Miasto Wrocław pochwaliło się ostatnio kampanią o nazwie “Cztery zielone lata we Wrocławiu” dotyczącą greenwashingu, czyli masowemu nasadzaniu nowych drzew w stolicy Dolnego Śląska. Jednak dane, które zostały tam przedstawione nie każdemu przypadły do gustu. Projekt skrytykował kandydat Zielonych na prezydenta Wrocławia Robert Suligowski, który poddał pod wątpliwość skuteczność działań oraz zwrócił uwagę ile drzew w tym samym czasie wycięto.
Według danych przedstawionych przez miasto w ostatnich czterech latach we Wrocławiu nasadzono ponad 21 000 drzew. Do tego 215 tysięcy krzewów oraz pnączy, a także 52 nowe parki oraz zieleńce. Robert Suligowski na swoim Facebooku podważył skuteczność tych działań. Zauważył, że w tym samym czasie wycięto ponad 19 800 drzew, a połowa nasadzeń “była kompensacją za wycinki”. Do tego zdaniem Suligowskiego nowo nasadzone drzewo “nie rekompensuje ani klimatycznie, ani przyrodniczo, ani społecznie dojrzałego drzewa w miejskim ekosystemie”. Dodatkowo średnia długość życia drzewa w mieście to jakieś 12 lat, czyli dorosłości dożywa jedynie ułamek.
Zieloni zorganizowali także poświęconą temu tematowi konferencję prasową na Rynku. Głos zabrała tam przyrodniczka Małgorzata Piszczek. Ona również wyraźnie podkreśliła, że nowo nasadzone rośliny nie są w stanie zrekompensować braku tych, które zostały wycięte. Jest to po prostu fizycznie niemożliwe. Dodatkowo wyjaśniła, iż w miastach drzewa są szczególnie ważne, ponieważ obniżają temperaturę w swoim otoczeniu oraz retencjonują wodę. Suligowski podał zaś przykład alei Stabłowickiej zauważając, że “była możliwość przesunięcia drogi o 100 metrów, żeby poszła obok lasu, ale miasto nie zdecydowało się na takie rozwiązanie i puściło trasę przez środek lasku, praktycznie go niszcząc”.