Mistrz Europy z 2009 roku, mistrz świata z 2014 roku, wielokrotny mistrz polskiej ligi, oraz jeden z najbardziej medialnych polskich siatkarzy (autor magazynu sportowego “Igłą szyte”). Te wszystkie określenia dotyczą byłego zawodnika reprezentacji Polski Krzysztofa Ignaczaka. Znakomity libero pojawił się we Wrocławiu przy okazji konferencji prasowej o współpracy dolnośląskiej siatki z KGHM, jako że on sam pochodzi z Wałbrzycha. Jak kiedyś wyglądało szkolenie w Polsce? Jaką transformację przeszła polska siatkówka? Czy najlepszy idol to polski idol i czy uda się wreszcie odczarować Igrzyska Olimpijskie? Zapraszamy do lektury!
Dzisiaj mamy takie inicjatywy jak Ogólnopolska Olimpiada Młodzieżowa. A jak wyglądało to wszystko pod kątem zawodów oraz ogólnie szkolenia w latach 90’, gdy pan zaczynał swoją karierę siatkarską?
Kiedy ja byłem w wieku dziewczyn to się nazywało Turniej Nadziei Olimpijskich. Tego typu zawody były organizowane od wielu lat i bardzo się cieszę, że jest to kontynuowane. Fajne jest to, że ci młodzi zawodnicy podlegają obserwacji pod kątem trafiania do młodzieżowych reprezentacji, do szkolenia centralnego, a w efekcie później także do naszej pierwszej kadry narodowej. To myśl przewodnia tego wszystkiego. Dla tych dziewczyn zawody takie jak Ogólnopolska Olimpiada Młodzieży to pierwsza szansa na kontakt z dużą siatkówką. Ale to oczywiście nie jest jedyna ścieżka, by do dorosłej reprezentacji trafić. Ja sam nie zostałem wyselekcjonowany podczas takiego turnieju. Zajęło mi to jeszcze bodajże rok lub dwa. Problem był też taki, że mój rocznik (1978) nie był wówczas wiodący. Tym kluczowym był 1977. Ale mimo to z czasem zostałem niejako „dokooptowany” do reprezentacji.
Nie ukrywam też, że ten początkowy brak powołania wywołał u mnie niemały zawód. Jednak to tylko pomogło mi w dodatkowej motywacji. Jasno sobie powiedziałem, że muszę kiedyś w kadrze narodowej zagrać. Wiedziałem, iż nie odstaję poziomem od powołanych. Dlatego przy każdej okazji na wszelkich zawodach starałem się pokazywać, że gra w reprezentacji mi się po prostu należy. Z czasem dostrzegł mnie trener Ireneusz Mazur i dostałem swoją szansę. Zresztą po latach wspominał mi, jako że teraz jesteśmy już bardziej na stopie przyjacielskiej a nie zawodnik-trener, iż od początku mnie obserwował, podobał mu się mój charakter. Brakowało jednak jeszcze nieco warunków fizycznych oraz umiejętności, które przyszły z czasem.
Natomiast jeszcze co do obecnych dziewczyn, to one te warunki jak najbardziej mają. Bardzo mnie cieszą słowa trenera, który powiedział że nie nastawiają się na same wyniki, bo w tym wieku to nie jest najważniejsze. Wiadomo iż dziewczyny już w tym wieku chcą wygrywać jak najwięcej, zdobywać kolejne medale i bardzo dobrze, że mają takie nastawienie. Jednak myśl szkoleniowa jest jasna. Chcemy by one trafiły kiedyś do dorosłej reprezentacji Polski i cieszyły nas swoją grą na mistrzostwach Europy czy świata.
Jak wygląda to pod kątem presji na młodych zawodnikach? Bo obecnie nasza siatkówka, zwłaszcza męska, jest na szczycie, a w latach 90’ to był jednak dość spory kryzys i oczekiwania były proporcjonalnie mniejsze.
