Coraz trudniej jest znaleźć dziedzinę codziennego ludzkiego życia, w której nie miałby dominować pragmatyzm. Od biznesu po politykę, od kultury po sport, od nauki po media – rozpościera się szeroko wymóg praktyczności. To jest nieuchronny kierunek zmian nazywanych „postępem” czy może tylko „przeżytek” w sposobie myślenia i działania?
Na wstępie uspokoję czytających te słowa, że nie jest moim zamiarem nawracanie kogokolwiek na surrealizm braku logiki. Wręcz przeciwnie, zależy mi na naszym wspólnym – jeśli to możliwe – zbliżeniu się do sedna każdej ludzkiej aktywności, aby przekonać się o jej sensowności lub zorientować się o deficycie treści idącym w parze z przerostem formy.
Nikt racjonalnie myślący nie podejmuje działania pozbawionego znaczenia lub przynajmniej w jakimś stopniu będącego odpowiedzią na wymóg celowości. Jak zatem da się dość szybko zauważyć, człowiek chętnie, a na pewno chętniej, czyni cokolwiek, gdy działanie przynosi efekt albo chociaż daje symptom rezultatu. Jednocześnie życiowe doświadczenie podpowiada, że owoce pracy pojawiają się nie od razu, niekiedy później lub w ogóle ich nie ma. Na ten ciąg przyczynowo-skutkowy nakładają się jeszcze inne okoliczności. Cele jednego człowieka krzyżują się, niekiedy zderzają się, z celami innych ludzi. Pojawiają się zjawiska współpracy lub rywalizacji, ale też polaryzacji i walki. W takich uwarunkowaniach każdy człowiek staje – chcąc czy nie chcąc – wobec kluczowego pytania o motywację swoich zaangażowań. Od najbardziej elementarnych codziennych czynności po najbardziej perspektywiczne działania, każda i każdy z nas, chce osadzić swoje działania w tym, co nazywamy sensem. Jak głęboki musi być ów sens, aby przetrwał mimo przeciwności?
- Boga nie ma. Człowiek od nikogo nie zależy. To, kim będzie, zależy zatem wyłącznie od niego samego, od jego działania. Człowiek określi się – wręcz stworzy – poprzez własną praxis. Należy tylko uwolnić tę jego praktykę od zbędnie krępujących ją presupozycji związanych z rzekomo stałą i rzekomo normatywną naturą ludzką.
- Fundamentalną presupozycją tego typu, paraliżującą twórczy rozpęd praktyki, jest sztywny podział na podmiot poznający i przedmiot poznania; założenie, że człowiek najpierw musi rzeczywistość ujrzeć, rozeznać się w niej, a dopiero potem może działać.
- Właśnie dlatego, że praktyka tworzy prawdę – przynajmniej w zakresie odnoszącym się do „istoty” człowieka i jego życia zmienia się radykalnie rola filozofa; dotychczas „filozofowie rozmaicie tylko interpretowali świat; idzie jednak o to, aby go zmienić”.
Czujność intelektualna może wzbudzać u czytających powyższe wyimki zaskoczenie. Wyjaśniam – cytowane tezy są esencją streszczenia marksistowskiej odpowiedzi na stale towarzyszące każdemu człowiekowi pytanie o sens działania. Tym samym o sens życia. Dlaczego sięgam po – zdawać mogłoby się – przebrzmiałe historycznie i politycznie wywody filozoficzne? Marksizm, z którym skądinąd słusznie kojarzymy przewroty dewastujące najpierw Europę, potem inne połacie globu i cywilizacji, chociaż w swojej pierwotnej postaci jest niszowym formatem narracyjnym, to przez rozmaite fluktuacje przetrwał do naszych czasów. Co więcej, neomarksizm w szatach pacyfizmu, rewolucji obyczajowej, transhumanizmu, ideologii gender czy ekologizmu drenuje całe społeczeństwa. Hakuje indywidualnie umysły i w otoczce interpretowanych po swojemu „praw człowieka” (na przykład „praw kobiet”, „praw mniejszości”) zarzuca na wolne społeczeństwa sieć postpolitycznego zniewolenia. Narzuca utylitaryzm jako wagę sensu działania i istnienia.
