Przed Śląskiem Wrocław trudny wyjazd do Zabrza, wracamy bowiem do ligowej rzeczywistości. Mamy dla Państwa – w cyklu #PrzedMeczem felieton Dariusza Nowakowskiego.
Koniec przerwy na reprezentację, czas wrócić do szarej ligowej rzeczywistości. Zazwyczaj przerwa na reprezentację to dla kibiców polskiej piłki był czas ogólnokrajowej radości.
Mecze reprezentacji Polski, szczególnie tej prowadzonej przez Adama Nawałkę, to było coś na co wszyscy pasjonaci polskiego futbolu czekali. Reprezentacja Waldemara Fornalika nie przekonywała niczym, aż nagle przyszedł Adam Nawałka i z reprezentacji uczynił towar luksusowy. Coś, co każdy musiał zobaczyć. W końcu polski futbol przed objęciem kadry przez tego selekcjonera był na piłkarskim dnie. Nagle coś drgnęło. Mój wywód zmierza jedynie do tego, że dotychczas mecze naszej kadry to był wyjątek od tej szarej polskiej piłkarskiej rzeczywistości. Mecze tej drużyny sprawiały, że wbici głęboko w swój fotel mogliśmy troszeczkę odżyć po szarej ligowej szarówie.
Teraz po dwóch – nie bójmy się tego powiedzieć – dwóch beznadziejnych meczach naszej kadry wracamy z szarości do szarości. Na szczęście ta nasza wrocławska ostatnio nieco bardziej kolorowa, bo Śląsk jest liderem, choć ja sam upieram się przy zdaniu, że wynik ten jest dużo lepszy, niż gra drużyny.
Co słychać w Zabrzu?
Przede wszystkim, aby mieć pełny ogląd sytuacji drużyny z Zabrza trzeba przypomnieć jak Górnicy do niej wrócili. Po pierwszoligowej jesieni w sezonie 2016/17, nikt nie spodziewał się, że Górnik do ekstraklasy awansuje. Na szczęście dla nich, wtedy jeszcze młodych piłkarzy z Zabrza, wiosna była magiczna. Im bliżej było końca rozgrywek, tym Górnik grał lepiej. Niesamowita młodzież nabierała z każdym spotkaniem doświadczenia, a klub z każdą kolejką zbliżał się do upragnionego awansu, choć nie był w tej walce faworytem. Ba! Po rundzie jesiennej typowano go nawet do walki o utrzymanie!
Jednak, młodzi piłkarze tacy jak Damian Kądzior czy wtedy zbierający pierwsze ligowe szlify Szymon Żurkowski wtedy stanowili o jego sile. Dziś Kądzior jest jednym z czołowych zawodników Dinama Zagrzeb, a „Żurek” po kapitalnych w jego wykonaniu młodzieżowych mistrzostwach Europy przeniósł się do Florencji, gdzie wraz z Fiorentiną ma stawiać kolejne piłkarskie kroki. Nie można zapomnieć o Igorze Angulo, który królem strzelców zostawał nie tylko w ekstraklasie, ale i wtedy w pierwszej lidze. To zdecydowanie gracz, który i dziś wydaje się być najgroźniejszą bronią niedzielnego rywala WKS-u.
Dzisiaj w Górniku poza Hiszpanem nie ma już wyżej wymienionych. W zespole nie ma też Mateusza Wieteski, czy nawet Gruzina Waleriana Gvilii, który podobnie jak Wieteska dziś jest zawodnikiem warszawskiej Legii. Zatem to już udało się nam ustalić. Górnik Zabrze to już zupełnie inna drużyna, niż w ostatnich dwóch sezonach i nie ma co do tego najmniejszych wątpliwości.
Jakie są silne strony Górnika?
Wyżej wspomniany Igor Angulo to z pewnością duże zagrożenie. Zawodnik co prawda wiekowy, ale skuteczny co we wspomnianej szarej ligowej rzeczywistości jest już argumentem. Z pewnością na tę chwilę wydaje się być groźniejszy, niż jego rodak Eric Exposito, który na dobrą opinię musi sobie jeszcze zapracować. Jeden gol w La Liga to jeszcze za mało, aby stawiać go na równi z doświadczonym i ciągle bramkostrzelnym napastnikiem Górnika. Ponadto coraz lepiej rozumie się On z Jezusem Jimenezem, z którym stanowią coraz groźniejszy duet.
Jakie są jeszcze mocne strony tej drużyny? Łukasz Wolsztyński, Paweł Bochniewicz czy bramkarz Martin Chudy. Ten pierwszy przyczynił się do awansu Górnika do ekstraklasy i dalej jest postacią niezwykle cenioną. Szybki, silny, dobrze zbudowany, potrafiący zrobić sporo zamieszania w szeregach obronnych rywali. Trzeba będzie mieć go na oku. Do Pawła Bochniewicza nikogo przekonywać nie trzeba. Jeśli ktoś nie wierzy w jego umiejętności niech obejrzy raz jeszcze spotkanie Polska kontra Włochy w Bolonii, gdzie obok Bielika i Wieteski zagrał kapitalnie, a Polska bramki nie straciła. W bramce w mojej opinii ciągle jeszcze nie pokazujący pełni swoich możliwości były bramkarz, występującego wtedy w Lidze Europy Spartaka Trnawa, Martin Chudy, który z pewnością jest coraz pewniejszy. Trochę boli serce polskiego kibica futbolu, że zabiera miejsce na boisku młodemu Losce.
