1 października na dworcu głównym we Wrocławiu zawisły flagi państwa niemieckiego z okresu III Rzeszy. Widok na podróżnych wywarł spore wrażenie i nie ma czemu się dziwić, bo takie obrazki kojarzą się z codziennością w złych czasach.
Nazistowskie flagi na wrocławskim dworcu z pewnością mogły wywoływać grozę wśród podróżujących. Ci, którzy wysiadali z pociągu mogli być zaskoczeni i zastanawiać się czy są w roku 2019 czy 1939. I nie we Wrocławiu, a Berlinie.
Sprawcami całej sytuacji byli filmowcy, a konkretniej – Ryszard Barylski, czyli reżyser powstającego właśnie filmu „Śmierć Zygielbojma”. Obraz powstaje w oparciu o fakty dotyczące postaci żydowskiego polityka, który usilnie próbował poinformować świat o tragedii Holocaustu. Poza Wrocławiem film ten kręcony jest również w dwóch innych polskich miastach Warszawie, Łodzi oraz w Londynie. Można zatem stwierdzić, że jest robiony ze sporym rozmachem. Jego realizatorem jest Wytwórnia Filmów Dokumentalnych i Fabularnych w Warszawie.
Na dworcu nie było żadnej informacji, że film jest kręcony, a peron, na którym pojawiła się groźna sceneria, nie został zamknięty. Zatem życie toczyło się normalnie, choć nie do końca, bo nikt przecież obok wspomnianych flag nie przechodził obojętnie. Mieszkańcy i goście Wrocławia mogli zatem na chwilę przenieść się do czasów, o których jedni woleliby zapomnieć, a inni zapomnieć nie mogą.
Przypomnijmy, że znacznie więcej emocji, a nawet kontrowersji wzbudziła rok temu promocja musicalu „Blaszany Bębenek”. Na gmachu Teatru Capitol oraz w materiałach reklamujących widowisko pojawiły się wtedy grafiki jednoznacznie kojarzące się z symboliką nazistowskich Niemiec. Ich wykorzystanie, w celu zwiększenia zainteresowania spektaklem, wielu wrocławian uznało za daleko idącą prowokację lub nawet za naruszenie zakazu propagowania faszyzmu.
Dariusz Nowakowski
Foto: wp.pl / miejscawewroclawiu.pl / kulturapoinformowani.pl