Innowacyjność myślenia – w duchu tego hasła, zapraszamy Państwa na kolejną rozmowę w cyklu #BliżejMiasta. Tym razem spotykamy się z niezwykle ciekawymi ludźmi. Stanisław i Kamil Zaremba to konstruktorzy i pomysłodawcy pierwszego domu na wodzie i inicjatywy Odra Centrum, pionierskiego w skali całej Europy projektu.
Czy świat, który znamy faktycznie przestanie istnieć w ciągu najbliższej dekady? Jak to jest mieszkać na Odrze i uczestniczyć w budowie pierwszego polskiego komputera? Jakie atrakcje czekają na odwiedzających Odra Centrum? Zapraszamy do przeczytania rozmowy, w której znajdziecie Państwo znacznie więcej, niż odpowiedzi na powyższe pytania.
Lubi Pan być pierwszy, prawda? Jest Pan autorem pierwszej usługi wirtualnego dysku w kraju, ale również pierwszego domu na wodzie. Jakie cechy należy posiadać, by stać się pionierem w jakiejś dziedzinie?
Kamil Zaręba: O, właśnie idzie tutaj winowajca! Trzeba być synem Stanisława Zaremby! (Pan Stanisław w tym momencie dołączył do naszej rozmowy) Tato był jednym z konstruktorów pierwszego polskiego komputera „Odra” w zakładach Elwro. Pamiętam, że był ogromny. Później senior opatentował technikę pozyskiwania drewna, przy którym też dużo pracowaliśmy. Mój ojciec wymyślił, opatentował, zbudował i używał systemu kolejki linowej do zwożenia drewna, dzięki czemu można było transportować je nawet z trudnego kamiennego terenu, gdzie konie czy samochody nie dałyby rady się dostać.
Tato zajął się później remontowaniem drewnianych kościółków, sam wyremontował m.in kaplice na Śnieżce czy kościół Wang w Karpaczu. Miałem okazję mu pomagać i sam odpowiadać za remont kościółka w Parku Szczytnickim. Dzięki temu doświadczeniu udało nam się też zbudować stylizowane na stare chaty sumatrzańskie dla panter z wrocławskiego ZOO, czy mostek w Ogrodzie Japońskim. Jak widać droga jest bardzo pokręcona… Drewniano-wodna…
Stanisław Zaręba: …ale ma jeden wspólny mianownik, od pokoleń. To co robimy jest pierwsze. To jest pewien kompromis, w sytuacji, w której chcieliśmy coś zrobić to szansą było zrobienie czegoś nowego, dziwnego. Zwłaszcza w naszych czasach. Mój ojciec – Józef – z kolei dostarczał rzepak do fabryki w Brzegu, bo wpadł na pomysł, że dzięki niemu mogłaby powstać margaryna, której wtedy jeszcze za bardzo nie znano. To było nie do pomyślenia w tamtych czasach, by osoba prywatna robiła coś takiego. On jednak zdołał ich przekonać. To chyba geny.
KZ: Co do dysku, to było w 2000 roku, kiedy w Polsce był tylko Onet i Poland.com. WP nie było, Gmaila nie było DropBoxa również… Niczego nie było. My w szczytowym momencie mieliśmy 420 tys. użytkowników, co było dość ważnym wydarzeniem w polskim internecie. Później, kiedy pojawiły się duże pliki już nie byliśmy w stanie poszerzać pojemności systemu i nawiązać walki z gigantami takimi jak chociażby Google, przynajmniej nie za pieniądze, którymi dysponowaliśmy. Bardzo fajny czas w moim życiu, zawarte ciekawe znajomości i kontakty. Zarówno my jak i mBank byliśmy bardzo nowocześni i oferowaliśmy usługi w przestrzeni internetowej, więc później sporo klientów przekonało się do mBanku i z tego co pamiętam, to dzięki nam zyskali ich około 30 tys. Dom na wodzie to jedno, ale moja działalność to drugie – w dalszym ciągu firma istnieje i świadczy usługi Olimpusowi, czyli polskiemu dostawcy internetu.
Nadal mieszka Pan na wodzie? Jakie to uczucie?
