O niszczycielskiej sile plotek wiadomo nie od dzisiaj. Nawet najwięksi gracze amerykańskiego rynku musieli pochylić czoło przed opinią publiczną, która może i bezwiednie, pod wpływem wyssanych z palca informacji, niejednokrotnie decydowała o ich dalszym losie. Choć czasy zmieniają się, to ludzie nadal bywają bezwzględni zarówno przy wydawaniu osądów, jak w powtarzaniu niezweryfikowanych informacji.
Przypadek, któremu chcielibyśmy się dzisiaj przyjrzeć w cyklu #BliżejSieci dotyczy Łukasza Jakóbiaka – twórcy popularnych niegdyś wywiadów ze znanymi osobistościami. Do pewnego momentu, kariera Jakóbiaka rozwijała się w niesamowitym tempie. Budził szacunek ze względu na swoją nieustępliwość i innowacyjny content, jaki tworzył. Sukces – jak to często bywa – zrodził się z serii porażek, z jakimi Łukasz spotkał się chcąc pracować w telewizji. Mimo kreatywnych prób zwrócenia na siebie uwagi, żadna stacja nie chciała go zatrudnić.
Jakóbiak nie zamierzał się jednak poddać i postanowił, że jeśli nikt nie chce, żeby dla niego pracował – on sam stanie się konkurencją, nawet dla największych mediów. Założył kanał na YouTube, na którym postanowił zamienić swoje ograniczenia w atuty. Rozpoczął serię wywiadów ze sławnymi ludźmi, w których za studio służyła mu niewielka, 20 metrowa kawalerka. Swoją markę oparł właśnie na metrażu mieszkania. Kanał przybrał nazwę „20m2” i rozpoczął podróż ku szczytom internetowej popularności.
Historia stała się słuszną inspiracją dla wielu ludzi. Umiejętność zrobienia czegoś dużego na podwalinach własnych porażek z pewnością należy do unikatowych. Jakóbiak, zauważając potencjał motywacyjny drzemiący w jego historii postanowił zająć się coachingiem i wzbogacić swoje treści o dawkę determinacji i mentoringu.
Opinie o prowadzeniu przez Łukasza takich przedsięwzięć były podzielone. Niektórzy krytykowali zajmowanie się wykładami bez akademickiej, profesjonalnej wiedzy. Innym wystarczyła lista osiągnięć twórcy, powiększająca się z tygodnia na tydzień o kolejnego, prestiżowego gościa. Tymczasem Jakóbiak bardzo szybko wskoczył do elitarnego grona najbardziej popularnych Youtuberów / motywatorów, podpisał kilka lukratywnych umów reklamowych i śmiało mógł stwierdzić, że upragniony sukces został wreszcie przez niego dogoniony.
Łukasz postanowił jednak wykonać pewien niebezpieczny krok. Za jedno z najsilniejszych narzędzi motywacyjnych uznawał wizualizację i bezgraniczną wiarę w wyznaczony cel. Do tego stopnia, że postanowił oszukać wszystkich dookoła… Żeby samemu uwierzyć jeszcze bardziej. Zabieg miał pokazać, że jeśli czegoś bardzo chcemy, prędzej czy później, uda się to zdobyć. Zamiast tego, ukazał nieco przerażające oblicze psychologiczne twórcy.
Jednym z marzeń Jakóbiaka było wystąpienie w popularnym, amerykańskim show telewizyjnym „The Ellen Degeneres Show”. Postanowił pokazać swoim odbiorcom, że nawet taki cel jest możliwy do zrealizowania, jeśli skorzystamy z narzędzi wizualizacji i będziemy tryskać pewnością siebie. Wpadł na szalony pomysł i z równie maniakalnym uporem go zrealizował. Łukasz skrupulatnie przygotował każdy detal, żeby opinia publiczna nie miała żadnych wątpliwości co do autentyczności jego sukcesu. Wszystko zaczęło się od tego posta…
Polskie media, po tak sensacyjnej informacji, oszalały. Polak w jednym z największych TVShow na świecie? To wzbudziło ogrom reakcji i gratulacji, które Jakóbiak z gracją odbierał. Wrzucał zdjęcia z lotniska, z samolotu i w końcu… z rzekomego nagrania programu…
Zasięgi twórcy poszybowały jeszcze wyżej, niektóre materiały poprzebijały magiczne granice miliona wyświetleń, a wszystkie portale publicystyczne pisały o jego sukcesie. Fani jeszcze bardziej docenili Jakóbiaka, a ludzie, którzy jeszcze go nie znali, siłą rzeczy przeglądając media dowiedzieli się kim jest i czym się zajmuje.
Internet jednak – jak to się mawia – nigdy nie śpi i nigdy nie wybacza. Tak było i tym razem. Wielu użytkowników dopatrzyło się różnic w scenografii studia Ellen. To wzbudziło pierwsze wątpliwości, a w mediach zaczęły pojawiać się analizy wskazujące, że cały proceder może być jedynie mistyfikacją. Łukasz Jakóbiak postanowił przyznać się wtedy do winy…
Wraz z potwierdzeniem obaw opinii publicznej, zaczął się systematyczny spadek jego odbiorów, zasięgu i PR’u. Niewielka rzesza fanów youtubera gratulowała mu pomysłowości, pozostali jednak czuli się oszukani i zażenowani skalą i charakterem przedsięwzięcia. Gdy temat nieco ucichł, pod nowymi materiałami twórcy było już znacznie mnie wyświetleń, a filmy oceniano o wiele niżej niż dotychczas. Z komentarzy dało się wyczytać, że fani Łukasza przestali się z nim identyfikować i zaczęli mocno powątpiewać w jego autentyczność i – jak niektórzy pisali – poczytalność. Mechanizm identyfikacji z twórcą jest bardzo ważny w relacji pomiędzy medium, a jego sympatykami.
Łukasz Jakóbiak zmienił nieco politykę swoich wywiadów. Przestał spotykać się z gwiazdami, a zaczął rozmawiać z ciekawymi „normalnymi” ludźmi. Oczywiście to również musiało mieć wpływ na wyniki liczbowe, ale prawdopodobnie ze względu na gorszy PR ciężko było zaaranżować nagranie z osobami publicznymi. Sentyment jego osobistej marki uległ znacznemu pogorszeniu. Sprawdźcie sami, poruszając temat wizualizacji wśród swoich znajomych.
Fakenews wypuszczony przez Jakóbiaka miał nieco inny charakter niż te rozpowszechniane przez duże korporacje w celu zniszczenia konkurencji. Najbardziej niszczycielską siłę miała tutaj nie treść plotki, a intencje, z których powstała. Niemniej jednak…
Moc fałszywej informacji za każdym razem zaskakuje, zwłaszcza, nawet gdy wypływa z dobrych zamiarów, a tym bardziej, że dyktowana jest innymi celami. Mówiąc prościej: nieprawdziwe treści nie mają przyszłości, choć na krótką metę zdają się przynosić korzyści. Kłamstwo ma zawsze krótkie nogi.
Maciej Fedorczuk