Wieczorem znamy tylko minione godziny, a rankiem (gdy jest nam dany) żywimy jedynie przypuszczenia co do nowego etapu, w który wkraczamy. Noc jest sennym przejściem do dnia, ale noc to zawsze… kryzys, niepewność, niejasność – dosłownie i w przenośni.
Śmiało możemy mówić jedynie o konceptach spełnionych, zaś o tym, co planujemy, zdolni jesteśmy zaledwie domniemać. O ile przeszłość bywa rozpoznana, o tyle przyszłość jest zawsze zagadką lub nawet tajemnicą. Tak jest w odniesieniu do indywidualnego doświadczenia człowieka czy rodziny i tak jest w życiu mniejszych czy większych zbiorowości, w tym narodu lub jeszcze szerzej – ludzkości.
Zrozumienie tego, co zapełniło przeszłość – tę choćby sprzed kilku chwil czy lat – otwiera człowieka w całym spektrum jego egzystencji na wolne i celowe działanie w przyszłości. Postrzegana jest ona jako „tu i teraz”, ale, co ma charakter wiodący, lepiej jest dostrzegać i uwzględniać dłuższe jej perspektywy. Nie jesteśmy przecież niewolnikami chwilowości czy nawet doczesności – jeśli uznajemy estetyczną, intelektualną i etyczną wolność za warunek godziwego i godnego życia osobistego i wspólnotowego.
- Dwadzieścia lat temu w Stanach Zjednoczonych ukazała się filozoficzna książeczka „Dziedzictwo cnoty”. Autor, były szkocki marksista nawrócony na katolicyzm, Alasdair McIntare, przyglądał się w niej zachodniej kulturze i widział w niej tylko zamęt. Nowe „ciemne wieki” są właśnie przed nami. „Wyobraźcie sobie, że nauki przyrodnicze miałyby zmierzyć się ze skutkami katastrofy. Opinia publiczna oskarża uczonych o serię katastrof ekologicznych. Laboratoria spalone, fizycy zlinczowani, książki podarte w strzępy i sprzęt rozbity w drobny mak. Wreszcie władzę obejmuje ruch polityczny na rzecz Ignorancji. Udaje mu się usunąć naukę ze szkół i uczelni, a zabobonni naukowcy idą do więzień i dostają wyroki”. Próbuje się odrodzenia kulturalnego, lecz do dyspozycji są jedynie ułomki: „drzazgi teorii, (…), połówki rozdziałów książek, pojedyncze stronnice artykułów, nie zawsze do końca czytelne, bo poszarpane i nadpalone”. Dzieci uczą się ich na pamięć. Filozofom jednak nie udaje się zrozumieć, że popadli w chaos. „Chcą bronić hipotezy, że w naszym faktycznym świecie język moralności pozostaje w groźnym nieładzie w tym samym stopniu, co język nauki przyrodniczej w wyobrażonym świecie, który opisałem”.
- Przyszłość wymyślona przez McIntare’a kończyć się miała następująco: „Jeśli tradycja cnoty była w stanie przetrwać błędy ostatnich ciemnych wieków, nie jesteśmy całkiem pozbawieni podstaw do nadziei. Tym razem jednak barbarzyńcy nie czekają poza granicami. Od pewnego czasu nami rządzą. Częścią naszych kłopotów jest nieświadomość tego faktu. Nie na Godota, tylko na nowego świętego Benedykta, niewątpliwie zupełnie odmiennego”.
- Pierwszy Benedykt urodził się w 480 r. po Chr. w małej umbryjskiej wsi. W tej samej chwili, gdy na Monte Cassino budowano klasztor dla jego mnichów, w Atenach zamknęła się Akademia Platońska. Imperium Rzymskie waliło się, wstrząsane wewnętrznymi niesnaskami, spadkiem urodzeń, kryzysem gospodarczym, niemocą, społecznymi nieporządkami. (…) Jego mnisi, na przykład Irlandczycy, którzy przechowywali skarby kultury zachodniej, nie tylko uratowali cywilizację grecko-rzymską w ciągu wieków ciemnych, ale też zdołali ją przeobrazić za sprawą wizji biblijno-chrześcijańskiej. Efektem fuzji Jerozolimy, Aten i Rzymu było coś, co dziś zwiemy Europą, a szerzej – Zachodem.
