Codziennie mnóstwo osób dokłada starań, aby dbać o zabytki i zachowywać pamięć o ich historii. Mimo to wiele z nich po prostu na przestrzeni lat nie miały szczęścia, by w pełnej okazałości dotrwać do obecnych czasów. Przykładem jest wrocławski Pałac Hatzfeldów, przez lata jeden z najważniejszych budynków w mieście. Dziś możemy zobaczyć już tylko jego pozostałość i to w kiepskim stanie. Niemniej warto przypomnieć czym był kiedyś, bo historię ma naprawdę bogatą, oraz czym będzie, bo przyszłość przed Nim nie byle jaka.
Samo miejsce, w którym powstał pałac było ważne dla Wrocławia przez większość jego historii. Już w XIV wieku tam gdzie dziś mieści się m.in. ulica Wita Stwosza powstawały siedziby Piastów brzeskich oraz oleśnickich. Duże znaczenie w tym kontekście miała bliskość kościoła oraz klasztoru wrocławskich dominikanów. Za to w wieku XVIII w latach 1714-1722 wybudowano tam barokowy pałac wedle projektu Christophera Hackera. Tego samego, który był później współtwórcą gmachu głównego Uniwersytetu Wrocławskiego. Niestety ta budowla długo nie przetrwała. Została spalona podczas wojny siedmioletniej (1756-1763), a to co z niej zostało usunięto do 1764 roku.
Imponujący w skali Europy
Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło. Książę Franz Philipp Adrian von Hatzfeld zlecił w 1765 roku budowę nowego, jeszcze bardziej imponującego pałacu. Warto wspomnieć, iż sami von Hatzfeldowie to była niemiecka rodzina, której początki sięgały XII wieku, a wedle legend jego protoplastą miał być rycerz Richard von Hatzfeld, żyjący już w wieku X. Co ciekawe ich potomkowie żyją do dziś, jeszcze w 2012 roku wizytowali inny pałac tej rodziny znajdujący się w Żmigrodzie.
Wracając jednak do pałacu, jego budowa trwała 8 lat i zakończyła się w 1773 roku. Jej wygląd budził wielki respekt. Zajmowała całą szerokość pomiędzy ulicami Krowią a św. Wita. Miała trzy kondygnacje, dodatkowy poziom między piętrami, łączyła elementy rzymskiego renesansu i francuskiego neoklasycyzmu. Pod tym kątem była jedną z najnowocześniejszych w całej Europie. Za to jej główny wykonawca Carl Gotthard Langhans zyskał dzięki niej potężny rozgłos. Dość powiedzieć, że berlińska Brama Brandenburska to również jego dzieło.
Kluczowy dla Wrocławia, gościł w nim Bonaparte
Pałac Hatzfeldów stał się demonstracją siły tej rodziny, a także właściwie całego Wrocławia, czy może raczej w tamtych czasach Breslau. W 1802 roku budynek odkupiły lokalne władze, czyniąc go siedzibą wielu ważnych wrocławskich urzędów m.in. Rejencji Wrocławskiej. Gdy tereny te podbił Napoleon Bonaparte, w pałacu tym rezydował jego brat Hieronim. Gdy czasy napoleońskie dobiegły końca, miejsce to powróciło do roli domu dla miejskich urzędów oraz władz prowincjonalnych.
Tragedie XX wieku dotknęły nie tylko ludzi
Pałac stał nie niepokojony i w pełnej okazałości aż do czasów II wojny światowej. Podobnie jak dla wielu ludzi, dla budowli okazała się ona tragedią. Podczas oblężenia Festung Breslau postanowiono wysadzić jego wyższe kondygnacje, by ułatwić wojskom ostrzał artyleryjski z Nowego Targu. Niestety w wyniku tego działania już po wojnie w 1946 roku runęła także pierwsza kondygnacja. Czy zatem cokolwiek się ostało? Owszem, ale tylko portyk balkonowy, westybul, fragmenty murów najniższej kondygnacji oraz cały parter. Szczególnie to ostatnie było cenne. Ale wtedy pojawił się kolejny problem.
Nazywał się on „komuniści”. Nowi przywódcy Polski po wojnie postanowili Warszawę odbudować w dużej mierze z cegieł pochodzących z ruin z innych miast. W ten sposób zniknął prawie cały parter i ostało się tylko to co widzimy dziś. Już w latach 50′ XX wieku myślano nad rekonstrukcją pałacu. Walczył o to projektant Pracowni Konserwacji Zabytków Edmund Małachowicz. Stworzył on nawet plan odbudowy, ale zabrakło na nią pieniędzy. To samo w latach 60′, gdy w odbudowanym pałacu chciano umieścić Instytut Immunologii.
Świecenie niezasłużoną pustką, ale już niedługo
Jednak dzięki Małachowiczowi możemy dziś oglądać pozostałości po tej budowli, bo w pewnym momencie wydano decyzję o rozbiórce, jednak dzięki jego zaangażowaniu nie wprowadzono tego planu w życie. To on napisał chyba do każdej istniejącej w Polsce instytucji i sfinansował adaptację tego miejsca na potrzeby galerii sztuki. Ta ostatecznie w końcu tam powstała. Mowa oczywiście o BWA Awangarda, której budynek na gruzach dawnego pałacu postawiono w latach 70′.
Czy oznacza to jednak, że jest tam do dziś? Niestety nie. Galeria została przeniesiona w 2018 roku na Dworzec Główny. Przyczynił się do tego fatalny stan zabytkowego budynku i dość niewiele dostępnego miejsca. Problem pozostałości pałacu jest bowiem taki, że od lat nikt tego nie remontował. Miasto chciało to zrobić w 2007 roku, istniał nawet plan całkowitej rekonstrukcji. Ale podobnie jak za komuny, nie było na to pieniędzy.
Dlatego też z dawnej potężnej budowli, która była symbolem siły miasta dziś widzimy jedynie urywek i to w nienajlepszym stanie. Czy kiedykolwiek dojdzie do faktycznej rekonstrukcji? Owszem dojdzie. W 2021 roku spółka Rafin (na koncie m.in. rewitalizacje Hotelu Piast i Hotelu Europejskiego) wygrała przetarg na jego odbudowę i przywrócenie do optymalnego stanu. Rozpoczęcie prac planowane jest na przełom 2023/24 roku, a zakończenie na 2026 rok. Nowy budynek ma być wzorowany na oryginalnym wyglądzie pałacu i posiadać ponad 150 pokoi. Potem ma on zostać przeznaczony na 5-gwiazdkowy hotel. Komu? Przeczytaj w naszym tekście klikając tutaj.