Zazwyczaj gdy opowiadamy wam o jakimś wrocławskim moście, to piszemy coś w stylu „aby omówić sobie jego historię, musimy cofnąć się do czasów niemieckich”. Otóż nie tym razem! Bowiem gdy ta przeprawa powstawała, Wrocław od dawna był polski, a Polska nie była już nawet komunistyczna. Jednak ze względu na jego istotność oraz rozmiary, warto wspomnieć jak taki potwór połączył północną i zachodnią część miasta. Oto most Milenijny.
Jak już wspomnieliśmy, ten most ma z czasami niemieckimi Wrocławia tyle wspólnego, że co najwyżej jeżdżą po nim auta zza naszej wschodniej granicy. Jego historia nie jest nawet w 3/4 tak długa jak Grunwaldzkiego czy Zwierzynieckiego. Zasadniczo gdyby most Milenijny był człowiekiem, to dopiero w tym roku mógłby legalnie sam kupować alkohol. Ma on wszak dokładnie 18 lat. Dlaczego na początku XXI wieku postanowiono pomyśleć o utworzeniu ogromnego mostu w miejscu, w którym jest dzisiaj?
Nie ma skrótu? To go zbudujcie!
Przyczyna była zasadniczo dość prosta. Jeszcze w 2003 roku gdy ktoś chciał dostać się z Parku Zachodniego na Cmentarz Osobowicki, miał do wyboru trzy wyjścia. Mógł przepłynąć Odrę łódką, ale raczej niewielki odsetek wrocławian takową posiada. Mógł przepłynąć Odrę wpław, ale coś takiego dałoby radę zrobić jeszcze mniej ludzi. Albo najczęściej wybierana opcja, mógł pojechać mostami Osobowickimi, ale to jak wiadomo było BARDZO naokoło. Wówczas nie istniał też most Rędziński, więc to była dosłownie jedyna normalna możliwość.
Zdarzali się też tacy, którzy przechodzili przez most kolejowy przebiegający od grobli Kozanowskiej do właśnie cmentarza na Osobowicach. Jednak to było i jest po dziś dzień głupie, niebezpieczne oraz nielegalne. Jeszcze na 1 listopada wojsko budowało przeprawę, jednak to była drobnostka w skali potrzeby. Trzeba było coś zrobić z tym niezbyt przyjemnym dla mieszkańców utrudnieniem i zrobiono. Z dużym rozmachem.
Absolutny gigant ze szwedzkim rodowodem
Była to największa mostowa inwestycja we Wrocławiu odkąd ten stał się polski po drugiej wojnie światowej. Piotr Wanecki oraz główny projektant Marek Jagiełło utworzyli koncepcję absolutnego giganta. Milenijny ma szerokość ponad 25 metrów, waży około 103 000 ton, a jego długość całkowita wraz z wiaduktami to 923,5 metra.
Do produkcji zużyto m.in. 40 000 metrów sześciennych betony czy 6 000 ton stali. Jest to konstrukcja wantowa (podwieszana) podparta na dwóch 50-metrowych pylonach w kształcie litery H. Głównym wykonawcą była szwedzka firma Skanska. Zastosowano najnowocześniejsze wówczas rozwiązania stosowane w całej Europie. W 2004 roku żaden nie mógł się z nim równać rozmiarowo. Jego dwuletnia budowa pochłonęła wedle różnych szacunków od 140 do 160 milionów złotych, a samo otwarcie było dużym wydarzeniem. Czy jednak było warto? Nie ma wątpliwości, że jak najbardziej.
Pięć minut zamiast stu
Dzisiaj mieszkaniec okolic Cmentarza Osobowickiego chcąc dostać się do Hali Orbita (swoją drogą rówieśniczki mostu Milenijnego) np. na mecz Śląska czy Gwardii Wrocław, potrzebuje na to jakieś pół godziny pieszo, może mniej, może więcej w zależności skąd startuje. Albo pięć minut autobusem (akurat tramwaje po Milenijnym nie jeżdżą). Nieporównywalnie mniej, niż gdyby trzeba było jechać na mosty Osobowickie. Do tego jego budowa odbyła się z poszanowaniem dla ekosystemu. Owszem sporo roślin trzeba było wyciąć, ale wiele przesadzono m.in. około 700 drzew czy 26 000 krzewów. Plus tysiące kilometrów kwadratowych będącego pod ochroną bluszczu pospolitego. Dla zwierząt z Parku Zachodniego pod drogą wybudowano specjalne przejścia.
Most Milenijny nie jest tak estetyczny jak Grunwaldzki czy tak stary jak np. Zwierzyniecki. Ale jego budowa ułatwiła niezwykle wiele, niezwykle wielu. Jest choćby częścią drogi krajowej nr 5. Dzisiaj trudno sobie wyobrazić Popowice czy Osobowice bez niego. To tak w ramach ciekawostki prawdopodobnie najbardziej centralnie położony most Wrocławia, bo na Popowicach mamy geometryczny środek miasta. Tak czy inaczej jest wielki, jest ważny, jest imponujący i naprawdę warto go docenić.