- Miał to wyjaśnić inny Benedykt, urodzony w 1927 roku w niemieckim miasteczku Marklt am Inn i ochrzczony jako Józef Alojzy. W parlamencie swego państwa powiedział: „Kultura Europy zrodziła się ze spotkania Jerozolimy, Aten i Rzymu, spotkania Boga Izraela, filozoficznego rozumu Greków i prawnej myśli Rzymu. To spotkanie trojga kształtuje najgłębszą tożsamość Europy”. Odwołał się do przykładu pierwszego Benedykta, który działał w „ogólnym otoczeniu przerażającego kryzysu wartości i instytucji, spowodowanego upadkiem Imperium Rzymskiego, inwazją nowych ludów i dekadencją obyczajów”.
„Ostatni papież Zachodu?” – pytanie musi stawiać na baczność każdego człowieka, nawet przeciętnie zorientowanego na chrześcijaństwo czy na Kościół Katolicki w szczególności. Giulio Meotti nie zaryzykował bowiem chwytliwego tytułu, by zdobyć poczytność. Nie poszedł z trendem złapania „za wścibskość”, by przykuć uwagę odbiorców. Postawił tytułowe pytanie stanowczo i odpowiedzialnie przeszukał wszelkie dostępne zasoby. Przez blisko 200 stron orbituje wokół osoby – księdza, profesora, kardynała Józefa Ratzingera, papieża Benedykta XVI, ale nie dla napisania hagiograficznej opowieści. Jego celem jest przenicowanie niepewności, w jakiej – obiektywnie – znajduje się cywilizacja Zachodu. Czy możliwe jest rozproszenie tego mroku? Gdy Giulio Meotti pisał swoją książkę, Benedykt żył jeszcze i świadczył w imię Pana Boga – mimo przygniatających go słabości wieku – że na ów mrok nie jesteśmy skazani. Gdy odszedł do wieczności, jego świadectwo – zaskakująco dla wielu – stało się jeszcze jaśniejsze, co było przedmiotem jednej z moich refleksji.
Strumień światła, jaki pozostawił po sobie Józef Ratzinger – Benedykt XVI znalazłem w jeszcze jednej pasjonującej intelektualnie 370-stronicowej książce pod znamiennym tytułem „W poszukiwaniu prawdy”. Jej autorem jest Piergiorgio Odifreddi – jeden z najwybitniejszych współczesnych matematyków. Zajmujący się naukowo także logiką i filozofią włoski myśliciel jest ponadto autorem gigantycznego zbioru esejów. Polemizuje w nich twardo z religiami i wierzeniami, a więc także z chrześcijaństwem i Kościołem. Konsekwentnie obraca się między innymi wokół kwestii: „dlaczego nie mogę być chrześcijaninem, a tym bardziej katolikiem”. Ten właśnie człowiek, określający się publicznie jako matematyk i ateista, napisał list do papieża i teologa, którym był Benedykt XVI.
Od owego listu zaczęła się fascynująca seria spotkań i listów, którymi wymieniali się obaj interlokutorzy przez kilka lat – do czasu, gdy papież mógł jeszcze pisać. Paleta tematów i maestria języka, jaką się posługiwali w tym absolutnie unikatowym dialogu, godna są poznania i przestudiowania, do czego zachęcam. Oto jeden z przykładów, w których Benedykt XVI, pisząc list do Piergiorgia Odifreddiego, w obrazowych słowach stawia tytułową (dla tej książki) kwestię jako swoją szczerą wewnętrzną potrzebę.
- Na różne sposoby poszukujemy drogi prawdy, która nigdy nie jest łatwa do odnalezienia, gdyż prawda zawsze pozostaje czymś większym od nas. Jednocześnie jednak nigdy nie jest całkowicie nieobecna: szukanie i znajdowanie, znajdowanie i szukanie zawsze idą w parze; istotne jest, aby oprzeć się pokusie poprzestania na rzeczach namacalnych i odrzucenia przez to drogi do prawdy – do Boga. Przeciwstawienie się temu lenistwu, które pomniejsza wielkość człowieka, wydaje mi się zasadniczym zadaniem teologa i Kościoła.
