W cyklu #BliżejMiasta przedstawiamy ludzi związanych z Wrocławiem, którzy pozytywnie wyróżniają się swoim stylem życia, wykonywaniem zawodu lub pasjami. Osobą, o której dzisiaj chcemy przekazać kilka ciepłych słów jest Jarosław Szandrocho – fizjoterapeuta wrocławskiego „Śląska” Wrocław. Jesteśmy zatem dzisiaj także #BliżejSportu.
Jarosław Szandrocho, jak prawdziwy przyjaciel, z klubem jest „na dobre i na złe”. Był w nim, kiedy ten spadł do III ligi. Pewnego dnia dowiedział się, że ma się spakować. „Klub będzie zamknięty” – usłyszał wówczas. Na szczęście okazało się inaczej, a Szandrocho ze Śląskiem awansował od III ligi do ekstraklasy.
W domu ma swoje prywatne muzeum, a w nim między innymi legendarne koszulki Ryszarda Tarasiewicza czy Janusza Sybisa. Bazując na zachowanych przez fizjoterapeutę pamiątkach można stworzyć muzeum, którego „Śląsk” jeszcze się nie doczekał. To właśnie takie osoby, jak Pan Jarosław, są chodzącą historią tego klubu, ale też oddają mu całe swoje życie.
Wyjazdy, obozy, przygotowania…, w futbolu funkcjonuje zupełnie inny kalendarz niż ten, którym żyją normalni ludzie – mówi Jarosław Szandrocho.
To nie jest praca od 8. do 16. jak w korporacji. To treningi, wyjazdy, a wszystko z miłości do klubu, bo i nie raz dokładał do niego z własnej kieszeni. Remontując siłownię i nie tylko. To jak ważny jest dla niego klub, pokazuje historia relacji z najbliższymi Szandrochy. Nie ukrywa, że czasu po prostu brakuje. Przypomina sobie, że idąc na zebranie do szkoły nie pamiętał… do jakiej klasy chodzi jego dziecko. To efekt poświęcenia, nie zawsze miły, nie zawsze krzepiący na duchu.
W fenomenalnej produkcji Canal+ poświęcenie fizjoterapeuty dobrze oddaje historia opowiedziana przez Dariusza Sztylkę. Taką najbardziej dziwną rzeczą, jaką Jarek zrobił to kiedyś sam wyremontował siłownie tutaj w tym budynku. Zawszę dziwiłem: Jarek, dlaczego Ty to robisz? On mówi: bo ja kocham ten klub, zrobię dla nie wszystko. Ja mówię: Ale ty tracisz swoje pieniądze, tu nikt nawet ci dziękuje w tamtych czasach nie powie. On mówi: Ale to nie jest ważne. Ja wiem, że robię dobrze, to dla was, jako dla zawodników żebyście mogli normalnie trenować – wspomina Dariusz Sztylka.
Jarosław Szandrocho to właściwie zaprzeczenie tego, co widzimy w dzisiejszych czasach. To człowiek, który ma pasję. Kocha swój klub i jemu się poświęca. Jego okłady z pijawek i niekonwencjonalne metody leczenia z pewnością są dowodem na to, że jest profesjonalistą w tym, co robi. Zresztą każdy piłkarz trenujący przy Oporowskiej potwierdzi te słowa.
Klub to nie tylko kadra meczowa. To też jego pracownicy. Od trenera po panią sprzątającą klubowe korytarze. To wielka układanka, której sprawne funkcjonowanie może przełożyć się na ostateczny sukces.
Jedno jest pewne. Jarosław Szandrocho to już nie tylko legenda klubu. To legenda Wrocławia. Ze „Śląskiem” związany od roku 1995. Pierwszą wypłatę otrzymał, jednak rok później…
Dariusz Nowakowski
FOTO: . z albumu osobistego J. Szandrocho . kadr z filmu „Jarosław Szandrocho – szaman w szatni Śląska”