Czas na kolejną małą, a zarazem wielką rozmowę. Tym razem naszym rozmówcą i gościem Czytelników Wrocławskich Faktów – w cyklu #BliżejMiasta – jest Pan Jan Rusek. Pasjonuje się wędkarstwem od 7. roku życia, a sam ma dziś lat 77.
W wędkowaniu nad Odrą widzi wiele pozytywnych stron, ale też denerwuje go fakt, że niektórzy przyjeżdżają tu o świcie, aby… wyrzucić śmieci nad rzeką. O tym i nie tylko w naszej dzisiejszej rozmowie
Jak zaczęła się Pana pasja do wędkarstwa?
To była ogólnie rzecz ujmując „pasja rodzinna”. Na ryby chodzili w mojej rodzinie właściwie wszyscy. Rodzice i nawet siostry, choć jedna się wyłamała. Praktycznie wszyscy, no i ja się tą pasją zaraziłem. To były jeszcze czasy jak haczyk był ze szpilki, spławik z korka od butelki.
Jakie jest Pana ulubione łowisko we Wrocławiu lub okolicy?
Bajkał! Z tym, że kiedyś był głębszy i można było łowić większe leszcze lub nad… Odrą. We Wrocławiu nie ma świetnych łowisk, trzeba polegać na doświadczeniu. Jak to mówią praktyka czyni mistrza.
Jak dużo czasu spędza Pan na łowieniu ryb?
Mógłbym siedzieć nad wodą całymi dniami. Niezależnie od temperatury. Odpoczywać sobie nad wodą, oglądać przyrodę, kaczki, wschód słońca. Ogólna obserwacja natury i tego jak się zachowuje. Ale denerwuje mnie, że nie wszyscy o tę naturę dbają.
Co ma Pan na myśli?
Ostatnio byłem świadkiem takiej sytuacji: przyjechał facet samochodem ze śmieciami w workach, które wyrzucił właśnie nad Odrą, wyciągnął wędki i chciał łowić. Wtedy zapytałem go, czy zamierza to tak zostawić, bo jak nie to to zgłoszę. Uciekał równie szybko jak przyjechał swoim sportowym autem. To mnie irytuje zarazem i smuci zarazem. Widzisz spacerowiczów, którzy idą ze swoimi pojemnikami na obiady. Przychodzisz następnego dnia i wszystko to, co oni mieli, tam leży. Nie rozumiem tego…
Czyli denerwuje Pana po prostu, że ludzie śmiecą?
Śmiecą! I to na potęgę, co z przykrością stwierdzam. Wszędzie tych śmieci jest pełno. Coraz gorzej to wygląda. Ludzie chcę mieć piękne miejsca wypoczynku, chcą spacerować, bawić się z dziećmi i… zostawiają potworny bałagan.
Jakie są Pańskie osiągnięcia w wędkarskie?
Kilkakrotnie byłem mistrzem Koła PZW „Krokodyl” i „Fabryczna” w spławiku, gruncie w zawodach na lądzie i na morzu.
Na morzu łapie się ryby inaczej niż na lądzie?
Oczywiście! Kilkukrotnie płynąłem nawet w trakcie sztormu. Jak uderzyła w nas fala, to przez dłuższą chwilę nie mogłem złapać oddechu. Pamiętam, że jak płynąłem na Bornholm* i byłem tak wykończony chciałem się położyć spać. Przez uderzającą o ściany puszkę po piwie, której nie mogłem znaleźć nie zmrużyłem nawet oka. Morze to mój ulubiony rodzaj wędkowania, ale cały wolny czas poświęcam raczej na wędkowanie z lądu. Na taki wyjazd można sobie pozwolić może kilka razy w roku.
Wracając do Wrocławia i wędkowania na lądzie, zapytam czy w wielkim mieście można znaleźć warunki do spokojnego wędkowania?
Można, bo codziennie gonimy za rozmaitymi sprawami, a nad wodą można naprawdę nabrać oddechu i spokoju. Warto, bo to dobry sposób na to, by chwilę zapomnieć o miejskim hałasie. Obyśmy tylko szanowali naszą wrocławską przyrodę.
Życzymy taaaakiej ryby i miłych chwil nad wodą. Panu i wszystkim wrocławskim wędkarzom.
Rozmawiał: Dariusz Nowakowski