Choć wolność słowa jest jednym z podstawowych praw człowieka oraz fundamentem demokracji, dla niektórych ludzi ma najwyraźniej ona ograniczenia. To ile możesz powiedzieć, zależy od tego jaki masz status i kim jesteś. Przekonał się o tym jeden z byłych już pracowników MPK Wrocław. Jak informuje portal TuWrocław.com młody motorniczy niedawno został zwolniony, a tak się “przypadkiem” złożyło, że jakiś czas temu wdał się w dość nieprzyjemną dyskusję na Facebooku z Krzysztofem Balawejderem.
Sprawa dotyczyła wypadku, który w listopadzie wydarzył się na Rondzie Reagana. Kierowca autobusu turystycznego z dużą prędkością wjechał wówczas do jednego z tamtejszych przejść podziemnych. Jego kabina została zniszczona, a mężczyzna zginął na miejscu. Krótko po tamtym zdarzeniu prezes MPK Wrocław Krzysztof Balawejder zabrał w tej sprawie głos na Facebooku. Potwierdził, że tragicznie zmarły był jednocześnie etatowym pracownikiem MPK Wrocław, który wcześniej tego samego dnia normalnie jeździł autobusem linii 128.
Jednocześnie dodał, iż teraz każdy pracownik MPK będzie musiał złożyć oświadczenie o dodatkowym zatrudnieniu, a także zachęcał innych przewoźników do sprawdzania czy ich kierowcy są przed pracą wypoczęci i czy nie jeździli wcześniej tego samego dnia dla kogoś innego. Na koniec zapewnił, iż średnia praca kierowcy w MPK to ponad 6700 zł.
Właśnie do tej drugiej części posta odniósł się jeden z ówczesnych motorniczych zajezdni Gaj. Zarzucił on prezesowi, że ten jeszcze bez ustaleń śledczych sugeruje winę kierowcy, który miał przekroczyć dopuszczalne godziny pracy. Do tego żądanie od pracowników MPK oświadczenia o niezatrudnieniu w innej firmie pod groźbą konsekwencji dyscyplinarnych jest bezpodstawne, a także poddał pod wątpliwość średnią zarobków pracowników MPK podaną przez prezesa.
Ten zaś w odpowiedzi odparł zarzuty w dość zdecydowany sposób. Oświadczenia pracowników jego zdaniem są obowiązkowe, a on sam niczego nie sugeruje. Najwięcej kontrowersji wzbudziło stwierdzenie, że motorniczy od lutego “będzie miał więcej wolnego czasu”. Nie ma bowiem wątpliwości, że sugerowało to, iż mężczyzna może zostać zwolniony.
I tak się faktycznie stało! Jak podawało TuWrocław.com, motorniczy niedługo później dostał wypowiedzenie pod pretekstem “zachowania niezgodnego z regulaminem”. Co to dokładnie miało znaczyć, nie wiadomo. Wiadomo natomiast, iż mężczyzna skrócił okres wypowiedzenia i w MPK nie pracuje od końca grudnia.
Czy motorniczy faktycznie stracił pracę, bo odważył się powiedzieć kilka słów nie wpasowujących się w retorykę prezesa? Tego nie wiemy. Wiemy natomiast, że cała sprawa wizerunkowo wygląda jak strzał w kolano. Bo że wolność słowa równa dla wszystkich jest marzeniem ściętej głowy, to niestety brutalna rzeczywistość, która zdecydowanie zbyt często daje o sobie znać. Zwłaszcza w sprawach takich jak ta, gdy w grę wchodzi bezpieczeństwo pasażerów MPK i nie tylko. Szkoda, że w dla niektórych takie rzeczy czasami nie stoją na szczycie hierarchii.