Jednego seta wygrać się udało, ale w pozostałych to była totalna dominacja gospodarzy. Chemeko-System Gwardia Wrocław była o wiele słabsza od Norwida Częstochowa i zasłużenie przegrała 1:3. To ich czwarta porażka w sezonie, a druga z rzędu.
Że w Częstochowie łatwo nie będzie, to było wiadomo już przed meczem. Wszak żaden zespół nie notuje serii siedmiu wygranych z rzędu przez przypadek. Na dodatek Gwardia pojechała bez Kamila Maruszczyka, Łukasza Lubaczewskiego (chorzy), Michała Godlewskiego oraz Dawida Kuźmiczonka (kontuzjowani). Ale pierwszy set to była po prostu dewastacja. Trudno tu nawet coś więcej napisać. Wrocławianom nie wychodziło zupełnie nic. Kiepskie przyjęcie, nieskuteczny atak, sporo błędów własnych. Zresztą jeżeli drużyna przegrywa do 13 to nie ma żadnych dyskusji.
Gwardzistom udało się pozbierać i drugi set już był znacznie lepszy. W dużej mierze dzięki Tytusowi Nowikowi. Młody polski talent dostał wreszcie w tym sezonie prawdziwą szansę i jeżeli na kogoś można było liczyć, to na niego właśnie. W drugiej partii wsparł go Schamlewski, dobre bloki dorzucił Zawalski, co przełożyło się na wygraną 25:21. Niestety trzeci set znów przypominał pierwszego. Już początek był fatalny, bo gospodarze wyszli na prowadzenie 5:0, a potem wcale nie wyglądało to lepiej. Norwid pilnował swojej przewagi, a wrocławianie nie mieli argumentów by zmniejszyć straty. Skończyło się kolejnym pogromem, tym razem do 15.
Po tym już nie było odrodzenia. W ostatnim secie gospodarze tak naprawdę dopełnili formalności. Jeszcze do stanu 10:12 wrocławianie się trzymali. Ale wówczas seria gorszego przyjęcia przyczyniła się do 4 pkt Norwida z rzędu. To zabiło wszelkie nadzieje. Bardzo silni dziś gospodarze powiększyli jeszcze nieco przewagę i zwyciężyli seta do 18, a cały mecz 3:1. Ta wygrana sprawia, że częstochowianie przeskoczyli Gwardię w ligowej tabeli.