KZ: Tak, obok Mostu Grunwaldzkiego. W odczuciach nie ma dużych różnic, bo to 170-tonowa, betonowa platforma. Ona nie buja, bo jest zbyt sztywna i stabilna. Mieszka się trochę jak na wakacjach. Rano kaczki, łabędzie, wieczorem zachody słońca nad rzeką… Bardzo romantycznie.
Wydaje się, że uzyskanie stosownych pozwoleń do zacumowania i zameldowania swojego adresu na wodzie jest szalenie trudne. Jak wyglądał ten proces i co było najtrudniejsze?
KZ: 8,5 roku i się udało. Problemów było sporo, zarówno natury formalnej jak i technicznej. Najtrudniejsze było przekonywanie urzędników i wspólne uczenie się tego „zjawiska”. Urzędnicy w Polsce – nic dziwnego – nie wiedzieli, jak to ugryźć. My także. Było wiele emocji, ale na końcu „pacjent przeżył, a operacja się udała”. Ci, którzy nam najbardziej przeszkadzali finalnie przyszli i powiedzieli: „Gratuluję”. Sama budowa trwała 2,5 roku.
Jak zatem zamieszkać na wodzie?
KZ: Już teraz szlaki są przetarte i są na to procedury. Zajmuje się tym komórka „Wody Polskie”. Ciągle jest to trudne, ale przynajmniej już wiadomo, czego urząd chce. Należy się jednak przygotować na pewne koszty, dom na wodzie jest droższy niż spore mieszkanie w centrum Wrocławia. Grubsze szyby, wentylacja, klimatyzacja, inne pompy, kanalizacja… To wszystko tworzy sporą kwotę i jest droższe niż tradycyjne domy na ziemi.
Jako fundacja OnWater.pl od wielu lat działacie na rzecz edukacji i środowiska. Z jakich projektów są Panowie najbardziej dumni, a których nie zrealizowaliby ponownie?
KZ: W tej chwili z Odra Centrum. Ciągle dopieszczamy i przygotowujemy do otwarcia. Poza tym, realizowaliśmy masę projektów, np. Sprzątanie Rzek Wrocławia, który trwa już 12 lat, podczas których wyciągnęliśmy z wód kilkadziesiąt ton śmieci. Na ten moment z trudem zbieramy 1 tonę, a przy pierwszej edycji wyciągnęliśmy 12. Widać więc postęp, zarówno w świadomości, co szczególnie sprawia nam radość. Zwłaszcza, gdy mówimy o dzieciach, starszym osobom, chociażby z mojego pokolenia trudno jest zmienić pewne niekorzystne dla środowiska nawyki. Kolejne to Szlak Odry, czyli historia najważniejszych obiektów hydrotechnicznych na tablicach rozmieszczonych w centrum Wrocławia, czy wszelkie zajęcia przyrodnicze i biologiczne, które prowadzimy. Największym naszym sukcesem jest jednak to, że ciągle się rozwijamy i uczymy. W tej chwili w fundacji udziela się aktywnie 12 wspaniałych osób przejętych rzeką i środowiskiem.
Jest jeszcze taki ciekawy projekt, bardziej przyszłościowy, czyli pływające ogrody. Jak wiadomo nie od dziś, istnieje duże zagrożenie suszą w naszym klimacie. Instalujemy na rzece właśnie takie ogrody, które filtrują wodę oraz są miejscem lęgowym dla ptaków. Przez działalność człowieka coraz częściej opuszczają nabrzeża, które są systematycznie zabudowywane (bulwary, beach bary itp…). Dzięki ogrodom, mnóstwo ptactwa wodnego wróciło do miasta. Z nadchodzących spraw, chcemy skupić się na Fosie Miejskiej, która obecnie jest niestety martwa… Czy czegoś byśmy nie chcieli powtórzyć? Wydaje mi się, że nie.
SZ: To jest droga, czasem pełna zakrętów, ale wszystko czegoś uczy i jest potrzebne. Od trzech pokoleń robimy i uczymy się rzeczy, które pozwalają zebrać sumę doświadczeń i wykorzystać je w kolejnych działaniach. Nie byłoby budynku, w którym dryfujemy, gdyby nie nasze umiejętności budowlane nabyte wcześniej przy pracy z drewnem.
