20 lutego 2020 minie 30 lat pracy na poczcie listonosza, który do pracy przyszedł „na chwilę”, a poświęcił jej całe swoje życie. Zwykłe historie są często niezwykłe.
Po raz kolejny pokazujemy Czytelnikom Wrocławskich Faktów, że to prawda i opisujemy dla Państwa historię zwykłych wrocławian w cyklu #BliżejMiasta. Naszym rozmówcą jest Pan Leszek Dymitr.
Pamięta Pan swój pierwszy dzień w pracy?
Oczywiście, wspominam o nim czasem nowym przyjmującym się pracownikom i muszę Panu powiedzieć, że strasznie się dziś z nimi cackają. Za moich czasów tak dobrze nie było. Wie Pan poczta się zmieniła. Teraz do pracy przyjmuje się jak leci…
To może za chwilę na temat metamorfozy poczty. Wróćmy do pierwszego dnia w pracy [śmiech]
Zostałem przydzielony do bardzo doświadczonego pracownika. Starszej osoby od lat pracującej w fachu. Zaprowadzono mnie do miejsca, gdzie listonosz przygotowuje sobie wszystko. Na pierwszy dzień dostałem ulicę Oławską i okolice. Część z tych, które tego dnia odwiedziłem dziś już nie istnieje. Na ich miejscu stoi np. Galeria Dominikańska. Listy układa się tak, aby móc iść bramę po bramie, klatkę po klatce. Następnie pokazano mi jak otwiera się skrzynki. Potem, gdy już wyszedłem z chwilowym opiekunem na miasto usłyszałem od niego: „No to idziesz w lewą stronę, listy Cię poprowadzą. Do widzenia”.
W miejscu, gdzie dziś stoi bank w okolicy Galerii Dominikańskiej był kiedyś parking. Dużo się pozmieniało. Była taka sytuacja. Nie mogłem znaleźć ulicy, ale widzę, że ta liczy sobie ona tylko dwie bramy, a przynajmniej do tylu bram miałem listy. Podszedłem, więc do napotkanego przechodnia i pytam: „Przepraszam, wiem, że to może głupio wygląda, że listonosz się pyta o adres, ale czy nie wie Pan, gdzie jest ta ulica?” Odpowiedział, że nie jest stąd. Za chwilę zza rogu wyłoniła się kobieta z psem, więc pomyślałem, że skoro jest z psem to pewnie mieszka tutaj. Zatem ponownie zapytałem. Ona się zaśmiała i mówi: „Wie Pan co, tej ulicy to nikt nie może znaleźć.” Tego budynku dziś nie ma. Natomiast święta reguła listonoszy mówi: „Jeśli kończysz w jednym miejscu to kolejny list musisz zanieść, gdzieś w okolicy.” Dziś to oczywiście też nie taki problem, ludzie mają smartfony. Kiedyś tak łatwo nie było.
Jakie są codzienne reakcje ludzi, gdy przekazuje Pan ważne listy i czy listonosz jest lubiany wśród odbiorców kopert?
Relacje są w większości takie, że mogę chwytać za klamkę i bez pytania wchodzić do domu. Były sytuacje, że ktoś czekał zniecierpliwiony na list, a potem kazał go sobie przeczytać, bo sam był w takich emocjach, które są różne w zależności od wagi przesyłki. Miałem jednak taką Panią na osiedlu, po którym chodzę, która była powstańcem warszawskim i dla niej każdy list był prywatny oczywiście. To było coś nie tylko bardzo miłego. To był kontakt z mieszkańcami Warszawy, z którymi razem walczyła powstaniu. Ona zawsze nie tyle odbierała ten list i mi czytała. Za każdym razem musiałem wejść chociaż na chwilę na jednego papierosa. To była niesamowita kobieta. To była Pani, która miała już jakoś 93 lata. Gdy wchodziłem mówiła „Kochany zostaw te kopertę (chodziło o emeryturę) pieniądze nie zając nie uciekną” i częstowała mnie papierosem. Gdy wchodziło się do tego pokoju to, aż dosłownie taka biała zawiesina unosiła się w powietrzu. Jak powiedziałem kiedyś, że nie palę to odpowiedziała: „Co nie palisz, ty nie p…. tylko pal. Widzisz, ile ja mam lat? Choćbym miała wyrzygać płuca to będę paliła” To była taka kobieta. Pani Zosia… A propos tej Pani, miałem jeszcze taką sytuacje, że niedaleko jej bramy spotkałem starsze osoby. Mimo wieku sprawnie poruszali się po kostce brukowej, obok mieszkania wspomnianej Pani Zosi. Ewidentnie kogoś szukali. Zapytałem ich więc kogo szukają i pomogłem. Listonosz zna mieszkańców osiedla na którym codziennie roznosi listy.
Przypomina Pan sobie jakieś niebezpieczne sytuacje?
