Przeszło 1250 km, na nogach narty, do pleców przyczepione ponad 100-kilogramowe sanie z ekwipunkiem, a wokół ani żywego ducha. Śnieg, lód, wiatr, mróz. Takiemu wyzwaniu podołał mieszkający na co dzień we Wrocławiu Mateusz Waligóra, który jako czwarty Polak zdobył biegun południowy. To największy sukces w jego karierze.
Na temat zamiarów Waligóry informowaliśmy na początku listopada. Mężczyzna jest absolutnym specjalistą jeżeli chodzi o wędrówki długodystansowe. W swojej karierze mierzył się już z pustynią Gobi, Górami Izerskimi czy Grenlandią. Ale wyprawa na biegun południowy to był zupełnie inny poziom trudności. Przenikliwy mróz, szalejący wiatr, wokół tylko śnieg, a pod nartami zdradziecki lód, którego każde pęknięcie czy szczelina były śmiertelną pułapką.
Warunki okazały się dokładnie tak mordercze jak można się było spodziewać. Polak wielokrotnie musiał szukać alternatywnej drogi, by uniknąć lodowych szczelin. Do tego zaspy nawianego śniegu, które blokowały sanie ważące ponad 100 kg. Ich ciągnięcie przez coś takiego było koszmarnym zadaniem. Jeżeli chodzi o jedzenie codziennie przyjmował po 5 000 kalorii, głównie z liofilizowanych produktów, które gotował na śniegu wraz z masłem.
Jednak koniec końców udało mu się pokonać wszelkie przeciwności. Dla niego piątek 13 stycznia 2023 roku okazał się najszczęśliwszym dniem, bowiem to właśnie wtedy o godz. 4:50 czasu polskiego, po 58 dniach w zamarzniętym piekle Mateusz Waligóra dotarł na metę. Czyli do stacji badawczej Amundsen-Scott, której pracownicy przywitali go na miejscu. To czwarty Polak, któremu udało się samotnie pokonać biegun południowy. Wcześniej dokonywali tego Marek Kamiński, Jacek Libucha oraz jedyna kobieta Małgorzata Wojtaczka.