Niegdyś Most Cesarski, dzisiaj – Grunwaldzki – będzie pierwszym przedmiotem zachwytu nowej serii portalu Wrocławskie Fakty. W cyklu #SymboleMiasta, będziemy przyglądać się flagowym budowlom, rzeźbom, pomnikom czy miejscom we Wrocławiu, które – często bezrefleksyjnie mijane przez mieszkańców – owiane są tajemnicami lub wręcz legendami.
Któż, gdy zapytać o miasto stu mostów – czyli Wrocław, nie kojarzy tej masywnej, kultowej konstrukcji. Otwarty 10 października 1910 r. był najdłuższym wiszącym mostem w Europie, a w uroczystościach inauguracyjnych uczestniczył sam Cesarz Wilhelm II. Codziennie utrzymuje dziesiątki tysięcy wrocławian.
Z Mostem Grunwaldzkim wiąże się wiele niewiarygodnych historii. Jedne leżą bliżej prawdy, inne zupełnie się z nią mijają. Do tej drugiej kategorii należy informacja, jakoby architekt mostu powiesił się na stalowych belkach konstrukcji przed oddaniem jej do użytku, ponieważ zdał sobie sprawę, że w jego planowanie wkradł się ogromny błąd. Przerażony faktem zagrożenia życia tysięcy mieszkańców Breslau i ignorowany przez władze, chcąc zgłosić swoją pomyłkę, postanowił rzekomo popełnić samobójstwo. Jak było naprawdę?
Most zaprojektował wybitny architekt Richard Plüddemann, dla którego projekt miał być zwieńczeniem pięknej i bogatej kariery zawodowej. Plüddemann był autorem między innymi Miejskiej Kasy Oszczędności przy ul. Kazimierza Wielkiego, słynnej Hali Targowej czy gmachu Sądu Krajowego we Flensburgu. Przez 23 lata był członkiem Rady Budowlanej Wrocławia. Niestety, uroczystego otwarcia swojego wspaniałego dzieła nie doczekał, bo zmarł w lutym 1910 r. Bynajmniej, nie z powodu błędu w projekcie.
Konstrukcja była niezwykle solidna. Most przetrwał wojnę, tracąc jedynie na wysokości swoich wieżyczek, które zostały celowo obcięte. Wszystko ze względu na lotnisko wojskowe, powołane na pl. Grunwaldzkim pod koniec wojny. Odlecieć z niego zdążył jednak tylko jeden samolot. Małą awionetką z miasta uciekł Karl Hanke – gauleiter Dolnego Śląska.
A skoro jesteśmy przy lotnictwie… Najgłośniejsza i spowita największą tajemnicą legenda dotyczy słynnego przelotu, jaki miał odbyć się pod mostem w okolicy lat 1951/52. Jak opisują świadkowie wydarzenia, od strony Politechniki nadleciał mały, zgrabny samolocik nagle znikając pod mostem, by w spektakularny sposób wzbić się w powietrze z drugiej strony. Odległość pomiędzy lustrem wody a dnem mostu była naprawdę niewielka, lecz według wyliczeń, pewne (znajdujące się wtedy we wrocławskim aeroklubie) samoloty mogłyby się tam zmieścić.
Tego niesamowitego wyczynu dokonał podobno Stanisław Maksymowicz – zdolny wrocławski pilot i akrobata lotniczy, później profesor Politechniki Wrocławskiej. Sam bohater legendy pytany o swój ekwilibrystyczny lot ani nie zaprzeczył, ani nie potwierdził tej historii jedynie zagadkowo się uśmiechając. W środowisku pilotów „tamtych lat” zdania są podzielone.
W późniejszych czasach, na moście odbywały się kluczowe momenty solidarnościowych strajków. Nakręcono na nim wiele filmów. W 2010 r. w mieście rozeszła się plotka, że na górnej kondygnacji mostu swoją kryjówkę ma pewien sprawny fizycznie bezdomny i co noc można zobaczyć, jak wraca na legowisko.
Bez względu na prawdziwość wszystkich wymienionych w tekście legend i domniemań, jedno jest pewne. Most Grunwaldzki od niemalże 110 lat jest wspaniałym symbolem miasta i świadkiem wielu ważnych, historycznych momentów. I oby stał na swoim miejscu – jak najdłużej – służąc mieszkańcom przez kolejne wieki.
Maciej Fedorczuk
Komentowane 1