Oczywiście, przez tyle lat pracy każdemu musiałoby się coś w końcu przytrafić. Jest taka zasada, że jak idziesz po „swoim” rejonie i jeśli napotykasz osobę, której nie znasz to z automatu musisz zwiększyć swoją czujność. Nie idę jak większość ludzi, klapki oczach i idę. Na początku pracy mówiono mi jedno musisz być ostrożny. Któregoś razu przechodziłem przez rejon i napotkałem grupę młodych ludzi. Poszedłem do pierwszej bramy, wychodzę. Liczę ich – jest sześciu. Zrobiłem drugą bramę i wciąż tyle samo, ale są już bliżej mnie, zmienili miejsce, w którym stali. Przeszedłem, więc z bramy do bramy strychem. Wychodzę z niej, zostały mi jeszcze dwie. Oni się na mnie patrzą i od razu część z nich podniosła głowy w górę domyślając się pewnie jak wyszedłem. Idę do przedostatniej bramy patrzę przez okno i liczę ich i widzę, że dwóch zniknęło. To już wiedziałem, że coś się święci. Poszedłem, więc dołem. Zadzwoniłem domofonem i jadę na 9 piętro. Pan, który tam mieszkał miał taki nawyk, że zawsze zostawiał otwarte drzwi i ja sobie tylko wchodziłem. Gdy byłem już na ósmym piętrze usłyszałem krzyki i szybki stukanie butów na schodach. Okazało się, że ten mieszkaniec usłyszał jakieś rozmowy na strychu, a że regularnie były z tym problemy, bo często byli tam różni nieproszeni goście, to poszedł to sprawdzić. Dwóch mężczyzn rozmawiało o listonoszu i o tym, ile może mieć przy sobie. Więc mieszkaniec szybko zawołał sąsiada i wspólnie ich pogonili z siekierami. Być może uratowali mi życie…
Jak bardzo zmieniła się poczta podczas 29 lat Pańskiej pracy?
Wie Pan kiedyś nosiłem 74 emerytury w tygodniu teraz noszę 7. Widziałem jakiś czas temu klepsydrę… To jest trochę tak, że mieszkańcy też mają nas za swoich. Mamy dobre intencje, przynosimy ważne dla nich informacje, więc i będzie 6. Tak to wygląda. Zmienili się też ludzie, którzy do pracy na poczcie przychodzą. Często są nawet dobrze wykształceni, po studiach, po prawie, czy informatyce, ale pożytek w pracy z nich niewielki. Jakiś czas temu mieliśmy sytuacje, że jeden z pracowników, który listy nosił może z dwa tygodnie jednego dnia nie przyszedł do pracy. To był deszczowy dzień. Dochodziła godzina 10. naczelnik zadzwonił do niego, a ten oznajmił, że on nie sądził, iż listy roznosi się w deszczu.
Na poczcie zmieniło się bardzo dużo. Weszły tzw. „euroskrzynki”. Taka jest dyrektywa unijna. Powiem Panu widzę w nich problem, bo uważam, że zarządcy osiedli, czy wspólnot mieszkaniowych ze swojego zadania się nie wywiązali. Według tej dyrektywy listonosz powinien mieć łatwy dostęp do skrzynki. Ona powinna być zamontowana w taki sposób, że ja praktycznie nie powinienem wchodzić do bramy. Są takie bramy np. przy ulicy Osobowickiej. Dochodzi się do bramy i tam się wrzuca z przodu te listy i to wszystko. Jeszcze na innej ulicy na moim rejonie jest taki przedsionek, w którym wchodzi się do środka i tam jest skrzynka, a dopiero potem domofon, czyli możliwość wejścia do bramy. Na przykład na Nowym Dworze nie wywiązano się z założeń tej dyrektywy w ogóle. Należy wejść do wszystkich bram, aby można było dostarczyć listy do skrzynki. Tą trudność dostania się do skrzynki zarządcy postanowili rozwiązać dając nam kody dobra klatki schodowej. Natomiast na tym osiedlu listonosze muszą dzwonić do każdego. Kod główny powinien zostać przekazany do poczty mimo licznych próśb w tej sprawie do wspólnoty mieszkaniowej tak się nie stało i temat ucichł. Wracając do euroskrzynek to jest moim zdaniem zmora klienta jak i listonosza. Mnie się o wiele łatwiej otwierało te skrzynki kluczem niż wrzucać tak jak jest teraz.
Powód?
Standard powoduje to, że wiele przesyłek się nie mieści. To ma swoja dwa dna jakby. Raz, że wprowadzono euroskrzynki to każda przesyłka, która nie mieści się na wielkość do skrzynki powinna być z założenia do odbioru na poczcie, ale tak jest tylko w teorii. Przyjmuje się wszystkie paczki. Kiedyś nazywali to PM, tzw. „mała paczka”. Teraz często zdarzają się nieporozumienia. Niektórzy zamawiają zbyt duże rzeczy, które potem muszą odbierać z poczty, bo nie mieszczą się do skrzynki. To są niepotrzebne nieporozumienia. Jakiś czas temu jeden z klientów zamówił sobie znaczek Audi, który wysłano mu listem poleconym, nie paczką. Stwierdzono, że jest mały i zmieści się w małej kopercie. Otóż zmieścił się, ale nie do skrzynki, więc klient złożył reklamacje. Co do zmian na poczcie to dodałbym jeszcze fakt, że kiedyś listonosz miał normalnie mundur. co zresztą widać na fotografii. Mundur, buty i wszystko, był traktowany na równi z policją czy innymi służbami. Dziś prestiż zawodu przeminął…
Ciąg dalszy za tydzień Rozmawiał: Dariusz Nowakowski
Komentowane 1