Czy jest we Wrocławiu ktoś, kto nim przynajmniej raz nie przejechał? Być może, choć wątpliwe by takich ludzi było wiele. Zwłaszcza wśród studentów, dla których jest on często po drodze na zajęcia. Ile lat sobie liczy, dlaczego zbudowano go w sprzeczności z ludzką naturą i jak przetrwał okropieństwa XX wieku? Oto jedyny w swoim rodzaju Most Grunwaldzki.
Wrocław nie bez przyczyny nazywany jest Miastem Stu Mostów. Sama Odra przeszywa stolicę Dolnego Śląska w taki sposób, że przez lata wybudowano tu mnóstwo przepraw, kładek czy wspomnianych właśnie mostów. Jednak niewiele z nich rzuca się w oczy tak bardzo jak położony w centrum Most Grunwaldzki. Nie jest największy, chociażby most Milenijny jest ponad 2 razy dłuższy. Ale główny bohater tego tekstu jest wyjątkowy z wielu powodów. Jakich?
Tanio i skutecznie? O nie, idziemy na całość
Ano chociażby takich, że zbudowano go wbrew ludzkiej naturze. Bo to jest z reguły tak, że jeżeli można stworzyć coś równie efektywnie, a mniejszym kosztem pieniężnym, to praktycznie każdy człowiek pójdzie na taki układ. Tutaj było inaczej. Jak to? Na początku XX wieku ekspresowo rósł ruch pomiędzy Szczytnikami a centrum Wrocławia. Owszem mosty już były, przede wszystkim most Lessinga (zniszczony podczas oblężenia Festung Breslau, dziś stoi tam most Pokoju). Ale to było za mało w stosunku do rosnących potrzeb.
Postanowiono więc postawić nową budowlę kilkaset metrów dalej. Zgłoszonych zostało przeszło 39 projektów, ale zwyciężył ten przedstawiony przez duet Robert Weyrauch – Martin Mayer. Tu właśnie dochodzimy do tej sprzeczności z ludzką naturą. Otóż ich projekt zdecydowanie nie był najtańszy. Postawili bowiem na most wiszący. Rozpiętość Odry w tym miejscu nie jest duża, most Grunwaldzki ma jakieś 116 metrów i w zasadzie można było postawić tu coś równie skutecznego, za to o wiele tańszego. A tu nie! Niemcy uznali, że jak się bawić to na grubo i oni chcą czegoś monumentalnego.
Absolutny potwór, który przetrwał wojny
Budowa trwała dwa lata. Głównym nadzorcą i projektantem szczegółów był Richard Pluddemann, autor chociażby Hali Targowej przy ul. Piaskowej. Niestety otwarcia mostu nie dożył, bo zmarł w lutym 1910 roku. Efekt końcowy? Dokładnie taki jak chcieli ówcześni rządzący, czyli potężny. Pylony wysokie na prawie 25 metrów, liczne belki usztywniające, stalowe taśmy podczepiające przęsło do pylonów, ogromne poprzecznice i wiele innych budowlanych szczegółów. Do budowy mostu zużyto m.in. przeszło:
- 300 ton staliwa
- 2 000 ton stali walcowanej
- 2 400 ton granitu pochodzącego ze Strzegomia na Śląsku
- 7 000 metrów sześciennych betonu
Wszystko to, aby utworzyć monumentalny obiekt o już wówczas rzadkiej konstrukcji. Dziś mostów tak zbudowanych pozostało tylko kilka. Jego otwarcie zaplanowane na 10 października 1910 roku było wielkim wydarzeniem. Chciano by uświetnił je sam cesarz Wilhelm II, w końcu wówczas most nazwano “Mostem Cesarskim”. To się nie udało, ale i tak było to wielkie wydarzenie. Flagi, kwiaty, ogromne banery, przemawiający najważniejsi politycy całego regionu, a na koniec wielki festyn. Cytując Siarę z kultowego filmu “Kiler”, “mają rozmach s…(wiadomo co dalej)”.
Teraz trzeba zadać sobie pytanie, które pojawia się w przypadku wszystkich przedwojennych budowli “jak przetrwał wojenną pożogę?”. Otóż pierwszą wojnę światową i późniejsze przemiany w Republiki Weimarskiej na III Rzeszę bardzo dzielnie. Gorzej z II wojną i oblężeniem Festung Breslau. W 1945 roku naziści uznali, że jego wysokość może być problemem dla samolotów startujących z lotniska na terenie dzisiejszego Placu Grunwaldzkiego. Toteż znacznie zmniejszono pylony mostu. Dodatkowo oberwał potem od bombardowań i ostrzału artyleryjskiego, a Odra podmyła dno. W efekcie został bardzo poważnie uszkodzony. Dalej można było go używać, ale zasadne było pytanie “jak długo”.
Zbyt ważny nawet dla czerwonych ignorantów
To że komuniści mieli głęboko gdzieś wiele poniemieckich pozostałości to jasne. Ale nie tym razem. Most Grunwaldzki był komunikacyjnie zbyt ważny, by odpuścić. W 1947 roku przystąpiono do odbudowy. Było to piekielnie trudne, dodatkowo zima na przełomie 1946 i 1947 roku była bardzo ciężka. Ale udało się. Zbudowano sześć nowych podpór (zdemontowanych po remoncie), wzmocniono pasy nośne, wymieniono poprzecznice oraz wiele innych rzeczy. Remont generalny, który dał pożądany efekt. Dokładnie 6 września 1947 roku, dzień po testach obciążeniowych, most wrócił do użytku publicznego.
Tutaj historia mostu nieco się uspokoiła. Przez lata służył mieszkańcom Wrocławia bez przeszkód. Co jakiś czas tylko wykonywano pomniejsze prace, by utrzymywać go w dobrym stanie. W 1990 roku poszerzono jezdnię z 11 metrów na 12,1 metra. Najciekawiej było w latach 80′, gdy ponoć protestujący przeciwko komunistom ludzie starli się na nim z milicją. Ale pod kątem samego mostu, to były dość spokojne lata.
Studia z widokiem na Grunwaldzki
Za poważniejszy remont wzięto się dopiero w 2003 roku. Przez dwa lata wzmocniono most, zwiększono jego nośność, zakonserwowano elementy stalowe, zabezpieczono przed graffiti, wymieniono jezdnię i torowiska. Dzięki temu choć trwałość obiektów mostowych szacuje się na 100 lat, Grunwaldzkiemu nie grozi “śmierć” jeszcze przez długi czas.
I bardzo dobrze, bo to zbyt ważny obiekt zarówno historycznie, jak i komunikacyjnie, by pozwolić na jego zniknięcie. Codziennie pokonują go tysiące, a nawet dziesiątki tysięcy ludzi. Szczególnie ważny jest dla studentów, bo w rejonie pl. Grunwaldzkiego oraz okolic jest mnóstwo uczelni oraz akademików. Studenci Politechniki Wrocławskiej czy UWr (konkretnie informatycy, matematycy i dziennikarze) widzą go na zajęciach z okien. Za to z niego samego jest piękny widok chociażby na Ostrów Tumski.