Wiele jest podczas wojny rosyjsko-ukraińskiej historii w które uwierzyć, aż trudno. Wojna zmusza mieszkańców Ukrainy do czynów wręcz heroicznych. “Mikołaj z Krematorska” jest tego świetnym przykładem. Mikołaj z Kramatorska to wolontariusz, który codziennie dociera w najniebezpieczniejsze miejsca w Donbasie: do Bachmutu, Siewierska, pod Łyman, czy w okolice Izjum. Od początku wojny, niemal przez całą dobę komuś pomaga, głównie dzieciom. Dostarcza pomoc humanitarną, a także ewakuuje ludzi. – czytamy na stronie zbiórki. Zbiórkę współprowadzi wrocławski dziennikarz Piotr Kaszuwara (w przeszłości znany m.in. z występów w stacji Polsat News). Dzisiaj przewodzi UA Future, a jest to organizacja działająca w obszarze międzynarodowych relacji pomiędzy Ukrainą, Polską i innymi krajami. Dostarcza pomoc humanitarną i edukuje.
Chcemy kupić Mikołajowi nowy samochód. Jego stary, pocztowy gruchot już ledwo dysze. Psuje się za niemal każdego tygodnia, nie zamykają się drzwi, trzeba je wiązać na sznurek. A Mikołaj z Kramatorska to wolontariusz, który codziennie dociera w najniebezpieczniejsze miejsca w Donbasie: do Bachmutu, Siewierska, pod Łyman, czy w okolice Izjum. Od początku wojny, niemal przez całą dobę komuś pomaga, głównie dzieciom. Dostarcza pomoc humanitarną, a także ewakuuje ludzi.
Mikołajowi zbombardowano już dom. Stracił też pracę i musiał uciekać z miasta, w którym żył przez lata, czyli z Ługańska, bo stało się ono częścią separatystycznej, prorosyjskiej i nieuznawanej Ługańskiej Republiki Ludowej. Od kilku lat nie ma czasu, żeby zajmować się sztuką, którą tak kochał, czyli konstruowaniem maleńkich modeli samochodów.
Święty Mikołaj dociera w piekielny ogień walk w Donbasie, a auto ma rozklekotane
Kiedy niedawno samochód zepsuł mu się po raz kolejny, na miejscu akurat byliśmy my, więc pojechał z nami do Bachmutu. Dojeżdżamy na miejsce, wciskamy klakson, żeby dać ludziom znać, że dotarła pomoc humanitarna i na chwilę można opuścić względnie bezpieczną piwnicę. Widząc Mikołaja, uśmiechają się. — Co to za samochód, Kola? — pytają ludzie.
— W końcu masz jakiś nowy? — dziwią się, bo zazwyczaj Dziad Mróz, jak go nazywają niektórzy, przyjeżdżał rozlatującym się, starym wozem pocztowym, w którym nie zamykały się drzwi pasażera, ani tylna klapa.
— Wiążę je na sznurek. Kiedy jadę sam, to jeden koniec zaczepiam o klamkę, a drugi trzymam w ręce, żeby drzwi się nie otwierały. Ostatnio liczyłem, podczas drogi do Bachmutu musiałem je szarpać i zamykać równo 105 razy. Te tylne drzwi są okej. Łatwo je przewiązać i się trzymają. Maszyna dużo przeżyła. Wczoraj się jednak popsuła. Coś jest nie tak z pompą i alternatorem. Nie dałem rady dojechać do Swiatohirska. Dobrze, że dziś wy przyjechaliście — mówi podczas dwugodzinnej drogi Mikołaj. Jadąc krętymi i zniszczonymi drogami do Bachmutu, pokonujemy w tym czasie około 60 km. – czytamy w ogłoszeniu.