Podobnie wyglądała ewolucja od komputera Odra do dysku internetowego. Obserwowałem wiele przedsięwzięć ojca w tych trudnych, powojennych czasach. O transporcie rzepaku do fabryki wspominałem, pamiętam, jak przekonał ludzi odpowiedzialnych za te procesy, że jesteśmy odpowiednimi ludźmi i damy sobie radę. Sąsiedzi mocno się dziwili, że ktoś nagle hoduje i wywozi kwiaty. Jak wiadomo, jak rzepak kwitnie to wygląda jak kwiaty, więc po okolicy rozeszła się plotka i na pola przyjeżdżali ludzie z innych miejscowości podziwiać nasze uprawy. To był taki moment, w którym ojciec zaistniał. To były inne czasy, inne realia, ale już wtedy przyglądałem się jak to wygląda i pewnie dlatego dziś robimy takie rzeczy.
Tych przestrzeni, w które w naszej historii wchodziliśmy było wiele, ale wspólny mianownik jest jeden – innowacyjność myślenia. Dzięki temu sporo – jak widać, można zmienić.
Proszę opowiedzieć coś o Odra Centrum
KZ: Warto powiedzieć, że to będzie obiekt praktycznie zeroemisyjny. Między innymi dlatego dostaliśmy dofinansowanie. Trzeba pamiętać, że zeroemisyjność to przede wszystkim mądre dysponowanie np. ogrzewaniem, niekoniecznie najnowocześniejsze technologie. Choć u nas ich nie zabraknie – sama kotłownia kosztowała 190 tys. złotych. 6 ton sprzętu, 3 jednostki pomp ciepła, które odzyskują energię z powietrza, zbiornik na 1000 l wody do ogrzewania podłogowego i klimatyzacji, stacja do odkamieniania wody… Mnóstwo sprzętu. Mamy na przykład stację odzyskiwania wody szarej, czyli takiej z mycia rąk. Dzięki temu używamy jej potem do spłukiwania toalety i oszczędzamy. Proszę sobie wyobrazić jakie to są ilości wody, kiedy przyjdzie tutaj kilka wycieczek szkolnych w ciągu jednego dnia i każde dziecko umyje ręce. Mamy również filtry powietrza, które zatrzymują cząstki stałe powodujące smog czy instalacje roślinne produkujące tlen – warto dodać, że z własnym obiegiem wody.
Jest Mała Szkutnia, gdzie będzie można zbudować własną łódkę ucząc się podstawowych praw fizyki, a potem przetestować ją. Będzie Akademia Węzłów, a nic nie rozwija tak dobrze połączeń neuronalnych jak właśnie nauka trudnych wiązań. Do tego kawiarnia, sale konferencyjne…
SZ: W miejscu, w którym teraz jesteśmy, unikalny w skali Europy jest przede wszystkim ten „pływak”, czyli platforma, na której się utrzymujemy. Wylanie takiej ilości betonu na wodzie i ustabilizowanie go jest technicznie niezmiernie trudne. Jak do tej pory nie znaleźliśmy podobnych rozwiązań. To są gabaryty statku, trzeba było dysponować suchym dokiem. Odra Centrum i ta technologia, którą własnoręcznie stworzyliśmy to suma tych wszystkich poprzednich doświadczeń. Mimo, że to instalacja na wodzie, to mamy dostęp do wszystkich podzespołów, nawet w podłodze (w której jest ogrzewanie) i od strony wody i od góry. Żeby tak mogło to wyglądać, każdego dnia mierzyliśmy się z problemami, które trzeba było rozwiązać. Oczywiście mieliśmy konsultacje z dostawcami i pracowników, a efekt końcowy pokazał nam, że warto i z tego jesteśmy dumni.
Edukujecie od lat. Czy Odra Centrum to dla Panów takie zwieńczenie działalności? Kiedy uznaliby Panowie misję za zakończoną?
SZ: Dzisiaj nie jesteśmy w stanie tego określić, bo jeszcze trzeba doprowadzić ten projekt do końca. Do tej pory, wszystko co zaczynaliśmy udawało się skończyć i już na tym etapie, można stwierdzić, że tutaj też tak będzie. Myślę, że niedługo pojawi się jakaś nowa inicjatywa…
KZ: O nie! Na razie będziemy odpoczywać, później zobaczymy. Trzeba się trochę pocieszyć tym, co jest. Na przykładzie Odra Centrum widać, że „błyskawiczny sukces” zajmuje 10 lat. Co do misji edukacyjnej – to jest praca na pokolenia. Kiedy idea Odra Centrum się rodziła – 10 lat temu – wtedy nikt o tym nie mówił, ale my widzieliśmy problemy z suszą, z wodą i z klimatem. Klimat się zmienia…
SZ: Gdy pracowaliśmy w lasach to było widać, jaka to jest skala zmian. Nie było to nagłaśniane, ale zaczęło się wiele lat temu.
