Po dwóch wspaniałych zwycięstwach w Słupsku, w niedzielny wieczór na koszykarzy Śląska Wrocław został wylany kubeł zimnej wody. Czarni wygrali w Hali Orbita aż 123:60 i przedłużyli rywalizację o finał Energa Basket Ligi. Dziś podopieczni Andreja Urlepa staną przed szansą, by na własnym parkiecie pozbawić nadziei drużynę Mantasa Cesnauskisa.
Aby tak się stało, Śląsk musi zagrać jednak o niebo lepiej, niż w niedzielny wieczór. Wrocławianie wracają do Hali Stulecia, która znów jest domem wrocławskiej koszykówki. Wysokiej porażki z Czarnymi nie można jednak tłumaczyć tym, że mecz odbył się w Hali Orbita.
Koszykarze Śląska rzucali ze zdecydowanie mniejszą skutecznością, niż ich rywale z Słupska. Dość powiedzieć, że w rzutach za 2 punkty zawodnicy WKS-u legitymowali się zaledwie 40 procentową skutecznością, podczas gdy goście rzucali z blisko 64 procentową celnością.
Prawdziwa przepaść nastąpiła jednak w rzutach za 3 punkty. Śląsk trafił tylko cztery (!) z trzydziestu jeden trzypunktowych rzutów. Rywale do kosza za 3 trafiali aż…23 razy.
Aby dziś wygrać Andrej Urlep będzie potrzebował także dobrze punktujących swoich liderów. W niedzielny wieczór tylko Travis Trice i Kodi Justice mogli pochwalić się minimum 10 zdobytymi punktami, przy czym 29-letni rozgrywający z 14 oczkami na koncie, nie byłby nawet w czwórce najlepiej punktujących zawodników gości.
Wśród Czarnych brylował bowiem duet – Billy Garrett i Anthony Marcus Lewis. Obaj zdobyli łącznie 55 punktów, zaś spotkanie było popisem pierwszego z nich. 28-letni rzucający obrońca był autorem…33 punktów.
Jeśli we wtorek Czarni Słupsk znów zagrają na takim poziomie, jak w niedzielę, to o sukces wrocławian może być trudno. Zwycięstwo gości oznaczać będzie konieczność rozegrania piątego, ostatniego meczu, którego odbyłby się w Słupsku. Jeśli jednak wygrają gospodarze, rywalizacja zakończy się i to Śląsk będzie rywalem Legii Warszawa w wielkim finale Energa Basket Ligi.
Początek wtorkowego meczu o 20:00 w Hali Stulecia we Wrocławiu.