Patrząc rano na zegarek, na kalendarz, w lustro i za okno, nie wiemy, w co ubierze nas zaczynający się dzień i następne po nim tygodnie czy lata oraz jak będziemy wyglądać tam, gdzie poprowadzą nas życiowe drogi. Przyszłość jednocześnie niepokoi i pociąga.
We wszystkich epokach, ba – w każdym wieku, więcej – na co dzień człowiek doświadcza niepewności jutra. Zdecydowanie łatwiej cieszyć się bieżącą chwilą. Wysiłek spoglądania w przyszłość nie dość, że odrywa nas od aktualnego zabiegania jakże dla nas ważnymi sprawami, to jeszcze oznacza ryzyko. Może się okazać, że absorbujące nas kwestie lub działania są niepomiernie małe i nieznaczące w stosunku do wagi problemów i celów, jakimi kreśli się horyzont nadchodzącego czasu.
Czy jest się małym dzieckiem, czy ma się kilkanaście lat lub kilkadziesiąt zdarza się, że potrzebujemy oparcia w osobach, co do których wiarygodności mamy przekonanie graniczące z pewnością lub pewność. Drugi z wymienionych stanów bywa rzadki, bo doświadczenie uczy nas zasady ograniczonego zaufania. Pierwszy jest rodzajem szczęścia, bo czyż nie jest nim dostęp do ludzi, z którymi można czuć się sobą, niczego i nikogo nie udawać oraz doznawać bezwarunkowej akceptacji? Nie inaczej rzecz się ma w relacjach społecznych.
- Wielu niewierzących zarzuca chrześcijanom, że ich miłość jest indywidualistyczna. Mówią tak: „Chrześcijanie są bardzo mili w stosunkach międzyosobowych, ale niezdolni do przemienienia świata poprzez tę miłość, która ich zdaniem ma być mocniejsza od wszystkiego. (…) Kościół wyszedł z okresu społeczności chrześcijańskiej, ale co on robi, by oskarżać systemy ucisku, które przeszkadzają ludziom żyć? Kościół woli krytykować marksizm pod pretekstem, że jest to ideologia ateistyczna, zamiast wyjawiać i obwiniać bezpośrednie konsekwencje systemu kapitalistycznego pod pretekstem, że on sam w sobie nie jest przewrotny. Kościół nie jest w stanie sprawić, by znalazła odzew nadzieja, jaką chce głosić, skoro ważne jest dla niego przede wszystkim zachowanie własnej doktryny, a nie to, by wszyscy ludzie mogli żyć”.
- Ta krytyka niewierzących, którą wielu chrześcijan uznaje za słuszną, jest ostra. To nie żadna nowość. Ale to nie jest powód, by Kościół używając tego pretekstu, miał się nie zmieniać. To prawda, że niewierzący sądzą surowo od zewnątrz (…). Ale czyż można wyrzucać niewierzącym, że nas sądzą po owocach?
- Często słyszymy powiedzenie: „Niech każdy zacznie od nawrócenia siebie, a świat się przemieni!” Na pewno słusznie mówi się, że przemiana społeczeństwa rozpoczyna się od wewnętrznego nawrócenia, pod warunkiem, że zachowa się solidarność ze wszystkimi ludźmi, którzy spodziewają się lepszego świata.
Pierre Talec urodził się w 1933 r. Święcenia kapłańskie przyjął w 1961 r. Po ukończeniu studiów teologicznych, pracował w Paryżu jako duszpasterz Dzielnicy Łacińskiej i Montmartre. Przez dwadzieścia lat był kaznodzieją telewizyjnym i prowadził programy we France-Culture i Radio Notre-Dame. Wykładał teologię we Francji i za granicą oraz pracował w wydawnictwach religijnych. Wydał ponad trzydzieści książek, w których zawarł rozprawy o duchowości chrześcijańskiej i zbiory wierszy. Zmarł w 2016 r.
