Kenneth Zohore to człowiek, który przez ostatnie dwa lata więcej czasu spędził w gabinetach, niż na boisku. Mimo wszystko w swojej karierze rozegrał ponad 100 meczów na angielskich boiskach. Dziś jednak nie chce o tym myśleć. Dlaczego mało mówi? Jakim jest człowiekiem? Czy żałuje swoich wyborów? Szczera rozmowa z nowym napastnikiem Śląska Wrocław.
Jesteś we Wrocławiu od kilku dni. Jak przebiega Twoja aklimatyzacja?
Przede wszystkim jest większy niż myślałem. Pogoda póki co dopisuje, miasto jest całkiem ładne. Pierwsze dni pobytu wywarły na mnie pozytywne wrażenia.
Zanim zaczniemy rozmowę muszę cię zapytać o Twoje zdrowie. Różnie z nim bywało w twojej karierze.
Czuję się dobrze. Przez ostatnie tygodnie pracowałem z jednym fizjoterapeutą, to nie jest tak że nie jestem gotowy do grania. Nie narzekam obecnie na żadne problemy, choć tych nie brakowało.
Co przekonało Cię do dołączenia do Śląska Wrocław?
Mówiąc szczerze – rozmowa z dyrektorem sportowym. Rozmawialiśmy i czułem, że mnie tutaj chcą. To był ten czynnik, który zadecydował.
Były jeszcze jakieś inne oferty?
Kilka, ale zdecydowałem się na Śląsk. Rozmawiałem z Patrickiem Olsenem, znamy się z przeszłości.
No właśnie – graliście razem w duńskiej młodzieżówce. Co powiedział ci przed dołączeniem do klubu?
Powiedział mi, że to piękne miasto, klub z ambicjami i że warto spróbować tutaj swoich sił. Mam nadzieję, że to będzie dobra decyzja.
Cofnijmy się trzynaście lat wstecz. 7 marca 2010 roku, w wieku 16 lat debiutujesz w lidze duńskiej w barwach Kopenhagi. Chyba dość szybkie wejście w dorosłość, prawda?
Wiesz, nie podchodziłem tak do tego. Grając w piłkę musisz być gotowy do takich momentów. Grałem w piłkę od małego, odkąd pamiętam. To od zawsze było całe moje życie. Nie powiedziałbym, że to było szybkie wejście w dorosłość. Nie nazwałbym też tego trudnym. W tamtym momencie na pewno tak na to nie patrzyłem. Dostałem szansę od trenera Solbakkena i starałem się wykorzystać. Na pewno to było inne, ale poza boiskiem. Byłem praktycznie dzieckiem, to wszystko było takie nowe – ludzie nie znali mojej twarzy, mojego nazwiska. Kiedy wszedłem na boisko to niczym się to nie różniło od grania w piłkę. W piłce zawsze chodzi o to samo – nieważne, czy grasz na ulicy, czy na stadionie.
Dość szybko wyjechałeś za granicę. Przeniosłeś się do Fiorentiny. W Primaverze strzelałeś sporo bramek, Twoim trenerem był Leonardo Semplici. Czego zabrakło do debiutu w Serie A?
Byłem młody, nie pytałem o to. Nie zadawałem pytań, byłem w innym kraju i…po prostu nie dostałem szansy.
To był początek braku stabilizacji w Twojej karierze. Grałeś kolejno w Brondby, IFK Goteborg i Odense. Ten ostatni klub reanimował trochę Twoją karierę.
Tak, to był dobry czas. Trafiłem do Odense i tam mi zaufano. Pamiętam, że rozegrałem naprawdę dobry sezon. Czułem się tam dobrze – napastnik musi czuć zaufanie, bez tego nie pójdzie się dalej.
Wyjazd do Anglii to była dla Ciebie wygrana na loterii? Trafiłeś do Championship, radziłeś sobie tam, znalazłeś się w kręgu zainteresowań reprezentacji Danii. Wszystko wydawało się układać perfekcyjnie. Co poszło nie tak?
To zabrzmi banalnie. Kontuzje, kontuzje i jeszcze raz kontuzje. To był dobry moment mojej kariery, ale wtedy zaczęły się moje problemy ze zdrowiem. W Anglii w pewnym momencie przestałem grać regularnie. Nie ma nic gorszego niż stracić rytm meczowy.
W Anglii grałeś i w Championship i w Premier League. Jak byś porównał te ligi? Jakie są kluczowe różnice pomiędzy nimi?
Dla mnie przede wszystkim jakość piłkarzy. Ich poziom. Wiesz co? Nie mam przekonania, że w Premier League więcej się biega, że więcej się walczy, więcej toczy się pojedynków fizycznych. Przede wszystkim to jakość piłkarzy. W Premier League masz więcej zawodników, który zrobią różnicę.
