W najbliższy weekend na Stadionie przy ul. Oporowskiej drużyna Śląska Wrocław AMP Futbol rozegra turniej Ekstraklasy. Z tej okazji porozmawialiśmy z trenerem Krzysztofem Węgrzynem. Poruszyliśmy wątki związane z rozwojem tej dyscypliny sportu w Polsce, a także wrocławskiej historii sekcji.
Jak to się w ogóle zaczęło z AMP Śląskiem?
No tak naprawdę będąc jeszcze Podbeskidziu, gdzie trenowałem bramkarzy przez kilka lat, usłyszałem od prezesa w Opolu, że ktoś się do mnie odezwie z Wrocławia. Jestem wrocławianinem, więc się ogromnie ucieszyłem. Faktycznie, po jakimś czasie zaczepił mnie prezes Sebastian Bednarz i porozmawialiśmy. Zresztą długo nie trzeba było mnie namawiać i tak naprawdę w tamtym roku w kwietniu położyliśmy taki kamień węgielny, taką cegiełkę pod stworzenie tej drużyny. Początki nie były łatwe. Mieliśmy tak naprawdę kilku zawodników, którzy to u nas pierwszy raz się pojawili, u nas stawiali swoje pierwsze amp futbolowe kroki. Mieliśmy bardzo rzadko treningi – spotykaliśmy się raz w miesiącu. Były takie spotkania, żeby nie zapomnieć jak się poruszać. Już w poprzednim sezonie mieliśmy pomysł, by wystartować w lidze, ale powiedzmy sobie szczerze – baliśmy się, że zostaniemy wyśmiani. Że to takie gruszki na wierzbie. Chcieliśmy więc wystartować w tym roku, kiedy będziemy solidnie przygotowani.
I w tym roku wystartowaliście.
Zaczęliśmy to wszystko kleić pod ligę. Każdy z nas ma inny zawód – w normalnych ligach możesz sobie wybrać kilku zawodników. Tutaj tego komfortu nie mamy, ale drużyna jest coraz liczniejsza. Jest naprawdę solidna rywalizacja i myślę, że z materiału, który mamy obecnie, udało się nam stworzyć solidny zespół. Wystartowaliśmy, wzmocniliśmy się – przyszli chłopcy z Maroka, którzy zrobili tutaj ogromną furorę i zostali z nami na dłużej. Z tego co wiem, to już dogadujemy nowych zawodników, więc będą z nami w nowym sezonie. Są pewne rozmowy. Co do tego sezonu – wystartowaliśmy w pierwszym turnieju w Poznaniu. To może zabrzmieć jak pochwała, ale pochwalę moich zawodników – zanotowaliśmy najlepszy debiut w historii Ekstraklasy. Zremisowaliśmy z Legią Warszawa – jako absolutny beniaminek. Dwa razy zremisowaliśmy ze Stalą. Wisła Kraków nas wręcz zbombardowała, Podbeskidzie też troszeczkę się po nas przejechało, ale za to wygraliśmy z Wartą Poznań, która jest w tym roku w gronie trzech najlepszych drużyn. W kuluarach mówi się, że to my powinniśmy być w tym gronie, ale mamy czas. Musimy nabrać doświadczenia. Gramy, walczymy, analizujemy to co robimy. Mamy też indywidualne treningi, które ja wysyłam zawodnikom – oni chwalą się ile przebiegli, co zrobili. Naszym najlepszym turniejem był ten w Rzeszowie. Praktycznie wszystko wygraliśmy. Nie straciliśmy żadnej bramki. To już jest ogromny sukces. Oczywiście ja po analizie też wyciągam błędy, które analizujemy.
Pan mówi o tych turniejach. Wiadomo, że to jest coś, na co wszyscy czekamy, bo to jest taki efekt końcowy. Żeby do tych turniejów dojść, żeby w tych turniejach grać, to Wy się musicie przygotować.
Tak naprawdę my się spotykamy raz na miesiąc lub dwa razy w miesiącu. To już jest takie podsumowanie – taka klasówka albo sprawdzian. Cóż, każdy jest inny, każdy ma inne jakieś problemy, ktoś więcej grał, ktoś w ogóle nie grał. Wysyłam zawodnikom zadania domowe, korepetycje – zwłaszcza filmiki, wycinki jakichś fragmentów meczu. To jest ważne – jak przyspieszyć, jak uderzyć. Wszystko musi być indywidualne. Mamy taką swoją wewnętrzną stronę. Tam najdokładniej jak potrafimy sobie raportujemy.
To pokazanie, że to są sportowcy z krwi i kości i mimo swoich niepełnosprawności trenują normalnie.
Ja nawet po sobie pamiętam – kupę lat temu grałem w reprezentacji. To nie ma tak, że robimy coś na pół gwizdka. Zdarte kolana, zdarte łokcie, rękawice. Naprawdę nikt nie odpuszcza.
Sam rozwój AMP Śląska też postępuje.