KZ: Największe wyzwanie w tej chwili to edukowanie mieszkańców, żeby wodę w rzekach szanować, dbać o jej czystość, bo jest jej strasznie, strasznie mało. Zbieranie deszczówki, dbanie o czystość sąsiedztwa rzek, odbudowanie lasów łęgowych… Na to trzeba co najmniej dwóch, trzech pokoleń. Pozornie małe rzeczy, które mogą dużo zmienić, to np. zakręcanie kranu, kiedy myjemy zęby. Nie zawsze musimy jeździć też czystym i pachnącym samochodem, bo takie jedno mycie to 80 litrów wody. Pytanie: chcemy być czyści i pachnący czy mieć wodę do picia? Ja myję swoje auto raz na pół roku, różne są komentarze, ale wiem, że na jednym myciu oszczędzam konkretną ilość wody. Nie muszę też zawsze prasować koszul żelazkiem, bo to 6 kilowatów prądu na jedną wyprasowaną rzecz.
Misją Odra Centrum jest pokazywanie dobrych praktyk młodzieży, bo „stare konie” to już bardzo trudny grunt do zmiany. Chcemy pokazać najmłodszym nawyki, których warto się trzymać. Widzisz, że np. na stacji benzynowej coś cieknie? Pójdź do kierownika zmiany i powiedz mu to, tak samo w szkole. To wtedy możemy oszczędzić najwięcej wody.
Z tego co Panowie mówią – jednym z Waszych głównych celów jest inspirowanie społeczeństwa, wytyczanie i pokazania nowych ścieżek. Skąd czerpiecie motywację do rozwijania tak wymagającej inicjatywy?
SZ: Doświadczenia zebrane przez pokolenia pozwalają na wyciągnięcie jednego, słusznego wniosku. Jedyna właściwa dla nas droga to szukanie nowych rozwiązań, to ekscytuje i przede wszystkim działa, naturalnie więc wybieramy właśnie ją. Powiem tak na marginesie, że musimy zrewidować nasze spojrzenie na otaczający nas, jako ludzi, świat. Bo ten, do którego się przyzwyczailiśmy skończy się szybciej niż przypuszczamy, to już zamknięta karta. To według mnie już nawet nie kwestia dekady…
KZ: Racja, ale to jednak dość katastroficzne spojrzenie, więc powiem od innej strony. Mnie motywuje dynamika tego zajęcia. Nie chciałem pracować w banku ani w bibliotece, choć znam wielu ludzi, którzy robią tam świetną robotę. Zawsze chciałem robić coś co będzie dynamiczne i ciekawe, więc może stąd takie szukanie dla siebie niszy.
Na koniec mam takie małe przesłanie: jeśli ktoś ma fajną ideę, dziwny pomysł, który chciałby zrealizować, to im więcej ludzi mówi ci, że to się nie uda, to tym bardziej należy to zrobić. Ludzie nie wierzą, czasem zazdroszczą. Szkoła i system edukacji nie uczą w tej chwili na tyle mądrze i fajnie, raczej uczą trzymania się schematów, a to nie jest recepta na sukces. Wszystko rozbija się o pokonanie strachu i wykonania kroku.
Plany działania Odra Centrum wyglądają imponująco. Szkoła na wodzie, Mała Szkutnia, kawiarnia czy Odrateka to tylko część ekscytujących projektów. Na koniec – kiedy otwarcie?
KZ: Pomidor 🙂 Proszę trzymać kciuki za marzec, ale zostało jeszcze trochę zagwozdek formalnych ze względu na nowe prawo wodne. Nie chcę więc nie dotrzymać trzeciego terminu, robimy co się da i jesteśmy na ostatniej prostej.
Oczywiście – trzymamy kciuki i Czytelnicy Wrocławskich Faktów zapewne również.
Rozmawiał: Maciej Fedorczuk