Masz na myśli intensywność, z jaką grają?
Właśnie nie. Po prostu czyste umiejętności piłkarskie. Oczywiście, w Premier League też są szybsi zawodnicy niż w Championship, ale jeśli pytasz mnie o różnicę, to właśnie jakość piłkarska. Ona jest decydująca, a nie intensywność. Paradoksalnie w Premier League masz więcej czasu na podjęcie decyzji, niż w Championship.
Championship jest bardziej fizyczna?
Zdecydowanie.
Rozmawiałem kiedyś z Danielem Gretarssonem, który grał w Blackpool – mówił, że nie bez powodu mówi się, że to najtrudniejsza liga świata.
On był obrońcą, ja napastnikiem, ale się zgodzę. W Premier League masz lepszych zawodników, ale Championship to mordercza liga. Fizyczność, pojedynki – tam nie ma czegoś takiego, że odpuścisz jakieś starcie. Nie masz miejsca. Jest walka, walka, walka.
Pracowałeś z wieloma trenerami. Muszę Cię zapytać o jedno nazwisko, które doskonale znają wszyscy fani angielskiego futbolu. Neil Warnock – legenda angielskiej myśli szkoleniowej, człowiek pod którego wodzą zagrałeś najwięcej meczów. To chyba trudna osoba.
Gdybyś mnie zapytał o jedno skojarzenie z Neilem Warnockeim, to powiedziałbym krótko – „old school”.
Mówisz o metodach pracy?
O wszystkim. To dobry facet, bardzo dobry. Bardzo dobry menedżer – umie zarządzać ludźmi, ale jest bezpośredni. Jak mu się coś nie podoba, to ci to komunikuje. Nie ma u niego jakiegoś głupiego gadania – jest bezpośredniość. To są nie tylko te metody pracy – to styl bycia. Mówimy o facecie, który trochę w angielskiej piłce widział. Widział różne czasy, różnych piłkarzy, funkcjonował w różnych okresach – mam wrażenie, że nie zatracił tego ‘old schoolu’.
Kiedyś powiedział o Tobie, że nie jesteś na sprzedaż, chyba że dostanie zawału serca.
Pamiętam. To dobry menedżer i naprawdę świetny facet. (uśmiech)
Zawdzięczasz mu najwięcej w Twojej karierze?
Nie wiem – miałem wielu menedżerów. Nie chciałbym wyróżniać jednego – wiesz, od każdego menedżera jesteś w stanie coś wziąć dla siebie. Każdy ma co innego do zaoferowania. W Kopenhadze miałem świetnego trenera – Stale Solbakkena. Dał mi zadebiutować w lidze, pokazał czym jest profesjonalny futbol. Mógłbym wymienić wielu.
Jednym z nich był Thomas Frank, z którym pracowałeś w Brondby. Dziś jest jednym z najlepszych menedżerów w Premier League. Prowadzi Brentford. Spodziewałeś się, że dojdzie tak daleko?
To był zawsze dobry menedżer. Nie chcę powiedzieć, że tego oczekiwałem, że się spodziewałem jak daleko zajdzie, ale nie jestem zaskoczony.
Przez ostatnie dwa lata praktycznie nie istniałeś dla futbolu. Pojawiały się myśli o zakończeniu kariery? Szczerze.
Nie. Nigdy nawet mi to nie przeszło przez myśl. Piłka to jest całe moje życie i pomimo problemów zdrowotnych dalej chciałbym w nią grać.
Jak opisałbyś siebie jako napastnika?
To trudne, bo patrząc na mnie widzisz wysokiego gościa. Myślisz sobie – to jest target man, który dostawi tylko głowę albo będzie czekać jak ktoś go w nią trafi. To nie jest moje granie. Lubię grać z piłką przy nodze. Nie mam problemu z grą w powietrzu, ale wolę grać po ziemi. Lubię czuć piłkę, być pod grą. Chcę uczestniczyć w grze, a nie stać tylko w polu karnym i czekać, aż ktoś mi poda piłkę.
Łamiesz trochę stereotyp wysokiego napastnika.
Tak. Chcę być zaangażowany w grę. Nie tylko w konstruowanie ataków, także w pressing, w każdy aspekt gry.
Rozmawiałeś już z Jackiem Magierą? Jakie są jego oczekiwania wobec Ciebie?
Przede wszystkim myślę, że to dobry menedżer. Takie opinie o nim słyszałem – dobry menedżer, profesjonalista, umiejący słuchać ludzi. Jestem tu od kilku dni – trudno mi jeszcze w pełni opisać trenera. Mam nadzieję, że będzie nam się dobrze współpracować.
Wasza szatnia jest międzynarodowa. Zamierzasz nauczyć się podstaw polskiego?
