Wybory zbliżają się wielkimi krokami, a co za tym idzie – nasze otoczenie zmienia się w pola bitwy, na których komitety zaciekle walcząc o każdy głos, wyrywają sobie każdą możliwą przestrzeń niemal centymetr po centymetrze (kwadratowym).
Niestety, częściej zamiast słowem i pomysłem, rywalizacja toczy się za pomocą… papieru i kleju. Wyborczy poligon, w jaki zmienił się także Wrocław, przypomina chwilami krajobraz po bitwie – obfity w szczątki apeli, haseł i wizerunków rozsiane na niemal każdej ulicy…
Proszę pana, to jest obrzydliwe. Obrzydliwe jak szpecą nam miasto! Gdzie się człowiek nie popatrzy tam jakaś twarz krzyczy do niego, żeby akurat na nią zagłosować. A co mają do powiedzenia oprócz tego – zupełnie nie wiadomo – mówi nam zniesmaczona Pani Janina, którą spotkaliśmy przy ul. Granicznej. I trudno się nie zgodzić, mimo, że z najbliższego płotu kandydat, zdaje się ochoczo wołać: „Masz wybór!”. Na pewno nie w kwestii zapoznawania się z często niezbyt wysublimowanymi, hasłami wyborczymi. Je znamy już na pamięć, czy tego chcemy, czy nie – ripostuje inny przechodzień chcący zachować anonimowość.
Nie wiadomo kto w tej sytuacji jest bardziej przyparty do muru wyborca czy polityk z plakatu nachalnie komunikującego jego hasła. Podążając w kierunku centrum jedziemy ulicą Grabiszyńską. Na przystankowym płocie ciężko znaleźć choć metr wolnej przestrzeni. O wrażenia estetyczne pytamy stojącego w korku kierowcę – pana Mateusza. No koszmar, koszmar. Ja już nawet nie zwracam na te bzdury uwagi, ale chwila mocniejszego wiatru – tak jak kilka dni temu, a to wszystko wala się po ulicach… Bałagan tragiczny. Tu również trudno się nie zgodzić.
Plakaty często przymocowywane są prowizorycznie i podczas dużych wiatrów odrywają się stwarzając w najlepszym przypadku negatywne wrażenia estetyczne, w najgorszym zagrożenie dla kierujących i pieszych.
W ścisłym sercu miasta niestety nie jest lepiej. Zarówno ul. Piłsudskiego jak i Plac Orląt Lwowskich to jedna wielka reklamowa plansza. Docieramy do Placu Jana Pawła II – jednego z największych i najważniejszych węzłów komunikacyjnych we Wrocławiu. Przystanek tramwajowy wygląda jak plan zdjęciowy do nowego postapokaliptycznego filmu. Szczątki plakatów w kolorze ludzkiej skóry wirują z wiatrem stukając o przystankową wiatę z równą śmiałością, z jaką do oddania głosu namawiają nas ich właściciele.
W całym tym bałaganie pojawia się pytanie: kto, a może przede wszystkim – kiedy posprząta miasto, na którym podobno wszystkim kandydującym bardzo zależy. Przykłady z poprzednich kampanii nie napawają optymizmem. Pozostałości po wyścigu do samorządu w dalszym ciągu można jeszcze gdzieniegdzie spotkać. Trzymamy kciuki, żeby ewentualna wygrana lub przegrana nie zdemotywowała nikogo do poprawy stanu miasta chociażby w ten sposób…
Maciej Fedorczuk