Jest niedziela, więc czas na kolejne spotkanie w cyklu #BliżejMiasta opisującym niezwykłe życie zwykłych wrocławian
Kontynuujemy, rozpoczętą tydzień temu, rozmowę z Panem Leszkiem Dymitrem, który od 30 lat dostarcza listy i emerytury do wrocławskich mieszkań i domów.
O której godzinie wstaje listonosz?
W tamtych czasach, gdy ja zaczynałem przy ul. Małachowskiego tam była moja centrala. Tam był Urząd Pocztowy, czyli alternatywa dla dzisiejszego przy ul. Awicenny. Tam było zatrudnionych prawie 160 listonoszy. Tam była potężna sala. 24 godziny na dobę to wszystko działało. Byłem tam prawie 4 lata. Tam zawsze była taka grupa listonoszy, którzy, gdy ja do pracy przychodziłem zawsze już w niej byli. I to nieważne o której godzinie. Wyznaczyłem, więc sobie zadanie, aby któregoś razu przyjść przed nimi. Niestety, nie udało się. Najwcześniej byłem 4:10, raz zdarzyło mi się być nawet przed 4, ale zawsze kilku już było. Przychodzili o 3 lub 4 godzinie! Jak ktoś nie mógł spać to nawet wcześniej. Dziś pracujemy inaczej, bo w godzinach otwarcia placówek.
Czuje się Pan przywiązany do swojej pracy?
Powiem tak: po tylu latach pracy to człowiek zżywa się z ludźmi na tyle, że czuje się już u nich trochę jak u siebie. Trudno nie mówić o braku przywiązania do zawodu, który wykonuje się od 30 lat. Nie mówię, że był to szczyt moich zawodowych marzeń, ale dobrze wspominam ten czas. Przyszedłem do pracy na chwilę można powiedzieć, a zostałem na całe życie… Przecież nikt mnie do tego nie zmuszał.
Jedyne co mnie martwi to upadający prestiż zawodu. Do pracy jest przyjmowany z całym szacunkiem, ale ktokolwiek, kto chce. W ostatnim czasie to głównie pracownicy z Ukrainy. No to wiadomo, że na dzień dobry jest problem z topografią miasta. Dziś w telefonach jest GPS, to może sobie poradzą, choć z tego co widzę bywa z tym ciężko. Kiedyś tego nie było trzeba było poznać miasto. Topografia miasta dla listonosza powinna być dobrze znana. Kiedyś listonosz miał pełne umundurowanie, byliśmy traktowani trochę jak służby: policja, straż pożarna etc. Dzisiaj tak to już niestety nie wygląda. <chwila ciszy>
Czy ludzie prenumerują jeszcze gazety?
Poczta owszem zbiera zamówienia na prenumeraty. Tylko to wszystko wiąże się z terminami. Trzeba w odpowiednim czasie złożyć wniosek, żeby ona była na jakiś okres czasu, lub od jakiegoś okresu czasu. Jestem zobligowany do tego, że ja musze coś wypełnić szybciej i to musi przejść przez parę rąk. Spadły zamówienia na prenumeraty u listonoszy i na pocztach. Dawniej było tak, że ja ją dostawałem fizycznie. Ja wiedziałem co to za gazeta, gdzie mam ją zanieść. Obecnie mam gazetę podatkową i doręczam ją firmie. Kiedyś miałem ich więcej. Wielu ludzi zakłada prenumeraty u wydawców, a wydawcy z biegiem czasu przejmują naszą rolę. Zmienił się tak rynek, że to idzie tak zapakowane, że my nie wiemy, że to jest gazeta. Najczęściej idą w czarnych foliach. Kiedyś jeden klient zamawiający „CKM” powiedział, że to nawet dobre jest, bo przynajmniej zachowuję się anonimowość.
Listonosz jest trochę takim osiedlowym powiernikiem, do którego docierają plotki?
No to się zmieniło, ale nie powiem, że zmieniło się całkiem. Po prostu ludzie są znacznie bardziej skryci niż dawniej. Z tymi ludźmi, z którymi się długo znam no to nie ma problemu, ale większość społeczeństwa jest już inna. Zawsze podaję taki przykład… 20 lat temu było tak, że jak zbliżał się Nowy Rok to u nas taki sąsiad był, który pukał do wszystkich drzwi w bramie i składał sąsiadom życzenia. Teraz, w większości przypadków sąsiad puka do sąsiada to w większości przypadków nie jest tak jak kiedyś było, że mówił „cześć sąsiad co tam słychać wejdź do mnie na chwile.”. Teraz się drzwi uchyla i „słucham?”.
Taka jest różnica, ludzie się zmienili i zamknęli. Starsi są bardziej otwarci, ale to kwestia składająca się z wielu aspektów. Kiedy idę w zastępstwo za innego listonosza czasem muszę wywołać kogoś z imienia i nazwiska. Nieraz trzeba było zapukać do sąsiada i gdy ten otworzył dopiero uchylały się drzwi. Ludzie się boją i się temu nie dziwię.
Zdarł Pan chodząc po Wrocławiu buty?
A bo to jedne…? <śmiech>
W imieniu czytelników Wrocławskich Faktów dziękuje Panu za tę rozmowę i życzę spokojnego roznoszenia korespondencji.
Dziękuję również. Pisanie tradycyjnych listów – na szczęście – jeszcze jest częścią naszego życia.
Rozmawiał: Dariusz Nowakowski
Komentowane 1