Chcę, abyśmy wniknęli nieco we wnętrzności systemu, z jakim jesteśmy oswajani przez liberalne, progresywne, skrajnie lewicowe trendy życia publicznego. Ich modele jaskrawo widoczne są w polityce, kulturze, nauce, medycynie, edukacji i stosunku do chrześcijaństwa (nawet w jego przeżywaniu!). Sięgnąłem po zbiór referatów pod wspólnym tytułem „Wobec filozofii marksistowskiej. Polskie doświadczenie”. Publikacja pod redakcją prof. Antoniego B. Stępnia – jednego z najbardziej znaczących współczesnych polskich filozofów i humanistów – to kapitalne zestawienie głosów krytycznych (czytaj: analitycznych) wobec marksizmu. Wątkiem podbijającym wartość refleksji poszczególnych autorów jest tło, jakim była polska wersja marksizmu w czasach, które określamy (optymistycznie) jako „słusznie minione”.
Spośród dwunastu rozdziałów pomieszczonych na ponad 230 stronach, których przestudiowania nie da się zamknąć po jednym czytaniu, wybrałem jedną część. Prześwietlane w niej są liberalizm marksistowski i antropologiczne implikacje marksistowskiej… soteriologii (tak – soteriologii!). Przypomnijmy słownikową definicję słowa soteriologia: „wiedza religijna i teologiczna na temat zbawienia”. Proszę się zatem nie dziwić cytowanym w niniejszym rozważaniu fragmentom analiz spisanych przez ks. prof. Tadeusza Stycznia i ks. prof. Andrzeja Szostka. W swoim opracowaniu obaj autorzy zwracają uwagę na fakt, że marksizm, choć jest z gruntu poglądem materialistycznym, nieprzypadkowo dąży do przeniknięcia w tę sferę ludzkiego doświadczenia, jakim jest religia.
- Trudno nie zauważyć, jak wiele wspólnego ma wizja człowieka jako radykalnego twórcy siebie (swej „natury”), wolnego twórcy prawdy o sobie, z myślą najradykalniejszego reprezentanta filozoficznego liberalizmu J. P. Sartre’a. I trudno się dziwić, zarówno pochwałom wypowiadanym przez Sartre’a pod adresem Marksa, jak i zainteresowaniu marksizmem ze strony ludzi, którzy wzrastają w świecie liberalistycznych ideałów, aż po ideologów współczesnego eurokomunizmu włącznie.
- Sartre rozumiał, podobnie jak Marks, że proklamowanie człowieka bogiem – stwórcą prawdy poprzez wolne tworzenie rzeczywistości – dokonać się może jedynie pod warunkiem detronizacji Boga niebios, który samym swoim istnieniem i Jemu zastrzeżonymi stwórczymi prerogatywami znosiłby tak radykalnie pojętą wolność człowieka.
- (…) pomysł rozwiązania trudności indywidualnego liberalizmu, kiedy to twórcze autoprojekty poszczególnych jednostek wchodzą ze sobą w kolizję uniemożliwiając ich równoczesną realizację (…) w drodze dialogu, czyli odwołania się do nadrzędnej wobec nich prawdy o nich samych, jest oczywiście mocą przyjętej definicji człowieka – wykluczona. Wszak człowiek to wolność do tworzenia prawdy o sobie! W obliczu konfliktu drugi staje się nieuchronnie rywalem: muszę go pokonać, jeśli nie chcę być przezeń pokonany. Jeśli nie będę jego panem, stanę się jego niewolnikiem.
- Walka staje się jedyną metodą rozwiązywania konfliktu, ostateczne zaś rozwiązanie polegać może tylko na zadaniu przeciwnikowi decydującego ciosu. Zanim to nie nastąpi, pokój może być jedynie rozejmem, czasem przygotowania ostatecznej likwidacji antagonisty. Tak oto wolność do tworzenia prawdy prowadzi mocą swej własnej logiki do usprawiedliwienia przemocy jako jedynej zasady w walce przeciw wszystkim.