My nie mieliśmy wzorców do naśladowania. Wzorowaliśmy się na zagranicznych zawodnikach, oglądanie siatkówki nie było tak ogólnodostępne. Obecna młodzież ma znakomitych idoli. Nasze rodzime rozgrywki są bardzo obecne w mediach, zagraniczne ligi zresztą też. Dokładając do tego sukcesy naszej męskiej kadry, mam nadzieję że wkrótce żeńska dołączy, to dzisiaj zawodnicy dorastają w zupełnie innych warunkach. Mnie wychowywano sportowo w przekonaniu, że Polak musi się nauczyć, że jesteśmy gdzieś tam w drugim szeregu. Wtedy też nasz kraj był w dobie przemian społecznych i byliśmy zahukani oraz mieliśmy wiele kompleksów. Dzisiaj natomiast młody siatkarz może mieć pełną świadomość, iż jesteśmy najlepsi w tym co robimy, wyznaczamy trendy w świecie tej dyscypliny. Potrafimy szkolić, osiągać sukcesy, a z naszych struktur wychodzą mistrzowie.
Czyli ten aspekt polskich wzorców oraz idoli pełni tutaj wręcz kluczową rolę?
To bardzo ważne, że polska młodzież może dziś wzorować się nie na zawodnikach zagranicznych, tylko na tych, których mają możliwość oglądać we własnym kraju na meczach w swoich miastach. Dla mnie idolem siatkarskim był Samuele Papi, włoski przyjmujący bez jakichś imponujących warunków fizycznych, podobnych do moich. Natomiast teraz słyszy się na treningach, że „zagrałeś jak Kubiak”, „zagrałeś jak Śliwka”. Ta transformacja jaką przeszliśmy jest naprawdę piękna. Możemy się poszczycić dwukrotnymi mistrzami świata, wicemistrzami świata, a siatkówka co roku daje nadzieję na kolejne zdobycze medalowe. Obecny sezon reprezentacyjny będzie bardzo długi. Liga Narodów z finałem w Gdańsku, turniej kwalifikacyjny do Igrzysk Olimpijskich, a po drodze także mistrzostwa Europy, na które mocno liczymy.
Dzisiaj apetyt polskiego kibica wzrósł już na tyle, że liczymy przede wszystkim na złoto. Drugie miejsce jest nawet oceniane jako porażka. Tymczasem kiedyś każdy krążek, bez względu na kolor, bralibyśmy w ciemno. Ja oczywiście żadnego medalu nie bagatelizuje, bo one są ważne. Utrzymać się na topie jest bardzo trudno, zwłaszcza obecnie gdy poziom jest naprawdę wyrównany. My zaś te sukcesy potrafimy osiągać i to jest ogromny potencjał naszego zespołu, naszych struktur oraz efekt działań mniejszych związków i lokalnych klubów, z których ci mistrzowie się potem wywodzą.
Pamiętam, że srebro mistrzostw świata w 2006 roku czy wasze złoto z mistrzostw Europy w 2009 roku to były takie nieprawdopodobne wręcz sukcesy. A teraz mam wrażenie, że to wicemistrzostwo z zeszłego roku to sukces, ale…
Ale gdzieś tam ten niedosyt pozostał. A w 2006 roku to było ogromne „wow!”. To jest ta transformacja, to o czym mówię. Dzisiaj srebro jest nieco medalem na otarcie łez, a 17 lat temu to był prawdziwy powrót Polski na ten piedestał. Ale z czasem każdy z nas docenia wszelkie sukcesy jakie odnosimy. Ilość medali jakie już zdobyliśmy jest bardzo imponująca. Ja się cieszę, że firmy jak KGHM wspierają te organizacje będące na samym dole, te które mają bezpośredni kontakt z młodzieżą, zarażające ją pasją do sportu. Nie da się bowiem ukryć, iż po pandemii jest problem z kondycją, poruszaniem się czy nadwagą wśród młodych. To jest coś z czym musimy się mierzyć, więc takie inicjatywy wychodzenia do ludzi i angażowania młodzieżowych grup do działania jest kluczowe do tego, by mieć zdrowe społeczeństwo.
Na koniec muszę spytać, Igrzyska w Paryżu w 2024 roku. Uda się wreszcie sięgnąć po ten upragniony medal?
Ja wierzę głęboko, iż to już będzie naprawdę dojrzała kadra. Tegoroczne rozgrywki staną się dla niej takimi krokami milowymi w zdobywaniu doświadczenia. Ale ja zawsze będę podkreślał, że Igrzyska to Igrzyska. To jest zupełnie inny system grania niż mistrzostwa świata czy Europy. Dlatego bardzo liczę, iż będzie tam ta grupa doświadczonych graczy jak Kłos, Kurek czy Zatorski, która poprowadzi tą młodzież przez turniej, bo on jest niezwykle specyficzny. Ale mam nadzieję, że w końcu uda się zdobyć medal i przełamać tą „klątwę” ćwierćfinałów.