W książce „Bóg przychodzi z przyszłości”, wydanej po raz pierwszy w języku francuskim w 1976 roku, Pierre Talec łącząc stylistykę analiz teologicznych i medytacji poetyckich, próbuje subtelnie przekierować wzrok, a za nim umysł i serce czytelnika na obraz nadziei. Przyszło mi na myśl, iż przed wakacyjną przerwą w cyklu #BliżejSłowa dobrze byłoby podjąć właśnie temat nadziei. I nie chodzi o zwyczajny i jakże czasem banalizowany optymizm. Potrzebujemy – każda i każdy z nas – na własną miarę tego, co realnie, choć zapewne niemierzalnie, daje nadzieja.
Wróćmy więc do toku myśli, które spisał Pierre Talec – ksiądz znany z bycia na ulicach i w zaułkach paryskiej biedy (niekoniecznie materialnej). Tego samego Paryża, który – podobnie jak wiele innych francuskich miast – stał się w ostatnich dniach areną starcia cywilizacyjnego i anarchii na niespotykaną skalę.
- (…) „Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest…, nie szuka swego, nie unosi się gniewem” itd. Odczuwamy nieraz pokusę sprowadzenia tego tekstu do etyki, jak gdyby wymienione przez świętego Pawła cechy miłości były tylko zbiorem przepisów. A naprawdę wszystkie cechy miłości, jakie święty Paweł wymienia, są po prostu rysami jedynego portretu: portretu Jezusa Chrystusa, zmarłego i zmartwychwstałego. Chrystus paschalny po to, by konkretnie przeżywać miłość, zechciał umrzeć dla wszystkiego, co przeszkadza konkretnemu rozwojowi miłości.
- Cierpliwość, służba, hojność, przebaczenie – oto konkretne wymagania miłości. One konkretyzują śmierć, przez jaką musimy przejść, aby miłość mogła istnieć. Jeżeli więc chcemy przekazywać nadzieję, musimy przeżywać całą litanię zaleceń nie tylko jako jednostkowe nakazy do przestrzegania, ale jako błogosławieństwa nadziei, te błogosławieństwa, o których nieraz mówiono, że są do przyjęcia tylko wtedy, kiedy w punkcie wyjścia uznaje się Chrystusa zmartwychwstałego za stworzyciela Nowego Świata.
Świadectwo, opowieść, narracja, wyznanie, jakie zostawił Pierre Talec nie jest kazaniem! Nie jest homilią! Jest czymś, co bliższe jest głośnej i publicznej medytacji. Nie są to jedynie słowa, bo niosą one aurę szczerości i świeżość zachęty. Do niczego nie przymuszają, bo są podarowane z nadzieją. Gdy zatem czytasz je tutaj (a może znajdziesz je w całości na kartach książki), to spotkasz się z ich szczególną wymową. Są bowiem jak ciche westchnienie, obok którego możesz przejść, ignorując proklamację nadziei. Możesz się zatrzymać i odnaleźć wspólny rytm tego trudnego, ale też głębokiego oddychania duchowością chrześcijańską. Nie jest ona płonnym uniesieniem, ale bardzo wyraźnym doświadczeniem.
- Bóg nie jest bierny, kiedy czeka. Dla Boga oczekiwanie jest nadzieją. Cierpliwość wciska się pomiędzy oczekiwanie nerwowe a nadzieję. Ona umie umierać w granicach chwili, by pozwolić zrodzić się przyszłości jako obietnicy. Co nie znaczy, by cierpliwość miała się godzić na każdą zwłokę. Sztuka cierpliwości polega na wkraczaniu w odpowiedniej chwili (…).
