Czy można w naprawdę wymagającym gatunkowo meczu wyglądać jak poważny zespół? Można! Czy da się uniknąć, mówiąc w stylu Ivana Djurdjevicia, „obsrania zbroi” w kluczowym momencie? Da się! Czy to możliwe, by po meczu domowym Śląska Wrocław opuścić Tarczyński Arenę z poczuciem obejrzanego dobrego starcia, bez totalnego zażenowania? Jak najbardziej! No proszę ile to rzeczy okazało się możliwe w tak krótkim czasie, a WKS powiedział nam wszystkim „ja jeszcze żyję”. Skąd różnica? Ano bo przeciwko Wiśle Płock zobaczyliśmy coś czego w ostatnich miesiącach nie było. Chęci.
Derby z Zagłębiem Lubin? Koszmar pokwitowany trzema golami lubinian. Korona Kielce? Poczucie wypuszczonych trzech punktów. Lech Poznań? Tutaj lepiej, bo Śląsk po raz trzeci w sezonie ograł mistrza Polski. Stal Mielec? Obrzydliwy mecz, który miał jeden jasny punkt i była to piękna pogoda. Piast Gliwice? Kolejne wręcz niesmaczne starcie podkreślone porażką z zespołem bez większości swych gwiazd. Radomiak? Żenada nad żenady. Zgniła wisienka na spleśniałym torcie. Bądź ciekawy co zobaczysz, cierp katusze przez 90 minut, wyjdź w nastroju rodem z konduktu pogrzebowego. Cykl życia każdego, kto odwiedzał Tarczyński Arenę w 2023 roku.
Zbroja pozostała czysta
Czy mieliśmy powód, by twierdzić że na meczu z Wisłą Płock będzie inaczej? Niespecjalnie. Sam szedłem tam z poczuciem, że Śląsk stoi nad przepaścią 1. Ligi i wyczekuje, aż ktoś mu zasadzi tego ostatniego kopa. I jakim by to było podsumowaniem, gdyby zrobiła to absolutnie beznadziejna w tym roku Wisła Płock. Ale tym razem cykl został zakłócony. Przez coś, czego dawno nikt tu nie widział. Wolę walki. Tylko tyle i jak się okazało AŻ tyle.
Śląsk naprawdę za ten mecz można pochwalić. Przede wszystkim widzieliśmy zespół, który po boisku biegał, a nie człapał oraz myślał, a nie rzucał lagę na chaos i może dobry Bóg pomoże. WKS po raz pierwszy od bardzo dawna wyglądał jak drużyna, nie zlepek przypadkowych ludzi poskładany na trytytki. Dodatkowo drużyna, która miała „cojones” i niech najlepszym tego przykładem będzie ich gra po utracie gola. Wrocławianie przedtem wygrali tylko jeden mecz w sezonie, w którym tracili bramkę jako pierwsi (z Lechią Gdańsk 2:1). Gdy Bartosz Śpiączka strzelił na 1:0, ponownie trudno było uwierzyć, iż WKS czeka tu coś dobrego, a kibicowski Wrocław zaleje się łzami. Ale tamtego dnia ich demony nie miały mocy, a zbroja pozostała czysta.
Erik zmotywowany, Erik niepowstrzymany
Nahuel potężnym strzałem raz, Yeboah głową dwa, Jastrzembski kończący kontrę trzy. Wisła Płock w strachu. Strachu, bo Śląsk pokazał jej, iż jeszcze żyje. Czy nie ożył za późno, to się okaże, ale coś w nim nadal jest. Od początku wszyscy wiedzieliśmy, że Jacek Magiera przede wszystkim skupi się na mentalności, jako że na większe rewolucje nie ma czasu. Ale w tamtym meczu po raz pierwszy zobaczyliśmy owoce tej pracy. To oraz co się dzieje, gdy Erikowi Exposito się chce. Gdy jest w pełni zmotywowany. Top 3 napastników ligi? Zdecydowanie. Oj Erik Erik, gdyby tobie się człowieku częściej chciało, to by cię w tej lidze nie było. Dawno lub nigdy.
Mimo dwóch złamanych palców – świetny mecz, 3⃣ asysty i 5⃣ raz w tym sezonie @Erikexposito23 w najlepszej drużynie kolejki @_Ekstraklasa_ ✅
Walczymy dalej, Erik! pic.twitter.com/q0od1T0ZrV
— Śląsk Wrocław (@SlaskWroclawPl) May 16, 2023
Oczywiście to nadal jest piekielnie ograniczony zespół pełen ludzi, których w nim być nie powinno. Ale różnica między drużyną bez wiary i chęci, a drużyną z tymi dwoma rzeczami jest ogromna. I tu najlepszym przykładem jest Wisła Płock. Nafciarze wyglądali dokładnie tak jak Śląsk przez ostatnie miesiące. Pogubieni, bez walki, bez wiary. To wszystko sprawiło, że zapaliło się światełko w tym wrocławskim tunelu. Sytuacja nadal jest trudna, WKS traci do płocczan 2 pkt. Ale sami dali szansę sobie oraz swoim kibicom, by wierzyć, że do Wrocławia w przyszłym sezonie przyjadą Lech Poznań, Pogoń Szczecin i Górnik Zabrze, a nie Chrobry Głogów, Stal Rzeszów czy GKS Tychy.