Gościem programu #StudioFAKTY był legendarny prezes wrocławskiego ogrodu zoologicznego Radosław Ratajszczak. Choć od ponad roku nie mieszka już we Wrocławiu i pracuje w Wietnamie, to nadal aktywnie komentuje najważniejsze wrocławskie sprawy – zwłaszcza te związane z ZOO.
Dariusz Nowakowski: Na początku zapytam, dawno się nie słyszeliśmy, co u Pana słychać?
Radosław Ratajaszczak: Cóż, po odejściu z ZOO na emeryturę podjąłem pracę w ośrodku rehabilitacji i hodowli najrzadszych gatunków naczelnych Wietnamu. Spędziłem tam kilka miesięcy, wróciłem na wakacje. Niestety okazało się, że mam chorobę nowotworową i w tej chwili się leczę. Jestem pełen nadziei, że to do skutecznego końca dojdzie niebawem i będę mógł wrócić do pełnej aktywności zawodowej, bo wiele ludzi ode mnie tego oczekuje.
Od całej redakcji ślę do Pana życzenia zdrowia – od całej redakcji. Myślę, że cały Wrocław te życzenia śle w Pańskim kierunku. Zauważyliśmy dużą aktywność Pana Prezesa pod naszymi wpisami – na temat tego, co dzieje się we wrocławskim ZOO. Czy ZOO rozwija się we właściwym kierunku?
Moim zdanie nie. Chciałbym zachęcić panią prezes do dyskusji publicznej. Czy rzeczywiście najlepszą metodą promocji ZOO jest wspieranie zawodowych klubów sportowych, czy ograniczanie zwierzostanu – działalności podstawowej, a rozbudowywanie działalności administracyjnej? Powoływanie ogromnej ilości dziwnych stanowisk – w tym dyrektora ds. bezpieczeństwa. Takiego stanowiska nie znam z żadnego innego ogrodu zoologicznego Europy. Czy wybór remontów parkingu dla załogi i swoich biur jest największym priorytetem ogrodu zoologicznego? Podyskutujmy o tym. Ja zapraszam, jestem otwarty. Uważam, że ZOO wymaga w tej chwili większych inwestycji. Urok nowości Afrykarium powoli będzie gasł – już gaśnie. Trzeba się dalej rozwijać, a tego rozwoju specjalnie nie widać. Nawet jeżeli się mówi, że jest nowy gatunek – dzioborożce. Te dzioborożce są już ponad dwa lata w ZOO.
Ostatnio dowiedzieliśmy się o zwolnieniu wiceprezesa Mirosława Piaseckiego. Był specjalistą ds. hodowlanych. Jakie są zasługi tego człowieka dla wrocławskiego ZOO? Mówił Pan o dzioborożcach. Pamiętam rozmowę z Panem, kiedy wspominał Pan, że one rozwijają się tylko tutaj i do tego doszliście. Wrocław potrafił to odkryć. Czy to są tego typu sukcesy?
Tak, to zależy od takich osób jak pan doktor Piasecki. Jest bowiem doktorem nauk zootechnicznych – o tym nie należy zapominać. Także na polu naukowym jest “kimś”. Spędził w tym ZOO ponad 40 lat cały czas się ucząc. Nie ma szkoły, która przygotowuje do takiego stanowiska. Tego trzeba się nauczyć w życiu. Wie Pan…pod zarzutami konsultacji z osobą trzecią, członkiem zarządu. Ja nie byłem członkiem zarządu, byłem prezesem ZOO, nadal jestem w fundacji DODO, która działa w ogrodzie zoologicznym. Nie jestem byłym postronnym człowiekiem. Konsultacje w ogrodach zoologicznych są rzeczą normalną. Zdaję się, że pani prezes pomyliła spółki komercyjne ze spółką ogrodu zoologicznego. My cały czas wysyłaliśmy nasze projekty, pytaliśmy o różne rzeczy, nas pytano. Na tym polega praca ogrodu zoologicznego, a nie ukrywanie jakichś danych. Chyba, że ktoś ma się czego bać, ale nie przypuszczam.
Absurdalne jest to oświadczenie, w którym pada zdanie, że przez problemy techniczne i naprawę, doszło do przypadkowego wejścia na skrzynkę swojego pracownika.
Wątpię, bo została dokonana wymiana na stanowisku informatyków w ZOO. Poprzedni informatycy zostali zwolnieni, w to miejsce zostali zatrudnieni informatycy policyjni, którzy mają duże doświadczenie w łamaniu takich różnych skrzynek. Ustaliliśmy, że moja skrzynka jeszcze przez rok będzie działać, bo nadal wykonuję różne prace dla Europejskiego Stowarzyszenia Ogrodów Zoologicznych. Została też po cichu skasowana, nie wiem kiedy, nagle zniknęła i nie ma jej. Razem z moimi wszystkimi danymi. Nie mam się czego bać, nie było tam nic tajnego. Ogrody zoologiczne są otwarte, a nasz ogród jest instytucją publiczną. Nie jest własnością pani prezes, nie jest własnością pana prezydenta. Jest własnością ogółu wrocławian. Mają prawo wiedzieć co się w nim dzieje i oceniać jego pracę.
