Jeżeli chodzi o sport to Wrocław dziś jest przede wszystkim miastem żużla, koszykówki czy piłki nożnej. Ale kiedyś to grono było szersze. Szersze o piłkę ręczną. Szczypiorniści WKS-u swego czasu byli absolutną potęgą. Obecnie zaś grają na drugim poziomie rozgrywkowym. Jakie były losy tego klubu przez lata i jak idzie im w bieżącym sezonie?
Klempel i spółka robili co chcieli
Młodsi fani wrocławskiego sportu mogą już nieco tego nie pamiętać, ale Śląsk Wrocław to druga najbardziej utytułowana drużyna w historii polskiego szczypiorniaka. Piętnaście tytułów mistrza kraju. Więcej ma tylko Industria Kielce (dawniej Vive). Kiedyś piłka ręczna szła w stolicy Dolnego Śląska ramię w ramię z żużlem czy koszykówką, a nawet ją wyprzedzała. Wszak WKS był potęgą przede wszystkim w latach 70′, na długo przed złotą erą koszykarskiego Śląska czy Sparty. Mistrzostwo Polski w piłce ręcznej wędrowało do Wrocławia nieprzerwanie przez siedem sezonów w latach 1972-78.
Kosmiczny zespół prowadzony przez Bogdana Kowalczyka ze Zdzisławem Antczakiem, Zbigniewem Tłuczyńskim czy przede wszystkim niezwykle bramkostrzelnym Jerzym Klempelem rozdawała w Polsce karty. Ten ostatni był nawet królem strzelców Igrzysk Olimpijskich w Montrealu w 1976 roku, gdzie Polska wywalczyła brąz. Wrocławianie doszli też do finału Pucharu Mistrzów (dziś Liga Mistrzów) w 1978 roku, w którym pokonał ich niemiecki Magdeburg.
Regres, upadek, odrodzenie
Ostatni tytuł mistrzowski WKS zdobył w 1997 roku ze wspomnianym Jerzym Klempelem tym razem na ławce trenerskiej. Po tym wydarzeniu jeszcze przez kilka lat wrocławianie utrzymywali się w czołówce regularnie stając na podium, ale dobrobyt powoli zmierzał ku końcowi. W 2004 roku WKS wywalczył brązowy medal, co do dziś pozostaje ostatnim „krążkiem” w historii klubu. Od tej pory zaczął się regularny regres oraz coraz większe kłopoty finansowe. Te urosły do takich rozmiarów, iż przed sezonem 2010/11 nie było wyjścia. Zespół trzeba było wycofać z Superligi.
Odrodzony pod nazwą Śląsk Wrocław Handball Team klub dość szybko wrócił na najwyższy poziom rozgrywkowy, ale absolutnie nie do czołówki i nie na zbyt długo. W sezonie 2015/16 spadli do pierwszej, a rok później do drugiej ligi. Pojawił się też nowy twór, czyli Forza Wrocław. Oba kluby połączyły się jednak w 2019 roku.
Jak jest dziś?
Dziś Śląsk Wrocław gra w tzw. „Lidze Centralnej”. Warto się tu na chwilę zatrzymać i wyjaśnić. Otóż Liga Centralna to utworzone w 2021 roku bezpośrednie zaplecze PGNiG Superligi. Drugi poziom rozgrywkowy w Polsce. Władze polskiej piłki ręcznej utworzyły ją sztucznie z najlepszych zespołów ówczesnej I ligi. Tym samym w tym sporcie w naszym kraju „I liga” to trzeci poziom rozgrywkowy, a „II liga” to tak naprawdę czwarta. Szalone? Owszem. Ale jest jak jest.
Tak czy inaczej, WKS występuje na drugim szczeblu rozgrywkowym. W tym sezonie mamy tam trzy zespoły, które wyraźnie zdystansowały resztę. AWF Biała Podlaska, KPR Legionowo oraz Handball Stal Mielec mają po 11 zwycięstw i 2 porażki. Za ich plecami plasuje się właśnie Śląsk. Wrocławianie są dość nierówni, zwycięstwa przeplatają porażkami, przez co mają bilans 7 zwycięstw oraz 6 porażek. Sezon rozpoczęli bardzo mocno, bo mieli bilans 4-1. Ale choćby na przełomie listopada oraz grudnia zdarzyła im się seria trzech porażek. Inna sprawa, że dwie z nich ponieśli z rąk „Wielkiej Trójki”.
Liga Centralna do gry wróciła w ostatni weekend. Śląsk otworzył 2023 rok wygraną w Hali Orbita z dwunastym w tabeli (14 zespołów) ORLEN Upstream SRS Przemyśl 26:22. Do wygranej poprowadzili ich Krzysztof Gądek, który jeszcze rok temu grał w Superlidze (Wybrzeże Gdańsk) oraz wychowanek dolnośląskich klubów Konrad Cegłowski (5 bramek). Przed nimi niełatwe dwa spotkania. W niedzielę 5 lutego zagrają w Orbicie z piątą w tabeli Stalą Gorzów, a tydzień później czeka ich hitowy wyjazd do lidera z Białej Podlaskiej.
Czy mogą awansować do Superligi? No cóż, jeszcze 13 spotkań przed nimi, sporo czasu by odrobić straty do Top 3, a właśnie trzy pierwsze pozycje są kluczowe. Otóż awans wywalcza zwycięzca ligi, za to drugi zespół gra w baraż u z przedostatnią ekipą Superligi. Ale by awansować, trzeba spełnić też wymogi finansowe i licencyjne. Jeżeli któraś z pierwszych dwóch ekip tego nie uczyni, „przedstawiona do awansu” może zostać także trzecia. Tak czy inaczej, by mieć jakiekolwiek szanse na promocję wyżej, trzeba być w Top 3.