Na pewno spróbuję. Wiem jak powiedzieć dzień dobry. Umiem już powiedzieć „tak”, „nie” – to jest pomocne podczas grania. Chciałbym znać podstawy, które pomogą mi w komunikowaniu się na boisku. Inni zagraniczni piłkarze też znają podstawowe zwroty, to normalne.
Analizujesz swoje mecze? Są zawodnicy, którzy piłkę traktują jako zawód i poza treningami i meczami, nie interesują się nią.
Oczywiście, że tak. Kocham piłkę – na pewno nie traktuję jej tylko jak zawodu.
Kto był Twoim idolem i dlaczego był nim Didier Drogba?
Tak. To był mój idol, jak byłem mały to zawsze marzyłem, by być Drogbą. Podobał mi się jego styl gry. Podobało mi się to, że nigdy nie zawodził. W wielkich meczach trzeba było strzelić gola, to strzelał gola. Był decydującym graczem, takim który robił różnicę. Wielki napastnik.
Jaki jest Kenneth Zohore poza piłką nożną? Jakim typem faceta jesteś?
Cichym.
Następuje chwila ciszy, podczas której uśmiechamy się z Kennethem do siebie.
Widzę, że jesteś introwertykiem.
Ludzie pomyślą, że mało mówię dlatego, że jestem arogantem. (uśmiech) Tak nie jest, jestem po prostu nieśmiały. Jestem bardzo cichy, jestem rodzinnym facetem. Każdą wolną chwilę spędzam z moją rodziną. Nie mówię dużo, nie wiem – po prostu taki jestem. Zawsze taki byłem. To moja natura. Z wiekiem to się jeszcze bardziej objawia.
Czym się interesujesz? Jak spędzasz wolny czas?
Oglądam dużo filmów – różnych filmów, często odpalamy Netflixa. Uwielbiam Marvela, filmy Disneya – każdą wolną chwilę spędzam z rodziną. Nie chcę tracić energii na głupoty. Każdą wolną chwilę poświęcam relaksowi, próbie odprężenia się – uwielbiam filmy.
W życiu masz to, czego nie zaznawałeś często w piłce – stabilizacja.
Tak, to dla mnie ważne.
Wróćmy do piłki. 24 czerwca 2017 roku – pamiętasz co się wtedy stało?
To było tutaj, w Polsce?
Tak.
Mecz EURO U-21, chyba o tym mówisz.
Tak. Który mecz?
Z Czechami, pamiętam ten mecz. Wygraliśmy 4:2, całkiem nieźle nam poszło.
Strzeliłeś dwa gole i zaliczyłeś dwie asysty. W drużynie rywali grał Patrik Schick, przyszły król strzelców EURO, a Czechów prowadził Vitezslav Lavicka, który kilka lat później objął Śląsk Wrocław.
To był dobry mecz, dobrze wspominam tamten turniej – to był mój pierwszy raz w Polsce.
Takich wspomnień nie masz z pierwszej reprezentacji. Nie zadebiutowałeś w niej.
Siedziałem raz na ławce, w meczu z Austrią. Wygraliśmy ten mecz 2:0, a jednego gola strzelił Martin Braithwaite, który grał potem w Barcelonie. To było w 2018 roku, jesienią. Wcześniej byłem w szerokiej kadrze na Mistrzostwa Świata. Nie zostałem jednak wybrany do ścisłej reprezentacji. Może gdyby zdrowie pomogło…nie miałem do niego szczęścia. Nie mam pretensji do nikogo.
Te wszystkie kontuzje – myślisz, że to było spowodowane szybkim wejściem w futbol? Debiutowałeś w wieku 16 lat. Duża eksploatacja w młodym wieku. Często piłkarze, którzy szybko zaczynają, szybko kończą. Wayne Rooney skończył grać będąc piłkarzem nieco ponad 30-letnim.
Nie mam pojęcia. Nie wiem jak na to pytanie odpowiedzieć – naprawdę. Dziś jestem w Śląsku, mam 29 lat i chciałbym pomóc nowej drużynie. Chciałbym strzelać bramki, wygrywać mecze, ale przede wszystkim grać – grać i być zdrowym.
Nie żałujesz żadnej decyzji w swojej karierze?
Wiesz – chciałem osiągnąć więcej, to jest oczywiste. Powtórzę – mam 29 lat, mogłem być w innym miejscu. Zawsze starałem się robić wszystko jak najlepiej – być może coś mogłem zrobić lepiej. Nie mam wpływu na moje ciało – na to jak reagowało przez te wszystkie lata.
Jak przyjęła Cię szatnia?
W większości chłopaki mówią po angielsku – nie rozumiem polskiego. Jak rozmawiają po polsku i się śmieją, to nie rozumiem (uśmiech). Czasami powiem coś po angielsku, ale tak jak już zauważyłeś – jestem raczej cichym facetem. Chcę przemawiać na boisku.