Zwolnienie doktora Piaseckiego nastąpiło ze względów politycznych? Dlaczego, że był Pana bliskim współpracownikiem? To był, mówiąc kolokwialnie, Pana człowiek.
W momencie kiedy przychodziłem do Wrocławia nie było tu moich ludzi.
To prawda.
Ja nie dokonałem żadnej rewolucji. Dokonałem ewolucyjnych zmian. Przyjąłem i wyszkoliłem całą masę bardzo dobrych ludzi. Załoga jest świetna. Przyjąłem ogród z przychodem rocznym 1,7 mln złotych i 360 tysiącami odwiedzającymi. Zostawiłem z 1,7 miliona odwiedzających i 80 milionów złotych przychodu. To jest moje wiano, które zostawiłem pani prezes. Bardzo się dziwię, że nie chce z tego skorzystać. Prowadzi politykę, która z ogrodem zoologicznym tak naprawdę nie ma wiele wspólnego. ZOO to dużo więcej niż spółka przynosząca zysk i zatrudniająca masę ludzi.
Podpierając się statystykami przesłanymi mi przez urzędników miejskich – można zobaczyć, że ZOO przeznaczyło w tym roku 7 milionów złotych na inwestycje. W roku przed pandemicznym 5,5 miliona, a w roku 2018 – prawie 10 milionów. Jak to wygląda? ZOO chyba cały czas inwestuje.
Proszę pamiętać, że ja pracowałem do lutego 2022 roku i ta inwestycja dla dzioborożców, którą ostatnio otwierano, inwestycja nowej weterynarii i wiele innych – ścieżki przy ptaszarni, dokończenie ptaszarni. To wszystko było przeze mnie zaczęte. 2022 rok nie jest cezurą, że pana Ratajszczaka nie ma i teraz jest “high life”. Te rzeczy to kontynuacja. ZOO nie zawali się od razu, bo ma świetną kadrę – jej tylko nie można zepsuć. Wielu ludzi zastanawia się czy nie odejść, niestety niektórzy już odeszli. To jest przykre. Ja może uzurpuję sobie prawo, ale włożywszy 16 lat w przebudowę tego ZOO – w zasadzie budowę go od podstaw – zachowuję sobie prawo do oceny tego co się dzieje. Nie dopuszczę do tego, by to ZOO wróciło na podrzędną pozycję. Jest obecnie w europejskiej czołówce i oby tak zostało.
Wiem, że oburza Pana – dał Pan tego wyraz w komentarzach pod wpisami na łamach naszego portalu – finansowanie klubów sportowych z pieniędzy wrocławskiego ZOO. Dlaczego i dlaczego na przykładzie wrocławskim?
Dlatego, że to nie jest dobra promocja. Na mecze Śląska przychodzi kilka tysięcy zwiedzających i to z reguły tych samych. Oni wiedzą dobrze, że ZOO we Wrocławiu jest. To nie jest nasz bezpośredni klient. Jeśli ktoś się powinien reklamować przez ZOO to właśnie ten klub. My mamy 1,7 mln zwiedzających, a nie oni! Wielokrotnie proponowałem, żeby zawodnicy Śląska Wrocław przyszli do ZOO w sobotę, niedzielę – podpisywali zdjęcia, koszulki, promowali siebie. Nie było zainteresowania. Dla nas ta promocja jest żadna. Proszę sobie zobaczyć transmisję meczu koszykówki, gdzie na koszulkach jest logo ZOO Wrocław. Znając to logo i współtworząc je sporo lat temu nie mogę go rozpoznać. Gdzie pośredni człowiek, który ogląda mecz? To jest żadna promocja, tylko wspieranie tych klubów. Rozumiem, że jest taka potrzeba, ale czy trzeba koniecznie osłabiać ZOO, które ma jeden fundusz? Jeśli się wyda milion na to, nie będzie miliona na pawilonu krokodylarni, który jest już w tej chwili odsłonięty. To ostatni taki zrujnowany pawilon z poprzedniego okresu. To nie ruszy, bo pieniądze są jedne.
Dopytamy kiedy to ruszy i przypilnujemy, by ruszyło. Mówię o wrocławskich mediach.
