymać. Oczywiście podopieczni pobierają wynagrodzenie.
W kawiarni pracują tylko osoby, które miała Pani wcześniej pod opieką w stowarzyszeniu Twórców i Zwolenników Psychostymulacji czy był lub jest inny sposób rekrutacji? Może wciąż szukacie pracowników…
MM: Tak, tutaj na zmianę pracuje czternaście osób. Sześć z nich wywodzi się z naszego stowarzyszenia, byli z nami od początku, pozostali dołączyli nieco później. Co do nowych pracowników, nie dalibyśmy rady… Oni i tak pracują na ćwiartkach etatu, żeby każdy miał szansę. Nie mamy zasobów na stworzenie jeszcze jednego takiego lub podobnego miejsca, ale z pewnością byłby we Wrocławiu bardzo potrzebny.
Miałem przyjemność być Waszym gościem jakiś czas temu i zauważyłem, obsługa jest bardzo zżytą grupą i świetnie współpracuje. To przyszło naturalnie? Czy było trudniejszym procesem?
MM: Było naturalne ze względu na trzon, o którym wspominałam wcześniej. Te sześć osób znało się od malutkiego dziecka, a każda nowa osoba wchodziła jak „nóż w masło”. Grupa wręcz spragniona przyjmowała nowych ludzi i bardzo pomagali im się zasymilować. Dobrze funkcjonująca grupa nie będzie odpychać nowych członków, a chętnie się poszerzać. Dołączające osoby często były przerażone na początku, ale dzięki wsparciu pozostałych wszystko szybko mijało. Zawsze prowadziliśmy naszych podopiecznych zgodnie z zasadą równości, więc z nazwą kawiarni nie było najmniejszego problemu.
W „Równiku” pracują tylko autyści czy również osoby z innymi zaburzeniami? Jak wygląda zespół?
MM: Z wieloma. Piotr miał autyzm, Kuba zespół Downa, Marcin miał porażenie mózgowe, Fabian upośledzenie… Wszyscy mieli ogromne problemy z komunikacją, ale zaczęli pracować nad myśleniem na tyle wcześnie, że teraz są osobami wysokofunkcjonującymi. Warto wspomnieć, że różnica między osobami terapeutyzującymi się z nami od małego regularnie, a tymi, którzy tego nie robili jest ogromna. Wręcz smutna…
Dzięki „Równikowi” mamy sporo powrotów, „biblijnych” można rzec, bo niektórzy z jakichś powodów przestali z nami pracować. Niestety, ale mają teraz ogromne problemy z komunikacją i samodzielnością i bardzo smutne jest widzieć łzy rodziców, którzy porównują zaradność i rozwój swoich dzieci, a naszych podopiecznych…
Rodzicom wydaje się często – bardzo błędnie, że edukacja szkolna jest najważniejsza. Wielu nie rozumie, że w przypadku zaburzeń najważniejsze jest zdobycie zdolności do komunikacji, a nie suchej wiedzy, bo będzie bezużyteczna. Myślenie o byciu konkurencją dla ludzi, którzy nie mają uszkodzonych mózgów jest pułapką! Umiejętności zrobienia czegoś samodzielnie, co potem da możliwość zarobienia pieniędzy i zaradności życiowej osób z niepełnosprawnością, to jest klucz i cel terapii.
Jak prowadzi się takie przedsięwzięcie we Wrocławiu? Dużo macie stałych klientów?
MM: O trudnościach już wspomniałam. My pracujemy społecznie i musimy jedynie utrzymać lokal, ale jeśli ktoś chciałby za tym zarabiać… Niemożliwe. A co do klientów – rozpoznaję kilka twarzy, które często tu widuję. Chciałabym, żeby ludzie potraktowali nasz projekt również nieco ambicjonalnie, to znaczy, żeby mieli takie poczucie, że warto nas czasem odwiedzić, bo to pośrednio pomaga naszym podopiecznym w rozwoju.
Z liczbą klientów bywa różnie, są weekendy są lepsze od dni powszednich naturalnie, ale lato… Latem jest pusto. Ludzie wolą usiąść sobie w miejscu, które ma ogródek. My niestety nie mamy możliwości go stworzyć, a lokalizacja tak jak wspomniałam również nie pomaga. Wsparcie miasta jest, ale średnie. Mamy czasem małe granty czasowe, różne krótsze formy wsparcia. Mogłoby być lepiej, bo sama życzliwość ratusza jest ogromna, ale nie zawsze przekłada się to na realne wsparcie. Niemniej liczymy na zmianę sytuacji w przyszłym roku i są już na to pewne plany.
O ile wiem, poza pracą w kawiarni, Pani podopieczni uczestniczą wciąż w innych formach terapii?
MM: Oczywiście, wciąż prowadzimy z nimi zajęcia na placu Św. Macieja. Bardzo lubią również tańczyć, uczą się tego i w tym roku wystąpią nawet na Sylwestrze na wrocławskim rynku. Mamy szeroką ofertę i różne zajęcia, żeby wszyscy mogli pogodzić to z pracą i wciąż rozwijać się na wielu płaszczyznach. Naszym planem jest stworzenie podopiecznym takiego zawodowego laboratorium. Kiedy poczują się gotowi mogą iść do pracy gdzie indziej, bardzo proszę. Ostatnio jeden z nich poszedł do Costa Coffee i teraz tam jest kelnerem. Niech idą na wolny rynek i stanowią wsparcie doradcze dla nowych.
Zostaliście niedawno docenieni przez Prezydenta Andrzeja Dudę nagrodą „Dla Dobra Wspólnego” w kategorii „Dzieło”, to chyba wspaniałe docenienie waszej pracy.
MM: Bardzo. W lecie mieliśmy wizytę pracowników z Kancelarii Prezydenta RP. Podobno ktoś nas zgłosił. Zrobiono materiał filmowy, wypytywali o całą przeszłość i kapituła zdecydowała, że jesteśmy nominowani, co już było wielkim wyróżnieniem, bo warto wspomnieć, że ze 100 projektów nominuje się jedynie 3. Na Panu Prezydencie materiał zrobił ogromne wrażenie, więc postanowiono dać nam pierwszą nagrodę. Gala była dla nas też bardzo pouczająca, bo okazało się, że wszyscy potrafią zachować się bardzo dostojnie. Mamy nadzieję na dalszy rozwój i przekraczanie granic. Nasi podopieczni stali się już grupą samodzielną, ambitną i świadomą swojej wielkiej wartości. Jesteśmy z nich dumni.
Dokończenie 26 grudnia 2919
Rozmawiał: Maciej Fedorczuk
Komentowane 1