Tytus Nowik to jedna z wschodzących gwiazd polskiej siatkówki. Rocznik 2003, mistrz świata u-19 i najlepszy zawodnik tego turnieju. Jak szybko dojrzeć z dala od rodzinnego domu? Kogo podpatruje? Jak trenerzy wpłynęli na jego karierę? Czy w wieku 18 lat można być przyzwyczajonym do życia na walizkach?
Jakie to uczucie być mistrzem świata?
Na początku ciężko to do nas dociera. Wiem, że wygrałem mistrzostwo świata, wiem że wygrałem nagrodę MVP turnieju, ale nie dociera to do mnie. Jestem na pewno szczęśliwy, ale minie sporo czasu, kiedy się oswoję z tą myślą. Fajnie, że to nie jest pierwszy raz, kiedy przywozimy medal z imprezy mistrzowskiej.
Nadzieje z tym turniejem były duże. Wiadomo, że jadąc na taką imprezę musisz spodziewać się trudnych momentów. Jaki był ten najtrudniejszy podczas mistrzostw świata w Iranie?
Wiadomo, że dwa mecze z Iranem były bardzo trudne. Najtrudniejszy moment miał miejsce w półfinale, kiedy prowadziliśmy 2:1 i w czwartym secie mieliśmy przewagę pięciu punktów i siatkarze z Iranu doszli nas na 18:17. Myślę, że każdemu wtedy gdzieś się zatrzęsła ręka, bo jakbyśmy nie skończyli tej akcji, to mogłoby to się różnie potoczyć. Mieliśmy tą przewagę nad Iranem, że czuliśmy się mocni mentalnie. W końcówkach pokazywaliśmy to, że nie ma dla nas trudnych piłek. Zawsze rozstrzygaliśmy je na swoją korzyść i zmuszaliśmy rywali do popełniania błędów.
W każdym z meczów zdobyłeś dwucyfrową liczbę punktów. Takich liczb oczekuje się od atakujących. Czujesz się jednym z liderów tej złotej drużyny?
Myślę, że można to tak nazwać. Jestem jednym z kilku liderów. Nie oszukujmy się – w każdym meczu wszyscy zagrali bardzo równo. Były różne fazy meczów. Czasami więcej graliśmy środkiem, czasami więcej graliśmy skrzydłami. Zdarzało się, że więcej punktów ode mnie miał nasz środkowy, czyli Kuba Majchrzak. Wiadomo, że z rozgrywającym – Kajtkiem Kubickim – znamy się od dawna. Wiem i widzę to, że bardzo mi ufa poprzez lata spędzone w kadrze. Rok temu były sytuacje, kiedy walczyliśmy o 3. miejsce z Bułgarią, gdzie Kajtek dał mi duży kredyt zaufania. Dostałem od niego dużo świetnych piłek i zdobyłem wtedy 31 punktów. To jest chyba najważniejsze. Jak jest ciężki moment podczas meczu, to możemy sobie wzajemnie ufać.
Jak wygląda czas tuż po mistrzostwach?
Teraz siedzę w domu, do 12 września mam wolne. Cieszę się, bo w rodzinnym domu jestem rzadko – zwykle tylko na święta.
Sukces wpływa na zainteresowanie. Rozmawiałem niedawno z mistrzynią olimpijską w sztafecie – Natalią Kaczmarek – i w jej przypadku wzrost zainteresowania był widoczny.
Na pewno pytań, próśb o wywiad zaczęło się pojawiać więcej. Miałem taką dziwną sytuację. Byłem spotkać moich nauczycieli z podstawówki. Miejscowość, w której wychowywałem się to Koczała i po prostu chciałem odwiedzić dawnych wychowawców. Nagle zaczęły do mnie podchodzić dzieci i prosić o autograf, czy zdjęcie. To bardzo miłe, ale z drugiej strony dziwne, bo mam dopiero 18 lat.
Masz 18 lat i w swojej karierze miałeś do czynienia z takimi trenerami jak Mark Lebedew, czy teraz w reprezentacji młodzieżowej – Michał Bąkiewicz. Jak wyglądają twoje relacje z trenerami? Każdy na pewno nauczył cię czegoś innego.
Na pewno od samego początku mojej kariery miałem szczęście pracować ze świetnymi trenerami. Mariusz Patejuk, Marcin Dawidowski, Ariel Fijoł, Tomasz Barański, Krzysztof Janczak i Mark Lebedew. Do tego od kilku lat przy mojej karierze jest obecny Michał Bąkiewicz. Myślę, że od każdego z nich wyniosłem coś pozytywnego. Każdy z nich powiedział coś, co zostało mi w głowie. Pamiętam, że Ariel Fijoł użył kiedyś takiego sformułowania: „Jeśli zachowujesz się jak gwiazda, graj jak gwiazda”. To do dziś mnie napędza. Z Markiem Lebedewem współpracowałem przez pół roku i współpracowało mi się z nim bardzo dobrze. Mogę powiedzieć, że poświęcał mi bardzo dużo uwagi. Trenowałem i grałem na przyjęciu. Trener dużo ze mną rozmawiał, zwłaszcza indywidualnie. Dostałem materiały wideo – jak przyjmuje i zagrywa Semeniuk. Trener widział gdzieś między nami podobiznę. Pokazywał mi ścieżkę rozwoju. Nawet do dziś utrzymuję kontakt i trener Mark podpowiada mi, co mogę poprawić. Gratulował mi sukcesu w Iranie i bardzo się cieszę, że mam kontakt z takim trenerem.
Jak wygląda wasz kontakt ze sztabem pierwszej reprezentacji? Nie wątpię w to, że Vital Heynen obserwuje młodszych siatkarzy.
