Nadal nic. Nadal bez zwycięstwa koszykarski Śląsk Wrocław w rozgrywkach EuroCup. Osłabieni brakiem kilku zawodników wrocławianie nie mieli najmniejszych szans w wyjazdowym starciu z Hapoelem Tel-Aviv i wysoko przegrali 73:103. To ich ósma z rzędu porażka w europejskich rozgrywkach.
Wiadomo było, że Śląsk nie jedzie do Izraela w roli faworyta i nie jechałby nawet w pełni sił. Tymczasem wrocławianie byli naprawdę mocno osłabieni. Do zdrowia po chorobie wrócił co prawda Łukasz Kolendam ale na listę nieobecnych trafili Conor Morgan oraz Jakub Nizioł. Obaj złapali urazy w meczu ligowym z Treflem Sopot.
Sport zna historie, gdy osłabiony zespół mobilizuje się aby zastąpić nieobecnych. Potrafi na przekór wszystkiemu pokonać przeciwności. Niestety tu od początku nie zapowiadało się na nic takiego. Gospodarze bardzo szybko zaznaczyli swoją przewagę zwłaszcza w ataku. Bardzo łatwo, zdecydowanie ZA łatwo przebijali się pod kosz Śląska. Właściwie to słowo „przebijali” nie jest nawet odpowiednie, bo niespecjalnie ktokolwiek im przeszkadzał. Do tego sporo nieskuteczności w ofensywie, gdzie jakość dawał tylko Jeremiah Martin.
Podobnie było w drugiej kwarcie. Rywale świetnie grali zespołowo, potrafili przyspieszyć i zaskoczyć WKS. Zwłaszcza Artioma Parakhouskiego, który po raz kolejny pokazał, że ze wszystkich letnich transferów wrocławian, to on póki co prezentuje się najgorzej. Okrutnie objeżdżali go rywale. Trener Urlep widział, że tu może być bardzo trudno o cokolwiek, więc z czasem zaczął dawać minuty Mikołajowi Adamczakowi czy Szymonowi Tomczakowi. Ci nie grali nawet źle, ale nie uchronili zespołu od tego, że do przerwy mieliśmy aż 52:31 dla gospodarzy.
W drugiej kwarcie doszło też do bardzo niepokojących obrazków. Po jednym ze starć na boisko upadł zawodnik Hapoelu J’Covan Brown. Na powtórkach widać było, że mocno zderzył się z Parakhouskim i mógł to być po prostu nokaut, ale jego upadek wyglądał źle. W efekcie został on zniesiony na noszach.
Po przerwie nie było praktycznie żadnej zmiany. Śląsk grał bardzo ospale, za niektórymi kontrami to nawet średnio próbowali wracać. Nie był to dziś zespół, po którym widać było wiarę w triumf. Hapoel zaś postępował tak jak powinno się postępować ze znacznie słabszym rywalem. Po prostu punktował WKS bezwzględnie. Za to w zespole Andreja Urlepa resztki entuzjazmu stopniowo ulatywały. Śląsk osłabiony i pozbawiony wyraźnych liderów nie miał szans na żadną rewolucję. Ostatecznie zakończyło się to pogromem. Gospodarze zwyciężyli 103:73, a wrocławianie przegrali ósmy mecz w EuroCup.
Hapoel Tel-Aviv – WKS Śląsk Wrocław 103:73 (28:17, 24:14, 21:21, 30:21)
Hapoel: Tokoto 13, Munford 13, Onuaku 8, Ginat 12, Brown 7 oraz Harel 1, Beni 6, Ariel 17, Zalmanson 9, Yannai 2, McRae 15
Trener: Danny Franco
Śląsk: Martin 10, Gołębiowski 5, Dziewa 10, Justice 11, Ramljak 14 oraz Kolenda 8, Parakhouski 6, Tomczak 4, Adamczak 5
Trener: Andrej Urlep
- Sędziowie: Leandro Lezcano, Vasiliki Tsaroucha, Alberto Baena
- Hala: Shlomo Group Arena