Reszta zespołu? Z całym szacunkiem to szara ligowa rzeczywistość. Zdolności przywódcze posiada Szymon Matuszek, który jednak chyba najlepsze mecze w karierze ma już za sobą, a ostatnio zamiast pełnych występów zalicza jedynie minuty. Górnik Zabrze ma również znakomitego trenera, bo Marcin Brosz z tego co ma wyciąga więcej, niż można się spodziewać. Pewnie dlatego dziś Górnik jest brany pod uwagę w kontekście walki o górną ósemkę.
Śląsk zabezpieczy defensywę
Po meczach, które oglądaliśmy do tej pory wiemy, że drużyna trenera Viteslava Laviczki to zespół, który podobnie jak niegdyś mistrzowska drużyna Oresta Lenczyka, przede wszystkim zabezpiecza dostęp do własnej bramki. Zdziwiłbym się, gdyby Śląsk cały mecz dominował nad Górnikiem. Oddanie inicjatywy dla tej drużyny to coś zupełnie normalnego, ale czasami ma się wrażenie, że to szczęście, a nie przemyślana strategia ratuje Śląsk przed stratą bramek.
Płacheta jak Waldemar Sobota?
Transfer Przemysława Płachety to świetny ruch dyrektora sportowego Śląska Wrocław Dariusza Sztylki. Zawodnik ten ma niesamowitą łatwość dryblingu, a kiedy widzisz, jak się rozpędza zastanawiasz się „czy ja przypadkiem nie oglądam wyścigu F1?” Niesamowita wręcz lekkoatletyczna zdolność poruszania się na bardzo dużej prędkości. Płacheta nie tylko daje kilka dobrych akcji ofensywnych w meczu. To zawodnik niezwykle na boisku pracowity. Wywiązuje się z nawiązką z zadań ofensywnych, a mecz z Lechią w Gdańsku, czy ostatni mecz reprezentacji U-21 z Estonią, gdzie zdobył gola i rozegrał 86 minut udowadniają, że może być nie tylko najlepszym młodzieżowcem tej ligi, ale i jej najlepszym zawodnikiem.
Pich na dziesiątce to jest to!
Robert Pich po powrocie do ekstraklasy z drugiej bundesligi zawodził praktycznie w każdym meczu. Zawodnik ten słynął ze znakomitych, podobnie jak Przemek Płacheta, warunków motorycznych. To właśnie na tym bazował do tego dokładał dobrą skuteczność i wszystko było w jak najlepszym porządku. Odkąd wrócił do Wrocławia był cieniem samego siebie. Wolniejszy i mniej skuteczny co było widać frustrowało jego samego, a i przy okazji kibiców. Czeski szkoleniowiec go odbudował i dał mu ten sam blask, którym lśnił jeszcze przed laty. Trener przypasował mu też nową pozycję. Pozycję numer dziesięć, co okazało się strzałem w dziesiątkę. Płacheta i Pich to duet, który w Zabrzu powinien zapisać się na liście strzelców, ale to tylko spekulacja, bo rozmowa o sporcie zawsze nią jest. Tego nie unikniemy.
Wrocławska stabilizacja faktem, a nie tezą
W końcu po tylu latach możemy powiedzieć, że Śląsk ma wyrównaną szeroką kadrę, dobrego trenera i to co najważniejsze piłkarskie szczęście. W Zabrzu zwycięstwo powinno być obowiązkiem. Jednak – w mojej opinii – mimo tego, że Górnik nie tak silny jak wtedy, gdy dwa sezony temu ocierał się o podium ekstraklasy każdy punkt przywieziony do Wrocławia będzie cenny.
Jak zasugerował trener Jagiellonii Białystok Ireneusz Mamrot dla blogu „Cioną po oczach”: Nie powinno się przywiązywać zbyt dużej wagi do tego na którym miejscu znajdujesz się na początku sezonu, ważne, żeby te punkty zdobywać, ale liczy się wynik końcowy.
Tak właśnie powinniśmy we Wrocławiu podchodzić do sprawy, ale trener Laviczka to stuprocentowy profesjonalista. Zaufali mu piłkarze, coraz bardziej ufają mu kibice. Ja też mu zaufałem. Niezależnie od tego jak jego przygoda ze Śląskiem Wrocław się potoczy, to fachowiec, przez duże „f”, a do tego już przekonywać nie trzeba. To fakt – nie opinia.
Dariusz Nowakowski
Foto: sport.interia.pl
Ciekawy felieton, ale wątpię żeby te patałachy dały radę.