Jakie skojarzenia przywołuje ulica Świdnicka? Przypomina bogatą historię? Słusznie. To główny miejski deptak od mnóstwa lat. Kojarzy się z gwarem i tłumami przechadzających się ludzi, czyli najbardziej charakterystycznymi elementami dużego miasta? To również trafne skojarzenie. Tysiące wrocławian i gości miasta przemierza ją codziennie podążając do rozmaitych celów.
Wrocław od zarania dziejów był miastem wielu narodów i władców, co za tym idzie, ulica Świdnicka również zmieniała się nie do poznania w zależności od epoki, w której chcielibyśmy ją zobaczyć. Jest tam jednak jeden element, stały niemal dokładnie tak, że stał się wizytówką jednym z tych miejsc, które traktujemy jako #SymboleMiasta.
To wyjątkowe miejsce, w którym – paradoksalnie w kontekście lokalizacji hałaśliwej i pełnej nowinek – spokój spotyka się z historią dającą wyczuć się w każdym fragmencie średniowiecznych murów. Jeśli ktoś świąteczny spacer po ul. Świdnickiej połączy z odwiedzinami w kościele pw. Bożego Ciała, doświadczy czegoś niesamowitego. Wejście do świątyni można porównać do naciśnięcia magicznego przycisku, dzięki któremu wyłączymy pośpiech, szum i gwar i znajdziemy się w wymownej i błogiej zarazem ciszy, emanującej aurą odległych czasów.
Kościół jest jedną z najstarszych świątyń we Wrocławiu. Nie znamy dokładnej daty jego budowy, lecz pierwsze wzmianki w miejskich dokumentach wskazują, że cieszył on oczy mieszkańców już w 1320 roku, jeszcze jako kaplica. Wiadomo również, że w 1351 roku świątynia funkcjonowała już jako szpitalny kościół Joannitów. Komandoria zakonu miała siedzibę po przeciwnej stronie ulicy, bardzo blisko dzisiejszej Opery Wrocławskiej.
Zakon rycerski joannitów słynął z dobrego opanowania sztuki wojennej. Żeby do niego wstąpić, trzeba było legitymować się szlachectwem co najmniej od czterech pokoleń. Po walkach na Ziemi Świętej czy w Turcji w XII wieku, joannici zdobywali kolejne tereny, a gdy zapuścili swoje wici do środkowej Europy, na jedną ze swoich twierdz wybrali Wrocław. Dzisiejszy kościół pw. Bożego Ciała nazywany był szpitalnym, bo zakon prowadził taką placówkę w jego sąsiedztwie. Nie był to jednak przybytek dostępny wszystkim mieszkańcom, czego można domyślić się znając zasady, w jakich funkcjonowali joannici. Swoją starość spędzało w nim około 50 bogatych mieszczan, którymi opiekowali się medycy zakonu.
Ponad sto lat później – ze względu na swoją lokalizację – świątynia stanowiła jeden z elementów obronnych miasta. W XV wieku na jej szczycie znajdowały się wieżyczki obronne, przez co budynek wielokrotnie ucierpiał. Często nie nadawał się przez to do pełnienia swojej pierwotnej funkcji. Pełnił więc rolę magazynu soli, stajni, obozu jeńców wojennych czy spichlerza zboża. Ze względu na niektóre z tych ról, do dziś stanowi nie lada problem przy każdej próbie renowacji. Sól oraz ślady końskiego moczu nadal dają się we znaki konserwatorom.
Przenosząc się nieco dalej na osi czasu, nie sposób nie wspomnieć o najpoważniejszych zniszczeniach, z jakimi przyszło zmierzyć się budowli. Jedno z krytycznych zdarzeń miało miejsce w XVIII wieku, kiedy w skutek uderzenia pioruna eksplodowała jedna z wież prochowych przy dzisiejszej ul. Włodkowica. Wybuch objął 200 beczek prochu, a 18-metrowa baszta wyleciała w powietrze spadając nieopodal świątyni. Zniszczenia były ogromne, zginęło 100 osób i ucierpiało ponad 400. Siła wybuchu była na tyle duża, że z powierzchni ziemi zniknęły 43 domy, a kolejne 50 trzeba było rozebrać, bo nie nadawały się już do renowacji. Podobny los miał spotkać kościół. Trzon konstrukcji jednak przetrwał, więc postanowiono go zachować.
Nie były to wbrew pozorom największe kłopoty budowli… Przesuńmy się w kalendarzu do okresu II wojny światowej. Oblężenie Festung Breslau niezwykle wpłynęło na kształt miasta. Liczne bombardowania znacznie uszczupliły spis wrocławskich budynków. Niewiele zabrakło, żeby z listy zniknął również obiekt naszej dzisiejszej refleksji. Jego zniszczenia oceniano na ponad 75% i szykowano do rozbiórki, wywożąc niektóre elementy na poczet odbudowy innych świątyń w kraju. Z odsieczą przybył jednak kardynał Bolesław Kominek, który zdecydował – podobnie jak w przypadku Katedry pw. św. Jana Chrzciciela – że również tę świątynię należy odbudować. Odbudowa świątyni była powolna i rozpoczęła się dopiero w 1955 roku. Kolejne etapy rozciągały się aż do późnych lat 80.
Podobnie jak cały Wrocław, świątynia przy ul. Świdnickiej przechodziła z rąk do rąk i wielokrotnie została doszczętnie zniszczona. Jeśli chcą Państwo poczuć klimat miasta, niewiele miejsc może posłużyć do tego lepiej. We wnętrzu gotyckiej dziś budowli wciąż znajduje się sporo skarbów: od krzyża maltańskiego pozostałego po joannitach, przez pietę Matki Boskiej namalowaną rękami Johanna Urbansky’ego, aż do pamiątki po kardynale Bolesławie Kominku w postaci krzyża stojącego na tęczowej belce.
Kościół pw. Bożego Ciała to bez wątpienia jeden z #SymboleMiasta. Wchodząc do świątyni poczułem jakbym sam przytulił się do miasta, czego serdecznie Państwu – jako rodowity wrocławianin – polecam dzisiaj szczególnie.
Maciej Fedorczuk