Spinam w niniejszym rozważaniu dwie książki, w których Benedykt XVI wyznacza trajektorie, po jakich obaj autorzy poruszają się w tym samym właściwie kierunku, choć czynią to z odmiennych intelektualnych motywacji. To – według mnie – jest dobry przyczynek, by zauważyć, iż nawet spolaryzowane filozoficznie czy mentalnie punkty wyjścia nie muszą być przeszkodą w odnajdowaniu tożsamego obrazu, a więc zbieżnego poznania prawdy. Stan taki integruje bogactwo różnic i pozwala na synergię w rozwikłaniu jakże licznych taktycznych i strategicznych problemów, z jakimi borykamy się indywidualnie i zbiorowo. Bez zacierania różnorodności zdolni jesteśmy precyzyjniej kształtować wspólne dobra. Jeśli nie fundamentalnym, to przynajmniej ważnym dobrem jest wolność.
O niej pisze Benedykt XVI do Piergiorgia Odifreddiego. Odnosi się w jednym z listów do wydanej w 2017 r. książki „Piszę do Ciebie, Drogi Papieżu” autorstwa włoskiego matematyka, polemizując z jej tezami, a może je… uzupełniając? Dodajmy, że książka włoskiego ateisty była rodzajem riposty na książkę niemieckiego teologa „Wprowadzenie do chrześcijaństwa”, którą ks. Józef Ratzinger napisał w 1969 r.
- Chciałbym zwrócić uwagę, że w Pańskiej religii matematyki nie podejmuje Pan trzech zasadniczych tematów ludzkiej egzystencji: wolności, miłości i zła. Dziwi mnie, że zaledwie jedną wzmianką zbywa Pan wolność, która była przecież i wciąż jest wiodącą wartością współczesnej epoki. Miłość w Pańskiej książce w ogóle się nie pojawia; nie ma również ani słowa na temat zła.
- Cokolwiek neurobiologia mówi czy czego nie mówi na temat wolności, w realnym dramacie naszej historii jest ona obecna jako determinująca rzeczywistość i musi być brana pod uwagę. Jednakże Pańska religia matematyczna nie zna żadnej odpowiedzi na kwestię wolności, ignoruje miłość i nie daje nam żadnej informacji dotyczącej zła. Religia, która lekceważy te zasadnicze pytania, pozostaje pusta.
Zacytowany wyżej wycinek z dyskursu toczonego pomiędzy ateistą i matematykiem a katolikiem i papieżem obrazuje, z jak różnych pozycji można i warto oświetlać rozumem tę samą, bo wspólną dla wszystkich ludzi, rzeczywistość. Dialog nie musi być łagodny, może być stanowczy, ale może zbliżać, nie musi oddalać. Nie powinien odbierać niepowtarzalności, ale też nie jest dobrze, gdy rozrywa relacje, stawiając uczestników w pozycji wrogów. To niezwykle ważne w kontekście procesów zachodzących w Europie – także w Polsce – na wielu płaszczyznach oraz ich dynamiki wymykającej się stosunkowo często już nie tylko z reguł racjonalności, ale burzących porządek wspólnego dobra. W tym wolności!
Wróćmy do publikacji Giulio Meottiego. Przywołuje on wypowiedź ówczesnego ks. prof. Józefa Ratzingera podczas konferencji na paryskim Uniwersytecie Sorbona w 1999 r. Kardynał był jedynym katolickim teologiem uczestniczącym w sympozjum i mówił o problemach z syntezą rozumu, wiary i życia. Zaczął swoją wypowiedź nieco zaskakująco…
- Pewien indyjski król zgromadził wszystkich ślepych mieszkańców wioski wokół słonia i kazał każdemu dotykać różnych części zwierzęcia. Potem król zapytał wszystkich: „Jaki jest słoń”. Każdy ze ślepców opowiedział na temat części, której dotykał: „Jest jak pleciony kosz, jest jak garnek, jest jak słupica pługa”. Wszczęli kłótnię, krzycząc: „Słoń jest taki, a nieprawda, że taki”. Poszło na pięści. Król miał uciechę. Ratzinger wyjaśnił, że współczesny człowiek jest tym ślepcem.
