Jak ocenia początek sezonu Śląska Wrocław? Czy zabiło mu mocniej serce podczas majowych finałów? Czy EuroBasket okaże się trampoliną dla KoszKadry i co sądzi o początku sezonu Jeremy’ego Sochana? O koszykówce, ale też o bieganiu porozmawialiśmy z legendą sportowego Wrocławia – Maciejem Zielińskim.
W maju Śląsk Wrocław zdobył 18. mistrzostwo Polski. Zabiło mocniej serce? Szczerze.
No wiadomo, oczywiście! Tyle lat czekaliśmy, że przez chwilę myślałem, że nie dożyję! (śmiech) Na szczęście się udało, myślę że wszyscy się cieszyli – zarówno my, którzy kiedyś coś graliśmy w koszykówkę, starsi kibice. Dużo ludzi do mnie pisało, że łza zakręciła się w oku. Na pewno wielkie przeżycie i wielka radość.
Mistrzostwo zdobyte z trenerem Urlepem. To jeszcze Słoweniec, czy już wrocławianin? Zrobił dla naszego miasta wiele.
No z Andrejem to zawsze ciężko stwierdzić! (śmiech) To zawsze była specyficzna postać i myślę, że dalej jest. Na pewno po tylu latach we Wrocławiu dla nas może być wrocławianinem! Trzeba byłoby się go zapytać o to – na pewno miałby jakąś błyskotliwą odpowiedź na ten temat.
Za nami też EuroBasket i duży sukces naszej reprezentacji. To będzie trampolina dla KoszKadry?
Olbrzymi sukces – to na pewno. Wszyscy się z tego cieszymy, na pewno to nie jest jednorazowy sukces, bo parę lat wcześniej zajęliśmy siódme miejsce na mistrzostwach świata, a o tym nikt nie pamięta! My kibice, ludzie którzy żyją koszykówką, na pewno się z tego cieszymy, ale tu jest duża rola Polskiego Związku Koszykówki, żeby ten sukces przekuć w sukces całej dyscypliny. Zwycięstwa napędzają zainteresowanie, popularność. Tutaj tego trochę nie widać. My się staramy, jak możemy, ale trochę nam brakuje.
Przenieśmy się na chwilkę za Ocean. Nie tak dawno wystartowała NBA, w której mamy swojego reprezentanta. Jak Pan oceni dotychczasowe występy Jeremy’ego Sochana?
Wiadomo, że zrobił się trochę taki hype. To bardzo dobrze, bardzo dobrze dla koszykówki. Nie możemy od początku tak wiele wymagać. To jest duży stres, wskoczył do najlepszej ligi świata – do NBA – jest bardzo młody. Młodość ma swoje prawa. Będą mu się zdarzały lepsze mecze, ale też będą te gorsze. Tak jak ten mecz, w którym „Popp” (Greg Popovich, trener San Antonio Spurs – przyp. red.) posadził go po pięciu sekundach. Tak działa dorosła koszykówka. Tu nie ma litości, jak popełnisz błąd to trener – szczególnie taki jak w San Antonio – sadza cię na ławkę. Jeżeli będzie z każdego takiego zagrania – udanego, czy nieudanego – wyciągał wnioski, to tym lepiej dla niego.
Wróćmy na wrocławskie podwórko. Śląsk Wrocław pokazuje w tym sezonie dwie twarze. Piękną w lidze, gdzie jest niepokonany, a także tę drugą europejską. Czego brakuje do wygrania w Europie?
No tak – w lidze to wygląda bardzo dobrze, chociaż…
Chociaż wczoraj – nerwy były, prawda?
No wczoraj trochę były! (śmiech) Z jednej strony na pewno kontuzje. Ten skład jest dość mocno przetrzebiony. Chłopaki walczą, dają z siebie wszystko dopóki sił starcza. Teraz przerwa na kadrę, więc niektórzy odpoczną – choć nie wszyscy. W Europie? Brakuje nam dobrego shootera. Teraz w koszykówkę gra się tak, że wszyscy walą za trójki! Jeśli nie masz rzucającego, to przeciwnicy to rozczytują i zamykają pod koszem. Nasz rozgrywający nie jest rzucającym, więc wiadomo, że będzie mijał. Tak jak mówię, są też te nieszczęsne kontuzje. Tym bardziej, że były mecze – tak jak ten ostatni, czy na Gran Canarii, gdzie było blisko by ten wynik wyszarpać.
Mówił pan o reprezentacji. Jesteśmy w miejscu szczególnym dla reprezentacji. Wierzy pan, że polska reprezentacja wróci do Hali Stulecia?
Marzenie mam, wiadomo. Tutaj w Hali Ludowej mecze reprezentacji długo się odbywały, ale wiadomo też że to nie jest najnowszy obiekt. Mamy w Polsce dużo hal z prawdziwego zdarzenia, takich typowo widowiskowo-sportowych. Ciężko będzie tutaj wygrać jakieś mecze – tym bardziej, że gdzieś czytałem w Internecie, żeby zorganizować te mistrzostwa to trzeba 10 milionów zapłacić! To jest kwota kosmiczna. Wiadomo, że ja i każdy kibic koszykówki we Wrocławiu i chyba na całym Dolnym Śląsku chciałby odczarować ten Lublin i przenieść jeden mecz kadry tutaj! (śmiech)
Na koniec muszę zapytać. Listopad, chłodno…będzie pan dalej biegał po wrocławskich parkach? Często można pana spotkać. Kawka, napadamy i biegamy?
No tak, tak! Biegam, biegam. Często w park runie uczestniczę, nikt nie mówi, że będzie łatwo! Najprzyjemniej biega się w lecie, ale nie ma co się poddawać. Trzeba się opancerzyć, biegać i walczyć! (śmiech)
Komentowane 2