Trwają prace, które mają przesunąć wybory samorządowe na 2024. Powodem ma być oddzielenie wyborów lokalnych od parlamentarnych, które są zaplanowane na jesień 2023 roku. Czy opóźnione wybory to szansa dla Jacka Sutryka? Zdaniem jednego z lokalnych polityków już dziś się mówi, że ani PO, ani Nowa Nadzieja, ani Lewica nie poprą „urzędującego pryncypała”.
O tym, że PiS rozważa przesunięcie wyborów mogliśmy przeczytać już w sierpniu zeszłego roku na łamach Dziennika Gazety Prawnej. Wszystko wskazuje na to, że wybory parlamentarne odbędą się zgodnie z konstytucyjnym terminem – a więc w jedną z niedziel wypadającą między 13 października a 11 listopada 2023 r. Przy takim scenariuszu pojawia się problem nałożenia się na siebie wyborów parlamentarnych i samorządowych (te drugie musiałyby się odbyć pomiędzy 21 września a 14 października).
Problem wynikałby z nakładających się na siebie czynności wynikających z kalendarzy wyborczych, jak np. powołanie komisji, zwołanie pierwszych posiedzeń, rejestracja komitetów i kandydatów. Nie można też wykluczyć problemu ze znalezieniem tylu osób chętnych do pracy przy wyborach czy z przygotowaniem lokali.
Kto poprze Jacka Sutryka?
O komentarz dotyczący wizji przesunięcia wyborów samorządowych zapytaliśmy lokalnych polityków z Wrocławia.
Nikt w parlamencie nie będzie patrzył na Jacka Sutryka. W Polsce mamy niemal 2,5 tys gmin. Należy zapewnić bezpieczeństwo logistyczne wyborów, a także ich transparentność. Rząd i PKW na pewno znajdą optymalne rozwiązanie. Jestem przekonany, że przez postawę prezydenta Wrocławia następne wybory będą zapamiętane jako te o rekordowej liczbie kandydatów, bo już dziś się mówi, że ani PO, ani Nowa Nadzieja, ani Lewica nie poprą urzędującego pryncypała. Jeżeli wybory będą przesunięte, to będę miał więcej czasu na zorganizowanie zasobów niezbędnych do odsunięcia Jacka Sutryka od władzy. On już wie, że w najbliższych wyborach odegram swoją rolę – mówi Andrzej Kilijanek z PiS.
Przeciwny przedłużeniu obecnej kadencji jest Michał Jaros, lider PO w naszym regionie.
Jestem przeciwny przedłużenia tej kadencji, przede wszystkim dlatego, że i tak jest wydłużona i rekordowo długa. Nie widzę sensu przedłużania kadencji, która i tak trwa 5 lat. Jest to oczywiście decyzja, która zostanie podjęta w skali ogólnopolskiej, ale dla Wrocławia oznaczałoby, że byłby to kolejny rok szansy na przekonania do siebie mieszkańców przez Jacka Sutryka — komentuje Michał Jaros z Platformy Obywatelskiej.
Krytyczny wobec przedłużenia kadencji jest także Piotr Uhle z Nowej Nadziei. Perspektywę czekania na zmianę gospodarza ratusza kolejne pół roku lub nawet cały rok ocenił niekorzystnie. Jego zdaniem każdy miesiąc prezydentury ekipy Sutryka więcej to dłuższy dryf Wrocławia bez wizji, bez strategii inwestycyjnej i bez prawdziwego dialogu.
Polacy w wyborach samorządowych w 2018 roku podpisali z samorządowcami „umowę” na 5 lat pracy dla społeczności lokalnych. Częścią tej umowy jest rozliczenie radnych, wójtów, burmistrzów, prezydentów miast i marszałków województw z ich pracy. Majstrowanie przy terminie wyborów dla politycznych potrzeb PiS uważam za szkodliwe dla naszego porządku prawnego – mówi nam Piotr Uhle z Nowej Nadziei. – Coraz więcej wrocławian domaga się zmiany polityki miasta, prowadzonej przez Jacka Sutryka, dostrzegając brak wizji, brak strategii inwestycyjnej i martwiąc się dryfem, w który jako wspólnota popadliśmy. Z wrocławskiej perspektywy lepiej jest, by wybory odbyły się w konstytucyjnym terminie. Szkoda, by Wrocław kolejne miesiące lub nawet cały rok pozostał w dryfie – dodaje Uhle.