Jako drużyny – na pewno. Jednak w każdym tygodniu, z każdym miesiącem na pewno to wygląda jeszcze bardziej profesjonalnie.
Chyba też całe środowisko AMP Futbolu w Polsce się rozwinęło. Akcje „Jedną nogą w finale”, książki, mecze, reprezentacja. Te mecze są transmitowane. To pokazuje, że naprawdę rozwijacie się i macie potencjał jako dyscyplina.
Powiem tak – jak ja zaczynałem prawie 10 lat temu, to tak naprawdę nikt o tym nie słyszał. Gdzieś dowiedziałem się, że jestem zaproszony na testy do reprezentacji, to kompletnie nie wiedziałem, o co chodzi. Dzisiaj jest inaczej. Rodziny, znajomi, przyjaciele – oni też się tym interesują. Wzrasta rozpoznawalność. To jest miłe, bo ludzie mnie gdzieś tam zaczepiają, gdzieś tutaj ktoś chce coś wiedzieć. Dzieci to oglądają, też zapraszaliśmy je tutaj. Młodsze dzieciaki, które po prostu robiły wielkie oczy. Bardzo im się to podobało, bo jest to sport bardzo widowiskowy. Jest dużo promocji wokół tego. Duże kluby stworzyły swoje sekcje. Kiedyś były drużyny bardziej lokalne – nie było Legii Warszawa, a Lampart. Ja grałem w GKS Góra. Nazwy były swoje – później wielkie kluby zainteresowały się tematem i gdzieś chyba Wisła Kraków była pierwszą, która stworzyła taką sekcję, swoje struktury. Jest mnóstwo wydarzeń dla dzieci – Junior Camp, na który też w sierpniu jadę. Będę trenować dzieci międzynarodowe.
W kwestii tej promocji, to ostatnio we Wrocławiu odbył się taki nietypowy mecz. Na obiekcie Ślęzy zagraliście z reprezentacją Polski.
Zgadza się. Nie liczyliśmy na dobry wynik, bo to jest inny poziom. Reprezentację Polski w 90% stanowi tak naprawdę Wisła Kraków. Chcieliśmy się sprawdzić, trochę coś poeksperymentować. To była okazja do przełamania lodów – tych mentalnych. Wyszliśmy i chcieliśmy pokazać, że nie mamy galaretowatych nóg. Może reprezentacja Polski nie jest najsilniejsza na świecie, ale to jest dobry poziom. Podziękowaliśmy im za przyjazd. Zagraliśmy też tak, żeby po prostu się zmęczyć – graliśmy w formie międzynarodowym, takim jak gra się na Mistrzostwach Świata i Europy. Dwa razy po 25 minut. W lidze gramy dwa razy po 20 minut. To jest duża różnica. Miało być skrzyżowanie z najlepszymi, to było!
To wszystko przedsmak tego, co już w sobotę i niedzielę. Turniej we Wrocławiu. Sporo osób być może przyjdzie z ulicy i zobaczy „z czym to się je”. Jakby miał Pan wytłumaczyć zasady AMP Futbolu w telegraficznym skrócie? Co trzeba wiedzieć, przychodząc na mecz?
Gramy na mniejszym boisku 40×60 metrów. Pole bramkowe ma 10 metrów szerokości. To taki prostokąt. Bramkarz nie może wychodzić poza pole karne nawet czubkiem palca, bramkarz ma schowaną drugą dłoń, tę którą ma troszeczkę niesprawną. Jest opasany taką taśmą elastyczną po to, żeby gdzieś jakby jej nie wysunął ani nie pomógł sobie przy interwencji, czyli gramy jedną ręką tak naprawdę. W polu mamy różne formacje – jest sześciu zawodników. Gramy o kulach, nie można się podpierać kończyną, która jest mniej sprawna. Nie można robić wślizgów i uderzać kulą. Oczywiście, zdarzy się że gdzieś delikatnie dotknie się kogoś kulą, ale sędzia musi wiedzieć, że zawodnik nie patrzył i nie zrobił tego celowo. Nie ma spalonych, czyli można sobie wejść do bramki wręcz i oczekiwać na piłkę. Ligowo gramy dwa razy po 20 minut.
Zmiany są lotne?
Trzeba najpierw zgłosić odpowiednią karteczką do sędziego technicznego, że chcemy dokonać zmiany. Gra musi być przerwana.
Na koniec zapytam o Oporowską. To legendarny obiekt, na którym przyjdzie Wam grać. Czujecie się wyróżnieni?
No oczywiście jest taki troszeczkę, może nawet nie stres, ale jednak gramy u siebie! Oczywiście chcemy zagrać jak najlepiej, ale jesteśmy przygotowani tak, żeby nie spalić się. To będzie mega widowisko. W sobotę gramy jeden mecz, w niedzielę dwa. Zapraszam wszystkich kibiców. Ci, którzy nie będą mogli przyjść, mogą śledzić to w telewizji. Będziemy przygotowani i zagramy dla Was.