- Któż w Europie nie ma dziś odczucia, że żyje w cywilizacji pozbawionej wzroku i zduszonej od środka? Któż nie dostrzega choroby, której rozwój trudno przewidzieć? Kto nie zastanawia się, czy nie obserwujemy tragicznego zaognienia, przeżarcia, nieokreślonego zużycia? W 1990 roku w Spirze Ratzinger mówił na temat Zivilisation des Todes [Cywilizacji śmierci]. W 2011 roku, na dwa lata przed rezygnacją z władzy papieskiej, wskazał na „silny nurt myśli laicystycznej, która pragnie usunąć Boga z życia osób i społeczeństw, kusząc rzekomym rajem bez Niego”. Doświadczenie jednak poucza, że świat bez Boga staje się piekłem.
- Ratzinger przywołał pojęcie „zaćmienia Boga”, jak gdyby europejski humanizm znajdował przedłużenie w nihilizmie i wzgardliwym odepchnięciu świata w imię utopii społeczeństwa „wyzwolonego”. (…) Dostrzegł nihilizm happy endu. Dostrzegł, że gdy panują feeling, light i fun, nie istnieją już prawda i kłamstwo. Istnieje bezkresny wachlarz przyjemności, rozmaitych i obojętnych. I w ten sposób cały Zachód zdaje się osierocony przez swoją rację bytu, przygnieciony kulturalnymi defektami, których już się nie da zamaskować. (…) Ratzinger przez całe życie był wewnątrz tego kryzysu Zachodu. Kryzysu, który także wstrząsnął Watykanem.
Ostatni z powyższych cytatów przypomina, że wszystko, co czyniło i czyni Zachód wielkim czy małym, nie omija chrześcijaństwa. Nie omija Kościoła Katolickiego, który jest podwaliną Zachodu i zarazem jego integralną częścią. W pewnym nawet sensie stanowi o istocie Zachodu i nie jest ekskluzywnym fragmentem cywilizacyjnego organizmu. Zatem kryzys dotyka Kościoła i drąży jego wnętrze. W roku 2024 ludzie Kościoła wiedzą najlepiej, że wychodzi też od nich samych, bo nie tylko, że nie jesteśmy idealni („nobody is perfect”), ale wiemy, że jesteśmy grzeszni („Kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci w nią kamieniem”).
- Is God dead? Czy Bóg umarł? Takie pytanie widniało na słynnej okładce amerykańskiego magazynu „Time” z 8 kwietnia 1966 roku. Trzy lata później w radiowym wykładzie Ratzinger przedstawił przerażającą wizję o tym, jak Kościół popadnie w porzucenie, oddalenie i względne zapomnienie. W dzień Bożego Narodzenia przed mikrofonami Hessischer Rundfunk Ratzinger powiedział: „Z dzisiejszego kryzysu Kościół wyjdzie znacznie osłabiony. Stanie się mały i będzie musiał w mniejszym lub większym stopniu zacząć od nowa. Nie będzie już w stanie zamieszkiwać wielu gmachów, które pobudował w czasach pomyślności. Ubędzie wiernych. Utraci znaczną część społecznych przywilejów”. Rok wcześniej (…) w wypowiedzi pod tytułem „Jak będzie wyglądał Kościół w roku 2000?” stwierdził, iż pewny jest, że Kościół musi się zderzyć z „bardzo trudnymi czasami. Jego prawdziwy kryzys dopiero się rozpoczął. Trzeba się liczyć z wielkimi wstrząsami”.
- Rok później, w słynnym „Wprowadzeniu do chrześcijaństwa” ówczesny profesor użył bajki opowiedzianej przez duńskiego filozofa Sørena Kierkegarda, aby wytłumaczyć stan, w jakim znalazł się Kościół na Zachodzie, porównany do klowna, którego nikt już nie traktuje poważnie. Z ogarniętego pożarem cyrku posłano do wsi klowna „przyodzianego już do występu”. Zająć się mogła także i wieś. Wieśniacy jednak „wzięli okrzyki pajaca za chytrą sztuczkę fachowca”. Klaskali mu. „Biedny klown daremnie usiłował namówić ludzi, żeby ruszyli, tłumacząc, że to nie jest zmyślenie, żaden trick, tylko tragiczny fakt, bo cyrk naprawdę stoi w płomieniach. Jego skargi tylko wzmagały wybuchy śmiechu. Uważano, że klown odgrywa swą rolę wyśmienicie”. Gdy pożar dotarł do wsi, było już za późno. Pochłonął cyrk i wieś. „Kto usiłuje szerzyć wiarę wśród ludzi, którzy żyją i myślą za naszych dni, może doprawdy mieć wrażenie, że jest pajacem” – napisał Ratzinger w 1969 roku.