Nie brzmi to wszystko optymistycznie, ale czyż nie zauważamy zastosowań objaśnionych wyżej schematów? Nie musimy nawet sięgać po wyżyny życia publicznego, gdyż wystarczy rozejrzeć się po bliższej nam społecznie okolicy. Praktyczny marksizm, jakbyśmy go nie nazywali, na naszych oczach wydrąża z metafizycznej wrażliwości nie tylko lekkomyślnych liderów wszystkich szczebli i kategorii. Wytycza także koleiny i bruzdy, po jakich wielu z nas bezrefleksyjnie przesuwa się z jasnej przestrzeni odniesień międzyludzkich do mrocznego kręgu ścierania się interesów oznaczanych globalnymi głazami autokracji.
Jakże mocno to zaskakuje w Polsce – kraju sponiewieranym w XX wieku przez narodowy socjalizm i komunizm. W kraju, którego obywatele zewnętrznie wyparli traumę ustrojowego zniewolenia po II wojnie światowej, ale w XXI wieku doszukują się jakże często komfortu na mieliznach oportunizmu i koniunkturalizmu. Skonfliktowane kręgi demokracja tracą zdolność chronienia wolności lub nie chcą jej chronić. Aparat władzy skłania się ku spychaniu wspólnotowych ambicji na margines, stawiając wyżej indywidualizmy i partykularyzmy.
- Teoria urzeczywistnia się w narodzie zawsze tylko o tyle, o ile stanowi urzeczywistnienie jego potrzeb. Formalnie nieograniczona wolność do wszystkiego człowieka-autokreatora, faktycznie – poprzez postulat wykorzystania istniejącego układu sił ekonomiczno-społecznych – sprowadza się do postulatu realizacji tych potrzeb, które nie przekraczają ram jedynego świata (…) – świata materialnego.
- Fakt, że za podstawę upośledzenia człowieka jako człowieka uznało się upośledzenie ekonomiczne i że wyzwolenie z niego uznało się za pierwszy i zasadniczy etap uczłowieczenia, wskazuje na to, że wszystko, co dalej człowiek tą drogą zdobywa, będzie wzbogacało jego „mieć”, do którego ostatecznie i bez reszty sprowadza się jego „być”; jak bardzo osią całego rozwoju człowieka jest jego zmysłowa świadomość i zmysłowa potrzeba.
- Oto człowiek uznany za najwyższą istotę dla człowieka odnajdywać ma swoje człowieczeństwo, a raczej kreować je, podporządkowując swą stwórczą wolność tym potrzebom (…). (…) Odkąd ogłosił bogiem samego siebie i zezwolił istnieć tylko materii, człowiek nie może już wznosić się ponad siebie i ponad stworzony przez siebie świat, nie może odnajdywać w sobie tego, co pełnią swoją jego samego siebie przerasta – bo ponad nim jest pustka! – i zaczyna służyć bestii w sobie. (…) Czyż takie ubóstwienie człowieka nie jest w gruncie rzeczy jego ubestwieniem?
Już nie brakiem optymizmu, lecz pesymizmem tchną powyższe objaśnienia, jeśli przyjąć, że są opisem całej naszej rzeczywistości. Marksizm jest bowiem kultem materii. Czyniąc materię sensem życia ludzie staczają się w nędzę bezsensu. Materializm wpędza człowieka w przenikającą na wskroś rozpacz nienasycenia.
Jak głęboko musi być utwierdzony i jak wysoko musi sięgać sens wertykalny ludzkiego działania? Gdzie jest horyzont nadziei chroniącej człowieka przed rozpaczą? Dobrze jest znaleźć się skrzyżowaniu obu perspektyw. Na nim jest uosobiona miłość nieskończona. Wierzysz?
Krzysztof Kotowicz / www.kotowicz.pl
- TERAZ: Praca zbiorowa, Wobec filozofii marksistowskiej. Polskie doświadczenie. Fundacja Jana Pawła II – Polski Instytut Kultury Chrześcijańskiej, Rzym, 1987
- POPRZEDNIO: Shoshana Zuboff, Wiek kapitalizmu inwigilacji. Walka o przyszłość ludzkości na nowej granicy władzy. Wydawnictwo Zysk i s-ka, Poznań, 2020
- W CYKLU #BLIŻEJ SŁOWA: Dziękuję za przeczytanie publikacji. Przekaż ją dalej, jeśli uważasz, że warto. Odpowiedz, jeśli chcesz i możesz, w publicznym komentarzu lub prywatnej wiadomości.