Chaczapuri, lawasz, baklawa, kisz. Te słowa coraz częściej padają z ust mieszkańców Wrocławia, a dania które oznaczają coraz częściej wpadają do ich żołądków. Gruzińskie piekarnie w ostatnich latach szturmem podbiły stolicę Dolnego Śląska i zapewne nie tylko. Co jest w nich takiego, że stały się tak popularne?
Ktoś kto pójdzie na pieszo z Placu Orląt Lwowskich na Dworzec Główny wzdłuż ulicy Piłsudskiego, zobaczy po drodze takie cztery. Na Rynku lub wokół niego są kolejne trzy. Plac Bema? Jest. Jedności Narodowej? Jest. Pomorska tuż obok mostu? Jest. Gruzińskie piekarnie wyrastają we Wrocławiu jedna po drugiej, a skoro tak jest, to oznacza że się nie nudzą, bo praktycznie zawsze mają ruch. Oraz doskonałe opinie, bo jak wejdziemy w mapy Google czy na Facebooka, to pod prawie każdą znajdziemy mnóstwo pochwał.
Oczywiście to trzeba traktować nieco z przymrużeniem oka, ale gdy jakaś pojedyncza restauracja ma znakomite opinie w Internecie to nie musi wcale wiele znaczyć w rzeczywistości. Ale gdy kilka piekarni tej samej marki już takowe posiada i to praktycznie wszędzie gdzie się spojrzy, coś już musi w tym być. Zresztą wystarczy przejść się do jednej z nich, a zobaczy się że tamtejszy towar schodzi z reguły jak ciepłe bułeczki. Na czym polega ich fenomen i to zwłaszcza w kraju jak Polska, który przecież słynie z doskonałych wypieków?
Opcja dla ludzi zajętych
Osobiście uważam, że powodów jest kilka. Gruzińskie piekarnie oferują produkty, które można w pewnym sensie wielorako wykorzystać. Nie ma tam tylko chleba, bułek czy ciastek i innych deserów. Jeżeli ktoś potrzebuje szybkiego, niezbyt drogiego, ale naprawdę smacznego obiadu, to takie chaczapuri (placek zapiekany z serem i różnymi dodatkami jak salami, szpinak czy jajko) chociażby doskonale może spełnić taką rolę. W końcu w gruzińskich restauracjach jest ono serwowane jako zwykłe danie.
Skoro sporo osób często nie ma czasu gotować, to coś takiego może być o wiele wartościowszą opcją niż klasyczny fast food. Dodatkowo często nawet w niższej cenie, co szczególnie doceniać mogą studenci. Sam takowym jestem, więc mówię to absolutnie z doświadczenia nie tylko swojego, ale też znajomych.
Z reguły nie da się tanio, szybko i dobrze. Ale tu jak najbardziej
Druga kwestia to świeżość. W większości gruzińskich piekarni rzeczy wypiekane są na miejscu. Nierzadko nawet popołudniu można tam dostać coś wciąż ciepłego, niedawno wyciągniętego z pieca. To oczywiście nie jest cecha tylko i wyłącznie gruzińskich piekarni, niektóre „zwykłe” też tak robią. Ale w tym wypadku to jest standard z pewnością wielce doceniany.
Natomiast dostrzegam też po prostu pewne podobieństwo gruzińskiej kuchni do naszej polskiej. Sporo zup, wypieków, mięsa, słodkich rzeczy. No i oczywiście słynne chinkali, czyli pierożki z mięsem oraz bulionem a’la rosół w środku, a jak wiadomo Polacy dobre pierogi potrafią nie tylko robić, ale też docenić. Podsumowując, mamy z naszymi gruzińskimi kolegami dość podobne smaki co widać również w piekarniach, których jest dużo i będzie pewnie coraz więcej.