Dużo pieniędzy do ZOO pozyskiwaliśmy z funduszy unijnych, z wojewódzkiego funduszu ochrony środowiska. Teraz tego nie ma. Szkoda, bo te fundusze nadal są. Miałem dwa przygotowane projekty, które zostały wykasowane na etapie miejskim. Nie poszły dalej. Szkoda, bo to były projekty przełomowe. ZOO zmysłów w starej lwiarni – dla dzieci i ludzi w ogóle z osłabieniami zmysłów. To miałaby część ZOO, dzięki której ci ludzie poznaliby świat zwierząt. Szkoda, bo ten projekt ustawiłby ZOO w innej pozycji. Jestem zaniepokojony, będę obserwował to, co się dzieje. Nie będę interferował z decyzjami politycznymi, bo nie mam takiego przebicia. Będę to bardzo pilnie obserwował. ZOO polega na pasjonatach. Następuje rozbudowa aparatu administracyjnego kosztem działalności hodowlanej, to nie jest dobry kierunek.
Mówi się, że Wrocławskie Centrum Sportu będzie nie tylko dla Śląska Wrocław, że będą rzeczy które będą służyły wrocławianom. Miasto potrzebuje poręczenia finansowego. Ja te argumenty rozumiem, ale chyba Pana argumentem jest taki argument, że 100% pieniędzy wygenerowanych przez ZOO powinno iść na inwestycje w ZOO.
Tak, tak jest zresztą to zawarte w umowie spółki. Wpływ ZOO na gospodarkę Wrocławia jest gigantyczny. Badania, które były wykonywane w ogrodach Niemiec, Anglii, Australii wykazują, że na jedną jednostkę walutową, która wpada do ZOO w postaci biletu wstępu przypada 3 do 6 takich jednostek korzyści pośrednich lub bezpośrednich dla miasta lub regionu. Jeżeli mamy w przybliżeniu 80 milionów złotych przychodu w ZOO, to jest to minimum 240 milionów korzyści dla miasta. To nie jest tak, że ZOO pasożytuje na mieście. ZOO przyciąga miliony zwiedzających, którzy przyjeżdżają do tego miasta, śpią w hotelach, jedzą w restauracjach, jeżdżą taksówkami, przylatują samolotami. To są wszystko czynniki miastotwórcze. Tylko one nie są bezpośrednio w formie gotówki, którą się komuś da – to jest najprostsza forma. Ogród zoologiczny to czynnik miastotwórczy i daje miastu ogromne zyski. Dlatego to co wypracuje powinien przeznaczać na swój rozwój, bo będzie on napędzać rozwój miasta. Jeżeli skończy się rozwój ZOO i zacznie spadać frekwencja – a może – i będzie trzeba dopłacać do ZOO, to będzie to najgorszy scenariusz. Jest on realny, wcale nie jest wymyślony. Na razie to dopiero rok zarządzania przez inną osobę, ale co będzie później zobaczymy. ZOO nie umiera szybko. Umiera powoli, tak jak zwierzęta, ale skutecznie.
Czy Pan wyzywa dzisiejszą prezes ZOO do debaty publicznej?
Bardzo byłoby mi przyjemnie. Porozmawialibyśmy wreszcie otwarcie, a nie przez rzecznika prasowego. Jaki jest plan pani Joanny? Nigdy mi takiego planu nie udostępniła. Ja zostawiłem plan do 2030 roku. Ona nigdy nie określiła, czego oczekuje od wrocławskiego ZOO, w jakim kierunku będzie ZOO szło. Chciałbym to usłyszeć – nie przez usta rzecznika. Poza tym ja cały czas myślałem, że zmiana na tym stanowisku odbędzie się w sposób przyjęty w Europie i cywilizowany, czyli poprzez otwarty konkurs. To się dzieje w całym świecie. Wszystkie stanowiska w ogrodach zoologicznych powstają w wyniku konkursów. Te konkursy są międzynarodowe. Kiedy ja startowałem, to ten wrocławski był ogłoszony na stronie światowego stowarzyszenia, europejskiego stowarzyszenia. Komisja była międzynarodowa, łącznie z prezesem kolońskiego ZOO, który był równocześnie prezydentem Światowego Stowarzyszenia Ogrodów Zoologicznych. To było coś innego. Oczywiście, że konkurs nigdy nie gwarantuje pewnego sukcesu, ale jest lepszą formą. Tutaj nastąpiło nagłe przekazanie stanowiska i tyle. Sorry, ale na tym stanowisku, w którym cała literatura jest w językach obcych, nie może znaleźć się osoba, która zaczęła się uczyć tego języka. To już jest za późno. To są rzeczy, które w Europie są absolutnie nie do przyjęcia. Żeby bez konkursu obsadzać tak istotne stanowiska. Ja dałem dużo czasu. Poinformowałem, chciałem wcześniej, ale nie udało się spotkać. Dałem bardzo dużo czasu miastu by zorganizować konkurs, rozpowszechnić go, to nie nastąpiło. Mam żal do miasta. To nie chodzi o to, że ja odszedłem, bo odszedłem na własną prośbę. To nie jest moja vendetta. Miałem nadzieję, że będzie konkurs i wyłoni się bardzo dobrego kandydata, który pociągnie to ZOO w przyszłość, a jest wiele zagrożeń. Tak się nie stało. Mówię bardzo otwarcie.