Nie mogę dłużej odsłaniać w tym miejscu całej diamentowej w sensie lingwistycznym, intelektualnym i duchowym korony myśli, jakie przywołał Giulio Meotti. Osoby czytające to rozważanie mogą do nich sięgnąć bez przeszkód. Zdradzę tylko, że pojawiają się między innymi nazwiska: Karol Wojtyła, Václav Havel, Aleksander Sołżenicyn, Richard Pipes czy Michel Schooyans. Mowa jest między innymi o: ekologizmie, buddyzmie, islamie, New Age, rewolcie roku 1968, związkach jednopłciowych, ideologii gender, sekularyzacji, Unii Europejskiej, państwowej tyranii i poprawności politycznej.
- Józef Ratzinger przyczynił się do zagwarantowania, że coś rozpoznawalnego jako chrześcijaństwo przetrwa współczesny chaos. Dostarczył nam narzędzi do pokonania kryzysu i odbudowania czegoś, co będzie przypominało to, co dawniej z dumą nazywaliśmy Zachodem. To niemało na jednego człowieka.
- Ratzinger był również jednak wielką „ofiarą” tej dyktatury relatywizmu, jego wielkiej specjalności, jak gdyby nieustanny atak na współczesną kulturę przyczynił się do osłabienia jego sił fizycznych i moralnych. Przyszłość nam odpowie, czy – dzięki półwieczu tworzenia intelektualnego dynamitu, który podkładał pod niezdobyty gmach postnowoczesności – Ratzinger był tym klownem, którego nikt nie słuchał, gdy krzyczał on: „Pożar, pożar!”, czy raczej nowym Benedyktem, zdolnym uratować cywilizację z wielkiej pożogi.
Rozważaniem tym (do końca, którego szybko zmierzam) chciałbym doprowadzić czytających te słowa na dziedziniec klasztoru myśli, na jakieś swoiste patio z krużgankami emanującymi medytacją. Przemierzając przez setki stron obu książek, których wspólnym wątkiem jest profetyzm Benedykta XVI i jego profetyczna spuścizna, możemy w istocie znaleźć się bliżej kształtu prawdy. Może jej konturów, może jakiejś szczególnie ważnej dla każdej i każdego z nas cząstki prawdy. Niewykluczone, że potrzeba prawdy ujawni się na nowo, gdy jej niedostatek czy niedostępność stanie się trudnym doznaniem dnia.
Noc dopiero przed nami. Czas trudny, lecz niepozbawiony nadziei, nieprzespany przez poszukiwanie prawdy lub niepokoju o nią, a może nawet zburzony wtargnięciem rozpaczy, jaką wywołuje kłamstwo. Z mroku nocy wyłoni się poranek wolności. I nastanie dzień prawdy.
Krzysztof Kotowicz / www.kotowicz.pl
- TERAZ: Piergiogrio Odifreddi, W poszukiwaniu prawdy. Papież teolog i matematyk ateista: Nieznane listy i rozmowy z Benedyktem XVI, Wydawnictwo Esprit, Kraków, 2023 | Giulio Meotti, Ostatni papież Zachodu?, Wydawnictwo AA, Kraków 2021
- POPRZEDNIO: Gerhard Müller & Franca Giansoldati, W dobrej wierze. Co będzie z Kościołem w XXI wieku?, Wydawnictwo Esprit, Kraków, 2023
- W CYKLU #BLIŻEJ SŁOWA: Dziękuję za przeczytanie publikacji. Przekaż ją dalej, jeśli uważasz, że warto. Odpowiedz, jeśli chcesz i możesz, w publicznym komentarzu lub prywatnej wiadomości.