Wymuszenia transferów przez piłkarzy niestety się zdarzają, a obecnie można mieć wrażenie iż coraz częściej. Jednak z reguły dotyczy to gwiazd na międzynarodowym poziomie. Jak się jednak okazało w Ekstraklasie też może się zdarzyć i tak faktycznie było już kilka lat temu. Do takowego przyznał się w niemieckich mediach były bramkarz Śląska Wrocław Rafał Gikiewicz, który właśnie z WKS-u chciał odejść za wszelką cenę. No i odszedł w bardzo perfidny sposób.
Gikiewicz reprezentował barwy Trójkolorowych w latach 2011-2014. Przez ten czas rozegrał 44 spotkania, ale w żadnym sezonie nie był golkiperem nr 1 na przestrzeni całych rozgrywek. Mimo tego przed kampanią 2014/15 zgłosił się po 27-letniego wówczas piłkarza drugoligowy niemiecki Eintracht Brunszwik. Polak faktycznie odszedł wtedy z Wrocławia rozpoczynając karierę za zachodnią granicą, gdzie dziś jest bramkarzem Augsburga i ma uznaną markę w niemieckiej ekstraklasie. Jak się jednak okazało kulisy tamtego transferu są cóż… niezbyt chwalebne.
Polski bramkarz udzielił niedawno wywiadu dla tamtejszego serwisu „Spox”. To co powiedział spowodowało ogromny niesmak u wielu osób, zwłaszcza związanych z WKS-em. Jak się okazuje, Gikiewicz w pełni umyślnie oszukał ówczesne władze Śląska, by wymusić odejście do Niemiec i to nawet dwukrotnie. Za pierwszym razem symulował chorobę w celu udania się na testy:
– Gdybym powiedział, że jadę na testy dla niemieckiej pierwszoligowej drużyny, zażądaliby opłaty w wysokości 5 mln euro. Dlatego powiedziałem, że boli mnie brzuch i muszę zostać w domu przez trzy dni. A potem pojechaliśmy samochodem do Brunszwiku – objaśnił bramkarz (tłumaczenie za Przeglądem Sportowym Onet).
Na tym jego kłamstwa się nie skończyły. Eintracht pozytywnie ocenił jego testy i zdecydował się go pozyskać. Gikiewicz postanowił więc w brudny sposób im w tym pomóc. Co zrobił?
– Spotkałem się z prezydentem Śląska i przeobraziłem się w aktora. Mówiłem: „Nasze dziecko ma dopiero rok, ale moja żona jest już w depresji, przechodzimy bardzo trudny okres i jeśli będę musiał tu zostać, prawdopodobnie stracę żonę i dziecko”. Uroniłem nawet kilka łez – przyznał golkiper.
Jak już wspomnieliśmy, wymuszenia transferów niestety się zdarzają, Gikiewicz żadnym pionierem tu nie jest. Ale przyznać trzeba, wyjątkowo paskudny przypadek. Wykorzystanie problemów mentalnych własnej żony aby wymusić transfer? No nie. Oszukany klub to jedno, zresztą Śląsk raczej z ogromnym żalem go nie oddał, jako że ten nigdy gwiazdą nie był. Ale używanie tak poważnego problemu jak depresja w takim celu, to już inna para kaloszy.
Że Gikiewicz zbyt pogryzionego języka nie ma to wiemy. To niekoniecznie musi być coś złego, może nawet w polskiej piłce za mało jest wyrazistych postaci. Ale co innego być wygadanym, a co innego nie mieć klasy. Natomiast 35-latek najwyraźniej jest z nią na bakier. Wszak skoro po tylu latach nie miał oporów z wyznaniem tego, to niczego szczególnie złego w tym zachowaniu nie widzi. Zresztą zdążył się już też odnieść do tej sytuacji na Twitterze:
„O moim odejściu ze Śląska wypowiadałem się wiele razy. W tym wywiadzie po prostu za dużo powiedziałem o stanie mojej żony w tamtym czasie. A jej stan to czysta prawda. Nikogo nie okradłem wręcz przeciwnie wszystkie należne mi pensje i premie odpuściłem.Nie mam nic do dodania.”
— Rafał Gikiewicz (@gikiewicz33) December 22, 2022
Cóż, tutaj za wiele więcej dodawać nie trzeba. Jak widać po całokształcie tej sytuacji, umiejętności można mieć, aktorskie jak się okazuje też. Ale klasy nie kupisz. Jedno jest pewne. Jeżeli nasza reprezentacja przy okazji jakiegoś zgrupowania zorganizuje przedstawienie np. dla dzieci, to Gikiewicz doczeka się upragnionego powołania. W końcu z takiego utalentowanego aktora żal by było nie skorzystać.