- Cierpliwość nie jest miękkością. Jest znakiem wymagającej miłości, która musi osiągnąć doskonałość. Cierpliwość jest znakiem, że nie ma miłości poza czasem. Czas musi się wypełnić. Ale kiedy czas się wypełni, cierpliwość nie ma już racji bytu, tak dla jednostek, jak i dla zbiorowości. Wtedy mogłaby się stać tchórzostwem, które zabija nadzieję. Kiedy ludy wymierają z głodu, kiedy ludy są uciemiężane na wszelkie sposoby, tylko niecierpliwość tych „gwałtowników, którzy porywają Królestwo”, może dać nadzieję.
Po tak zobrazowanej charakterystyce cechy miłości, jaką stanowi cierpliwość, zdajemy sobie sprawę, że opisanie miłości wymyka się z reguł kojarzących się nam przeważnie z normami. Normatywność jest – dodam dla przypomnienia – ogniwem konstytuowania się miłości. Nie jest zatem jej spetryfikowaną postacią, ale rodzajem elementarza, przewodnika czy nawigacji. Można się tymi narzędziami posługiwać tylko świadomie i w sposób wolny ustosunkowując się do nich. Można to uczynić z przekonania, ale też z przeświadczenia. Inaczej ujmując: mogę dawać miłość, a przez nią wzbudzać nadzieję, bo do tego skłaniają mnie racjonalne argumenty, ale też mogę kochać i przez to rodzić nadzieję, bo kieruje mną ufność.
- Miłość wszystko wybacza, wszystko znosi, co nie znaczy, by miała na wszystko zamykać oczy. Miłość nie może przemilczeć niesprawiedliwości ani postępować tak, jak gdyby nienawiść, przemoc, złość nie były wstrętne. Wszystko znosić nie znaczy znosić byle co; to co jest nie do zniesienia, jest nie do zniesienia, tak na poziomie osób, jak i zbiorowości.
- „Miłość wszystko wybacza” nie znaczy, iż sprawia ona, by popełnione zło miało nie istnieć, na przykład, że Stalina i Hitlera wcale nie było. Zło wyrządzone przez drugiego jest czasem tak raniące, że uraz jest nieodwracalny. Przebaczenie nie usuwa rany, ale ją zabliźnia. Trzeba więc rozróżnić w przebaczeniu to, co odczuwa się psychologicznie i społecznie, oraz to, co według naszego powołania w wierze. Psychologicznie czy społecznie często nie można przeboleć doznanej krzywdy.
- Ewangelia zaprasza nas do przekroczenia, które nie neguje tej psychologicznej czy społecznej niemożności, ale które nas wzywa do „przelicytowania” miłością tego, co ten drugi mógł dać jako nienawiść. Kiedy człowiek sam staje się istotą przebaczającą, wtedy może mieć nadzieję, że i jemu zostanie wybaczone.
Jeśli kilka powyżej ukazanych kresek ze szkicu o miłości nie przekonuje rozumu, jest równoległa i chyba nie mniej obfitująca w fenomeny osobistych doświadczeń ścieżka wiary. Pociąga ona równie jak droga umysłu i nie przeczy jej. Obie ze sobą synergicznie współgrają w człowieku, o ile jest otwarty, o ile szuka. O ile pragnie.
- Bóg nie zabiera głosu na próżno. Nie tylko nie mówi, kiedy nie ma nic do powiedzenia, ale także nie mówi na wiatr.
- Obecny kryzys Kościoła wywodzi się może między innymi stąd, że jak gdyby rykoszetem cywilizacji różnorodnego gigantyzmu – gigantyzmu miast, gigantyzmu informacji i przekazu – Kościół-Lud stał się anonimowym tłumem wskutek utraty wyczucia Słowa, które zgromadza.
- Jeśli chce się odnaleźć na nowo „siłę uderzenia” tego słowa na masy, trzeba na początek przestać narzekać na temat zjawiska anonimowego tłumu. Tłum jest daną socjologiczną. Sam w sobie nie jest to fakt negatywny, tylko pewna rzeczywistość (…). Wydaje się raczej, że chrześcijanie zamknięci w formułach, w nakazanych słowach, zatracili wyczucie Słowa, które tłum przemienia w lud.