Cenię za tę szczerość. Zależy Panu na tym miejscu.
Oczywiście. To takie moje dziecko. Wielu pracowników uważam za moje dzieci.
Redaktor Marcin Torz z Super Expressu, który poruszał też tematy związane z wrocławskim ZOO, prosił o porównanie prezydentury Rafała Dutkiewicza do prezydentury Jacka Sutryka. Nie chcę, by tutaj uprawiać wielką politykę…
Tutaj nie będę się wypowiadał.
W kontekście ZOO.
To nie moja sprawa. Mogę powiedzieć tylko, że prezydent Dutkiewicz zaufał mi i dał wolną rękę do rozwoju ZOO i to mu się chyba opłaciło. Teraz było chyba trochę inaczej, ale to tyle, co mogę powiedzieć na ten temat.
Wiemy, że jest Pan wizjonerem. Afrykarium to coś, co przyciąga do Wrocławia dużą część Europejczyków. Co mogłoby tchnąć to ZOO do przodu? Mówiło się być może o wybiegu dla goryli. Czy jest jakaś inwestycja, na którą trzeba postawić?
Są dwie rzeczy, które są krytyczne dla rozwoju ogrodu. Mamy ostatnie cztery bardzo stare szympansy, które skończą życie w pawilonie, który nie nadaje się do hodowli małp człekokształtnych. ZOO zostanie bez małp człekokształtnych, jeżeli nie zbuduje się nowego obiektu. Mamy gotową koncepcję architektoniczną takiego obiektu, super nowoczesnego, na miarę połowy XXI wieku. Możemy tutaj w tym kierunku iść, niestety to się nie udało. Druga sprawa to słoniarnia. Nasze slonice są prastare. Nie da się już w te warunki przyjąć słoni. To jest za małe pomieszczenie, za mały wybieg – nikt ich nie odda w takie warunki. Jedyną opcją budowy wybiegu to jest ten teren po Ślęzy. To jest 5 hektarów. Pozwoliłoby to na budowę nowoczesnej słoniarni. Dziś standardy utrzymania zwierząt się tak zmieniają, że trzeba myśleć na 20 lat do przodu, co będzie akceptowalne. Te dwie inwestycje są konieczne, by utrzymać jego standard. Naprawdę. Słonice są pod koniec życia, to może nastąpić każdego dnia. Słonie tak umierają – siada krążenie i jest po wszystkim. Nikt już takiego słonia nie uratuje. Wtedy ZOO zostanie bez, to trochę ryzykowne. Widziałem, że wiele ogrodów tak kończyło, że nie miało miejsc na słonie. To się odbiło strasznie na frekwencji. U nas będzie trochę lepiej, bo afrykarium przyciąga manatami i hipopotami – dużymi zwierzętami. To są największe zagrożenia dla ZOO i trzeba śmiałych decyzji.
To są duże pieniądze?
Spore. To są duże pieniądze i duże inwestycje. Nie można budować czegoś, co będzie małe i prowizoryczne, bo to za parę lat się nie będzie nadawało do niczego. Jest możliwość, są pieniądze unijne. Niestety nie mogłem złożyć wniosku na goryle, bo nie było zgody. Mimo, że rozmawiałem już w Urzędzie Marszałkowskim na ten temat, nie udało się.
Na koniec propozycja z mojej strony. Usłyszeliśmy zaproszenie do publicznej rozmowy na temat wrocławskiego ZOO z dzisiejszą panią prezes. Bylibyśmy w stanie zorganizować to od strony technicznej. Państwo byliby w stanie podyskutować.
Z mojej strony jest zgoda.
Zobaczymy, jak będzie z drugą stroną i o tym Państwo się na pewno dowiecie. Dziękuję za dzisiejszą rozmowę, że mogliśmy spotkać się choćby wirtualnie w ważnej dla Wrocławia sprawie. Największa atrakcja Wrocławia, co potwierdzają też statystyki…
Największa biletowana atrakcja Polski.
WYWIAD DO OBEJRZENIA TUTAJ
Za państwa Gucwińskich za 10 zł widziałem wszystkie zwierzęta, a za spadochroniarza za 50 zł nie widziałem nic i tyle w temacie
.
Śmieszny komentarz, na poziomie.
A za 10 zł to można sobie frytki kupić w McD.
Ale nie widziałeś za te 50 PLN, bo oczy zamknąłeś czy jak?