Czas pandemii stawia nas przed wyzwaniem, z jakim ludzkość nie musiała się mierzyć od wielu lat. To sprawdzian – zarówno efektywności działania organizacji międzynarodowych, rządów, służby zdrowia, ale też posłuszeństwa i pokory samych obywateli.
Aby przezwyciężyć ten kryzys, każdy z nas musi wyzbyć się cząstki swojej wolności. Nie wszystkim przychodzi to z łatwością. Wielu pragnie szukać winnych zaistniałej sytuacji i o tym dzisiaj piszemy w cyklu #BliżejSieci.
Głośno było o konfliktach na tle rasowym w Stanach Zjednoczonych, ale z podobnymi problemami borykają się mieszkańcy przeciwległego zakątka świata – Indii. Wśród mediów i mieszkańców tego kraju rozeszła się teoria spiskowa, oskarżająca muzułmanów o roznoszenie koronawirusa. Plotka przeobraziła się w realne zagrożenie dla zdrowia i życia wyznawców islamu. Niespokojne nastroje towarzyszą mieszkańcom Indii od grudnia ubiegłego roku, kiedy to przegłosowana została, kontrowersyjna ustawa o nadaniu obywatelstwa, jednakże dopiero na przełomie lutego i marca 2020 roku doszło do eskalacji konfliktu. Grupa muzułmanów pokojowo protestowała przeciwko wspomnianej ustawie, która dyskryminowała mniejszości (przede wszystkim mniejszość muzułmańską). Jak donosił „The Guardian”, wypowiedź Kapila Mishry, lokalnego lidera rządzącej partii BJP, pobudziła wrogie nastroje hinduskich, skrajnych nacjonalistów. Doszło do starć na ulicach New Delhi. Obydwie strony konfliktu nie przebierały w środkach, w ruch poszły kamienie, pałki i kije. Palono samochody, sklepy, stragany i miejsca kultu.
Zdecydowane działania policji stłumiły nieco uliczne wojny. Zamknięto szkoły w strefach szczególnie dotkniętych konfliktem. Po kilku dniach zamieszki jednak wybuchły na nowo. Podczas pierwszej fali protestów zginęło 13 osób, a ponad 150 zostało rannych. Przez kolejnych kilka dni, do 1 marca, tysiące osób zostało rannych, a liczba zmarłych wzrosła do 43. Mieszkańcy sami postanowili wymierzać sprawiedliwość. Grupy nacjonalistów, niczym patrole, zastraszały i atakowały kolejnych muzułmanów. Świadkowie tych wydarzeń opowiadają o brutalnych pobiciach, w których brało udział nawet 30 osób. Zaatakowani nie mieli żadnych szans. W kwietniu pojawiły się, wspomniane wcześniej plotki, o celowym roznoszeniu koronawiursa przez muzułmanów. Ciężko wskazać jeden kanał, w pełni odpowiedzialny za głoszenie pomówień. Narrację wrogich nacjonalistów wzmacniał przekaz medialny o podobnym tonie. Widoczny wzrost tych fake newsów (a w skutku wzmożonej dyskryminacji i aktów przemocy) nastąpił w połowie marca, po religijnym wydarzeniu, zorganizowanym przez Tablighi Jamaat
W tym momencie warto zatrzymać się na chwilę i przedstawić znane fakty, a kształtują się one następująco. Wydarzenie zorganizowano pomimo zaleceń wydanych przez WHO, w związku z trwającą pandemią. Według rządowych danych, do meczetu Markaz (w New Delhi), gdzie odbywało się zgromadzenie, przybyło nawet osiem tysięcy osób, w tym obcokrajowców. Niektórzy oskarżali władze o spóźnioną reakcję i pozostawienie otwartych granic. 22 marca, bramy meczetu zostały zamknięte, a wszyscy przebywający w nim musieli pozostać na terenie świątyni i przynależących zabudowań. Przez następne dni trwała ewakuacja pielgrzymów, pod nadzorem władz. Uczestnicy stopniowo byli testowani na obecność koronawirusa i poddawani kwarantannie. Z uwagi na liczne przypadki pozytywnych wyników, w danych liczbowych podawanych każdego dnia powstała osobna kolumna, poświęcona tylko i wyłącznie przypadkom związanym z wydarzeniem. W social mediach pojawił się popularny temat, „corona jihad”, który podgrzewał i tak już napięte nastroje
Niedługo później, w połowie kwietnia, doszło do kolejnych aktów przemocy. Jak donosi portal foreignpolicy.com, jedną z ofiar stała się pielęgniarka – Ambreen Khan. Podczas powrotu do domu, po zakończonej zmianie w szpitalu, została zatrzymana przez wściekły tłum i wywleczona z samochodu. Po pobiciu i licznych obelgach udało jej się przekonać napastników do odwrotu, pokazując dokumenty osobowe i zgodę na przemieszczanie się. Na zakończenie całego incydentu usłyszała jeszcze: „Wracaj do Pakistanu”.
Inny przypadek opisał „The Guardian”. Mehboob Ali został zaciągnięty na pole, niedaleko wioski Harewali (na granicy północno-zachodniego Delhi) i brutalnie pobity. Napastnicy byli przekonani, że 22-latek jest uczestnikiem spisku przygotowanego przez społeczność muzułmańską i domagali się, aby wyjawił im „kto stoi za epidemią”. Na koniec mieli zawlec ofiarę do pobliskiej hinduskiej świątyni, rozkazując wyrzeczenia się islamu.
W oświadczeniu wydanym tydzień po powyższym zajściu, indyjscy naukowcy stwierdzili, że „dostępne dane nie potwierdzają spekulacji, że wina za epidemię koronawirusa w Indiach leży głównie po stronie Tablighi Jamaata”. Naukowcy podkreślali, że podczas gdy testy na koronawirusa są niezwykle niskie w całych Indiach, nieproporcjonalnie dużo przeprowadzanych jest na uczestnikach wspomnianego wydarzenia, co może skutkować zakrzywione wyniki. Członkowie rządzącej hinduskiej partii nacjonalistycznej (BJP), postanowili wykorzystać wyniki testów na swoją korzyść twierdząc, że pielgrzymi zamierzali zarażać miliony w ramach islamskiego spisku i przeprowadzali „corona jihad”. Liderzy BJP oskarżyli Tablighi Jamaata o przeprowadzenie „zbrodni talibańskiej”, opisali swoich członków jako „bomby ludzkie pod przebraniem chorych na koronawirusa” i wzywali, aby przywódcy Tablighi Jamaata zostali powieszeni i zastrzeleni.
Kwarantanna i izolacja stały się wyzwaniem dla zdrowia fizycznego i psychicznego. Niektórzy z nas znieśli je lepiej lub gorzej. Niezależnie od tego jak długo jeszcze będziemy się zmagać z wirusem i czy na jesień nastąpi wzmocniony nawrót choroby, pierwsze miesiące 2020 roku zapamiętamy na długo. Warto abyśmy nie tylko pamiętali, ale również wyciągnęli z nich jakąś lekcję. Lekcję pokory i solidarności. Pandemia jest sprawdzianem, do którego podchodzimy razem – jako społeczeństwo. Czy uda się nam uzyskać chociaż ocenę dostateczną?
Foto: Danish Siddiqui/Reuters