- Nawet słowo Boga może się stać mową Słowa Bożego dopiero w momencie, kiedy wśród ludzi zachodzi to, co zachodzi w Bogu: porozumienie, gdzie każdy może we wspólnym duchu wyrażać się poprzez relację z drugim. Dopóki to porozumienie nie zostało nawiązane, słowo Boga jest co najwyżej hałasem.
- Rozumienie drugiego nie polega na przystosowaniu się do niego. Nie chodzi wyłącznie o to, by mówić mową drugiego. Trzeba zacząć od mówienia własnym językiem. Wówczas może drugi we własnym języku, potrafi uchwycić, co mu komunikujemy.
Teraz dopiero możemy dojść do kwintesencji niniejszego rozważania. Ty i ja / my – znajdujemy się… bliżej słowa. Tym razem jest nim słowo „nadzieja”. Słowo, podnoszące zmęczony wzrok ku górze, przenoszące skołataną myśl ku horyzontowi i otwierające bolące serce na przyszłość. Przeczytajmy ostatnią stronę książki „Bóg przychodzi z przyszłości”, którą napisał Pierre Talec.
- Nie zdziwcie się, jeżeli ostatnim słowem nadziei będzie modlitwa. Modlitwa poprzez ten wiersz, rozlepiony na murach Pragi w sierpniu 1968 roku. Wiersz, w którym każdy w pragnieniu miłości, w wierze, w drodze i cierniach będzie mógł odnaleźć tę drogę, jaką sobie przebija nadzieja w życiu każdego dnia. Wiersz, w którym każdy będzie mógł również odnaleźć rysy Zmartwychwstałego, który jest przesileniem Pięknej Pory, tej pory, która jest życiem…
„Jeśli jesteś zmęczony,
oprzyj głowę na naszym ramieniu;
Jeśli jesteś spragniony,
pij u źródła naszej wiary;
Jeżeli jesteś głodny,
jedz chleb naszej miłości;
Jeśli jesteś zagrożony,
niech nasze ramiona staną ci się mieczem,
a nasze serca tarczą;
Jeśli Twa droga jest ciernista,
idź nią przecież,
pójdziemy z tobą.
Nie porzucaj nigdy drogi wolności,
godności,
prawdy.
Na każdej innej drodze byłbyś samotny”.
Nie porzucaj nigdy drogi nadziei,
Na każdej innej drodze byłbyś samotny…
Dziękuję Czytelnikom, którzy przez kilka miesięcy przyjmowali i reagowali na kolejne treści w cyklu #BliżejSłowa. Chcę, aby w każdej z nich można było znaleźć ponadczasowe przesłanie w kwestiach ważnych indywidualnie i wspólnotowo. Jeśli nie były to teksty łatwe, to dlatego, że ich tematy są ważne, czasem skomplikowane, a innym razem wymagały wysiłku skoncentrowania myśli tak, by kolejne akapity i cytaty mieściły się w granicach typowej publikacji w sieci. Pozostają tutaj i będą też dostępne z pewnymi aktualizacjami redakcyjnymi na moim blogu: Kotowicz.pl, do odwiedzania którego zapraszam. Proszę o podawanie dalej, jeśli, uważasz, że warto. Odpowiedz, jeśli chcesz i możesz, w publicznym komentarzu lub prywatnej wiadomości. Jeśli to będzie możliwe, powrót do nowego sezonu #BliżejSłowa nastąpi jesienią 2023 roku.
Krzysztof Kotowicz
- TERAZ: Pierre Talec, Bóg przychodzi z przyszłości, Éditions du Dialogue, Paryż, 1981
- POPRZEDNIO: Andrzej Nowak, Uległość czy niepodległość, Wydawnictwo Biały Kruk, Kraków, 2022