Gwardia Wrocław zdała ostatni egzamin przed startem ligowych zmagań i rozgromiła PlusLigowych rywali z Bełchatowa. Pokonali PGE Skrę Bełchatów 3:1 i udowodnili wrocławskiej publiczności, że są gotowi na realizację celu na ten sezon, a więc awansu do najwyższej klasy rozgrywkowej w Polsce.
Wypełniona po brzegi Orbita powitała po blisko dwuletniej przerwie zawodników Gwardii Wrocław. Ceremonia związana z prezentacją odświeżonego składu była naładowana multimedialnymi efektami, laserami, dymem i oprawą muzyczną. Całość sprawiła, że wrocławska hala miała magiczny klimat.
Zawodnicy Gwardii Wrocław podejmowali przed własną publicznością wielokrotnych mistrzów Polski, PGE Skrę Bełchatów.
— Swietnie jest wygrać z takim zespołem jak Skra Bełchatów, ale musimy pamiętać, że był to mecz towarzyski. Skupiamy się na zupełnie innych siatkarzach. Świetnie, że przyjechali do Wrocławia, cieszę się, że mogliśmy z nimi zagrać, ale to nie są nasi przeciwnicy na nadchodzący sezon — mówi Arkadiusz Olczyk, kapitan Gwardii Wrocław.
Mecz rozpoczął się od wyrównanej gry, a drużyny wymieniały się jednopunktowym prowadzeniem aż do wyniku 11:9. To wtedy gospodarze z Wrocławia wysunęli się na dwupunktowe prowadzenie po dwóch udanych serwisach Lukasa Tichaceka. Kilka zagrań później Gwardia zdołała podwyższyć swoje prowadzenie do trzech punktów po asie serwisowym Grzegorza Boćka. Trener gości zdecydował się po tej zagrywce na pierwszą przerwę na żądanie. Nie przyniosła ona jednak pożądanych efektów i przy wyniku 21:17 zdecydował się na kolejną. Bełchatów próbował jeszcze kąsać, ale Gwardia utrzymała prowadzenie do końca seta, który zakończył się wynikiem 25:21.
Otwarcie drugiego seta to kolejna wymiana ognia obu drużyn. PGE Skra Bełchatów wysunęła się na dwupunktowe prowadzenie przy wyniku 3:5. W grę gospodarzy wkradło się sporo błędów i po chwili było już 3:7. Trener Rainer Vassiljev zdecydował się wówczas na przerwę. Wyglądało na to, że zawodnicy z Bełchatowa poczuli się pewnie na parkiecie hali Orbita. Utrzymywali dwu- i trzypunktowe prowadzenie. Przy wyniku 14:18 trener gospodarzy był zmuszony poprosić o przerwę raz jeszcze. Legenda wrocławskiej siatkówki próbowała jeszcze gonić wynik, ale ta odsłona meczu zakończyła się rezultatem 21:25.
Trzeci set rozpoczął się skuteczną akcją gospodarzy po znakomitym zagraniu Bartłomieja Zawalskiego. Gwardia weszła w tę odsłonę meczu zmotywowana utratą drugiego seta i po chwili było już 5:2. Bełchatowianie nie zamierzali oddawać pola i zacięcie walczyli zdobywając remis przy wyniku 7:7. Dawid Woch na zagrywce przyniósł sporo szczęścia gospodarzom, którzy zdołali ponownie wysunąć się na prowadzenie z wynikiem 13:10. Gwardia Wrocław mogła wysunąć się na prowadzenie 16:13, ale Bartłomiej Zawalski wykazał się postawą fair-play i przyznał się, że jako ostatni dotknął piłkę. W konsekwencji na tablicy wyników ukazał się wynik 15:14. W kolejnym zagraniu Bełchatów zrównał się punktowo z Gwardią. Następnie obie drużyny goniły się remisowo do końca seta. Potrzebne było wyłonienie zwycięzcy „na przewagi”. Ostatecznie lepsza okazała się Gwardia i wygrała 27:25.
Gwardia weszła pewnie w czwartego seta i po chwili prowadziła już 5:3. W grę Skry wkradło się sporo błędów, a skuteczny atak Tima Grozera pozwolił wysunąć się gospodarzom na trzypunktowe prowadzenie 8:5. Kolejna akcja i kolejny błąd zawodników z Bełchatowa. W konsekwencji na tablicy wyników 9:5. Skutecznym i efektywnym atakiem popisał się także Mateusz Frąc, a Gwardia prowadziła już 11:7. Przy wyniku 14:9 trener gości zdecydował się na przerwę. Nie udało się jednak odbudować szyków obronnych gości i po doskonałym odbiorze Adriana Mihułki, Gwardia wysunęła się na sześciopunktowe prowadzenie. Następnie dwoma asami serwisowymi z rzędu popisał się Mateusz Frąc. W efekcie trener gości poprosił o kolejną przerwę przy wyniku 17:9. Gospodarze kontynuowali swoją hegemonię na parkiecie hali Orbita. Set zakończył się rezultatem 25:15
MVP spotkania został Lukas Tichacek.