Stowarzyszenie Młody Dolny Śląsk ruszyło z kolejną już edycją akcji „Ludzie z Wrocławia”. Jak już informowaliśmy w naszym portalu, celem projektu jest ukazanie prawdziwych pereł miasta Wrocław – ludzi na pozór zwykłych, lecz wyjątkowych, realizujących swoje pasje, marzenia, a także osiągających ogromne sukcesy.
Kolejną osobą, którą poznajemy jest Marcela Zielińska – działaczka Fundacji „Dbamy o Młodych”. Fundacja „Dbamy o Młodych” istnieje już ponad 5 lat i pomaga dzieciom z domów dziecka oraz aktywizuje młodzież usamodzielniającej się. Jednym słowem Fundacja zapewnia lepszy start.
Twój zwykły-niezwykły dzień?
Jedyna powtarzalna rzecz każdego dnia to kubek mocnej kawy z samego rana. Natomiast cała reszta to brak rutyny i monotonii. Każdy kolejny dzień różni się od poprzedniego, tak samo, jak zmienia się charakter moich obowiązków. Czasem jestem księgową, bo jak wiadomo papierki zgadzać się muszą. Innego dnia jestem fundraiserem, ponieważ pozyskuje sponsorów, którzy odgrywają niesamowicie ważną rolę w życiu Fundacji. Innym razem zajmuję się eventami, czyli tym by o naszych działaniach dowiedział się cały świat albo przynajmniej cała Polska. Czasem jestem pracownikiem socjalnym, gdzie jadę poznać osobiście podopiecznych i zobaczyć oraz ocenić ich sytuację życiową.
Moim ulubionym zajęciem jest tworzenie charytatywnych projektów z osobistościami rodem ze ścianek i czerwonych dywanów i pozyskiwanie ich na ambasadorów Fundacji! Ogólnie miewam wrażenie, że doba jest za krótka, natomiast gdyby była dłuższa, pewnie mówiłabym to samo.
Dlaczego ta droga?
Nie ukrywam, że rozpoczęcie moich działań w Fundacji to przypadek. Wcześniej pracowałam w ogromnej korporacji, ale szybko się przekonałam, że spełnianie targetów i cudzych oczekiwań oraz cały ten wyścig szczurów nie jest po prostu dla mnie. W najgorszym momencie mojej ówczesnej pracy dowiedziałam się o założeniu fundacji. Postanowiłam wykonać dla niej kilka działań bezinteresownie. Okazało się, że sprawia mi to nie lada przyjemność i satysfakcje. I tak wszystko się zaczęło! Fundacja daje mi niesamowity rozwój. Działam już w niej pięć lat i nie wyobrażam sobie robić w życiu czegoś innego.
Szczęście i co lubisz robić?
Co lubię robić? To bardzo ciężkie pytanie, bo lubię wiele rzeczy. Przede wszystkim kocham życie! Za każdy dzień, nawet ten niekoniecznie dobry. Wtedy, z takiego dnia staram się wyciągnąć wnioski. Uwielbiam poznawać nowych ludzi, bo każdy nowy człowiek to nowa historia. Każdego dnia staram się cieszyć z małych rzeczy i żyć tak, by niczego nie żałować. Uśmiech to podstawa.
Radość…
Największą radość sprawia mi uśmiech moich podopiecznych. Zarówno dzieci z domów dziecka, jak i pojedynczych rodzin, które wspieramy w momencie, gdy tę pomoc otrzymują. Często jestem nazywana aniołem i co prawda skrzydeł i aureoli nie posiadam, to takie słowa sprawiają, że chce pomagać jeszcze bardziej. Natomiast największym wyzwaniem jest pomoc, która jest potrzebna na już. Uzbieranie większej ilości środków finansowych wiąże się z czasem. Ja bardzo nie lubię, gdy podopieczni na pomoc muszą czekać. Natomiast chętnie się podejmuje takich wyzwani i póki co, odpukać się udaje!
Ważna historia…
Życie nauczyło mnie, że trzeba korzystać z niego garściami i należy dawać innym ludziom uśmiech i dobroć. Dobro zawsze wraca ze zdwojoną siłą. Pamiętajcie o tym!
Pandemia…
Nie ma co ukrywać, że okres pandemii to czas, który uniemożliwił nam wiele dróg dotychczasowego działania. Nie mogliśmy organizować zbiórek pieniężnych, spotkań z wolontariuszami, sponsorami i musieliśmy zrezygnować z eventów. Często też od naszych potencjalnych sponsorów słyszałam słowo „nie”, ponieważ zaczęli wspierać COVID-19. Trzeba było przerzucić swoją pracę na online, co oczywiście było możliwe. I mimo tego ciężkiego czasu udało nam się wyposażyć sale informatyczne zarówno w uboższych szkołach, jak i w domach dziecka. Działaliśmy szybko, by wszystkie dzieci miały równe szanse na naukę online i nie odstawały od rówieśników. Łącznie przekazaliśmy dziesiątki laptopów, monitorów i komputerów podopiecznym.
Realne działanie…
Trzy lata temu pod nasze skrzydła trafiła Pani Dorota i jej córka Karolinka. Dziewczyny mieszkają w połówce starego domu na Kowalach we Wrocławiu. W mieszkaniu brakuje ciepłej wody, następują przerwy w dostawie prądu i nie ma ogrzewania. W mieszkaniu jest pleśń i grzyb. Warunki mieszkaniowe okropne. Nie mogliśmy przejść obojętnie obok tej historii. Pani Dorota w międzyczasie otrzymała od miasta mieszkanie komunalne, ale w równie fatalnym stanie. W remont mieszkania trzeba było włożyć mnóstwo pieniędzy, których oczywiście podopieczna nie miała. Karolina natomiast interesowała się opieka społeczna. Sprawa nie wyglądała dobrze. Mogła zostać odebrana matce. Nie mogliśmy do tego dopuścić!
Dlatego zebraliśmy odpowiednie środki, zrobiliśmy nowy projekt mieszkania, wynajęliśmy odpowiednią ekipę i dziesiątki ludzi o dobrym sercu, którzy przyczynili się do ukończenia remontu. Właśnie trwa montaż kuchni, później ostatnie szlify i mam nadzieje, że za około dwa tygodnie matka z córką będą mogły się wprowadzić na swoje własne mieszkanie.
Gdzie można Cię spotkać?
Złapać mnie można najczęściej pod telefonem, gdyż z racji pełnionych obowiązków nie mogę w biurze długo zagrzać miejsca. Natomiast dla każdego, kto się będzie chciał ze mną spotkać, znajdę czas. I ma to jak w banku.
Wywiad przeprowadził: Sebastian Pękalski Udostępnione w ramach kampanii „Ludzie z Wrocławia”
Komentowane 1