Mieliśmy zaproszenie od razu po przylocie na mecz Polska : Serbia w Krakowie. Stawiliśmy się na ten mecz całą drużyną. Po meczu Vital Heynen do nas podszedł i nam pogratulował. Zamieniał pojedyncze zdania z zawodnikami – niestety mnie to ominęło, bo zostałem wzięty do wywiadu. Rozmawiałem z trenerem Sebastianem Pawlikiem, z którym będę miał do czynienia w Spale, zamieniliśmy parę zdań. Bardzo się cieszę, że seniorzy interesowali się naszym występem. Nie ominęli tego tematu, na social mediach wymienialiśmy się zdaniami i myślę, że to bardzo fajnie i napędzające.
Któryś z zawodników udzielił ci konkretnych rad?
Może nie rad, ale słów otuchy. Wiadomo, że nie mamy z tymi seniorami jeszcze takiego kontaktu, by rozmawiać z nimi naturalnie. Na razie to jest taki kontakt oficjalny: „gratulacje, dziękuję”. W poprzednim sezonie byłem członkiem pierwszoligowej drużyny, więc poznałem już ten klimat współpracy z seniorami. Liczę, że w Spale będzie łatwiej, bo ten pierwszy krok w seniorskiej siatkówce mam już za sobą. Pamiętam natomiast radę jednego z moich kolegów, który powiedział, że sztuką nie jest dostać się do Plus Ligi, tylko się tam utrzymać.
Dojrzewanie w siatkówce to jedno, a dojrzewanie w życiu to drugie. Jak szybko musiałeś stać się mężczyzną? Opuściłeś rodzinny dom w wieku 13 lat.
Myślę, że teraz to nie jest problem. Problem był w wieku 13 lat, kiedy musiałem i chciałem opuścić dom rodzinny. Jak miałem 13 lat i kończyłem szóstą klasę podstawówki, to dostałem propozycję od Trefla Gdańsk. Zgodziłem się i spędziłem trzy lata w gimnazjum w Gdańsku. To były lata, gdzie było ciężko. Teraz mam 18 lat i wygląda to trochę inaczej. Od liceum byłem we Wrocławiu. Podczas pierwszego roku grałem tylko w juniorskich rozgrywkach, natomiast w poprzednim sezonie w większości grałem w seniorach. Wiadomo, że dzięki temu sporo się nauczyłem. To są starsi ludzie, którzy mają rodziny, często dzieci. Mogę powiedzieć, że w jakimś stopniu mnie wychowywali.
Teraz będziesz w klasie maturalnej. Jak pogodzić granie w siatkówkę z edukacją?
Przez trzy lata w Gdańsku byłem normalnym uczniem. Miałem normalnie plan lekcji i godziłem treningi z nauką z klasą. Ogólnie dopóki gramy w juniorach, jesteśmy w SMS-ach, to jesteśmy w stanie to pogodzić. U nas wygląda to teraz inaczej. Mamy dwa treningi dziennie, wracamy do domu o 18 i wtedy mamy się uczyć. Jest ciężko. Miałem indywidualny tok nauczania we Wrocławiu i potrafiłem mieć trzy wyjazdy na mecz w jednym tygodniu. W weekend nie było czasu, nie miałem ferii. Tak naprawdę nie miałem czasu wejść do domu i zjeść kanapkę, a co dopiero zajrzeć do książki. Zaliczałem wszystko w swoich terminach. Zdarzało się, że niektóre zagadnienia zaliczałem o północy, o pierwszej w nocy.
Przed tobą wypożyczenie do SMS-u Spała. Przyzwyczaiłeś się do regularnych zmian miejsc zamieszkania?
Na pewno jak przeprowadzałem się do Gdańska, to był duży strach. Jak na mnie spojrzą ludzie, jak się odnajdę. Miałem 13 lat i 150 km do domu. Zostałem przyjęty bardzo miło, ale czułem po trzech latach, że mam dość. W wieku 16 lat stwierdziłem, że warto coś zmienić. Wybrałem Wrocław i nie żałuję. Idąc do Spały nie mam takich obaw. Znam tych chłopaków od 3-4 lat. Spotykamy się na kadrze i większość z nas się zna, a nawet przyjaźni. Będę się czuł jak w domu, tylko takim trochę innym.
Idziesz tam na ogranie. Za rok powalczysz o pierwszy skład w Gwardii?
Jestem w kontakcie z prezesami Gwardii Wrocław. Taki jest cel. Idę tam na ogranie się i trzymam kciuki, że Gwardia Wrocław awansuje w tym czasie do Plus Ligi. Ja w tym czasie mam zbierać doświadczenie i zbierać te cele spalskie. Chciałbym pomóc drużynie w utrzymaniu. Powrót do Gwardii rozstrzygnie się pewnie pod koniec sezonu, zależy to od prezesów klubu. Myślę, że jeśli oni będą mnie potrzebować, to będę gotowy.
Każdy młody człowiek potrzebuje inspiracji. Na kim się wzorujesz jako siatkarz, kogo starasz się podpatrywać?
Zaczynałem osiem lat temu, grałem w tzw. „kinderkach” – Kinder Plus Sport. Pamiętam, jak byłem w piątej klasie, to Polacy wygrali mistrzostwa świata. Wśród przyjmujących na pewno takim siatkarzem jest N’Gapeth, a wśród atakujących raczej Mariusz Wlazły. Mamy podobny wzrost i to też ma znaczenie. Jakbym podpatrywał Kurka, który ma powyżej 200 cm wzrostu, to nie każde zagranie mógłbym tak samo podejrzeć. Podpatrywać można zawodników o podobnych warunkach fizycznych. Wtedy to ma sens.