Muzeum Współczesne we Wrocławiu. Dziś można je odwiedzić w celu zapoznania się z różnymi dziełami sztuki i wystawami. Za to 80 lat temu do tego samego budynku wchodzono by… nie zostać zabitym przez bombardowanie. Charakterystyczna budowla przy ul. Strzegomskiej jest dziś centrum kultury, a kiedyś była bunkrem, szpitalem i punktem oporu.
Potężna i wysoka konstrukcja, ściany grube, okien praktycznie brak. Budynek Muzeum Współczesnego we Wrocławiu nijak nie wygląda jakby tam w środku miało być jedno z najpopularniejszych muzeum tego miasta. I nic dziwnego, bo ci którzy go budowali z całą pewnością nie spodziewali się, że kiedykolwiek będzie pełnić taką rolę. Był rok 1940. Europa płonęła w ogniu II wojny światowej. Jeszcze wtedy Wrocław, znany wówczas jako Breslau, podobnie jak pozostałe miasta III Rzeszy nie posmakował wojennej pożogi aż tak bardzo. Nazistowska armia wówczas jeszcze była w mocnej ofensywie.
Jeden z pięciu
Największym zagrożeniem dla niemieckich włości były wówczas alianckie naloty i bombardowania. Władze kraju doskonale o tym wiedziały, więc „produkcja” schronów oraz bunkrów przeciwlotniczych stała na wysokim poziomie. We Wrocławiu również. W roku 1940 rozpoczęto tutaj budowę pięciu przeciwlotniczych schronów. Wszystkie zaprojektował Richard Konwiarz, architekt odpowiedzialny wcześniej choćby za Stadion Olimpijski. Do 1942 roku powstały bunkry przy dzisiejszej Ołbińskiej, Ładnej, Grabiszyńskiej czy właśnie Strzegomskiej. I to na tym ostatnim warto szczególnie się pochylić.
Był on bowiem zdecydowanie największy ze wszystkich. Wysoki na 25 metrów z żelbetowymi ścianami o grubości 1,1 metra oraz półtorametrowymi stropami. Kiedyś miał też pięcioosiowy portyk (obecnie zabudowany) z płyciną z orłem i swastyką. W momencie, w którym powstały, bunkry nie miały aż tak wielkiego znaczenia militarnego, ale bardzo poprawiały morale mieszkańców. Zresztą ze swojej roli wywiązały się naprawdę dobrze, bo wszystkie stoją dzielnie po dziś dzień.
Nie dał się oblężeniu
Wracając jednak do tego przy Strzegomskiej, budynek nie miał łatwo w czasie wojny, zwłaszcza podczas oblężenia Festung Breslau. Pełnił wówczas rolę nie tylko schronu, ale i szpitala fortecznego, zdolnego pomieścić do 1000 rannych (choć oczywiście szybko stał się przepełniony). W kwietniu 1945 roku, gdy Armia Czerwona była już coraz bliżej zwycięstwa, schron był ważnym punktem oporu. Sowieci próbowali go nawet wysadzić przy użyciu prawie 300 kg materiału wybuchowego. Ścianę faktycznie przebili, co pozwoliło im ostatecznie przejąć to miejsce i wziąć do niewoli większość obrońców. Wybuchł też pożar. Jednak mimo tego wszystkiego bunkier przetrwał w niezłym stanie. Zwłaszcza biorąc pod uwagę, że niemalże wszystko wokół było zrównane z ziemią.
Cyganie, pub, muzeum i “kolejowy” sąsiad
Po zakończeniu wojny i trafieniu w polskie ręce, bunkier nie pełnił szczególnie ważnej roli. Kojarzono go przede wszystkim z cygańskim taborem, jaki obozował za nim w latach 50’. Na znaczeniu zyskał znów już w latach 90’, gdy wewnątrz zaczęły działać różne sklepy, hurtownie, magazyny oraz pub. Jego niewykorzystywany wciąż do końca potencjał uwolniono dopiero w XXI wieku. Miasto postanowiło dokonać kompletnego remontu oraz rewitalizacji tego miejsca.
Konkretnie w latach 2010-11, gdy nabrał on takiego wyglądu jak ma dziś. Zaś od września 2011 roku mieści się w nim znane doskonale Muzeum Współczesne. Wrocławianie mogą w nim oglądać wszelkiego rodzaju wystawy czy brać udział w różnych warsztatach artystycznych. Od 2010 roku bunkier ma też sąsiada w postaci słynnego „Pociągu do nieba” (o którym także kiedyś pisaliśmy na łamach naszego portalu), z którym dziś tworzą nierozerwalny, unikatowy duet, tak charakterystyczny dla całego miasta.