Cicho się zrobiło… Brakuje dziecięcych śmiechów, płynących gromko z placów zabaw. W dzień wolny od pracy mogły nawet nieco irytować lokatorów pobliskich mieszkań, lecz teraz… Głucho się zrobiło… Gdzie podział się nasz wrocławski rynek tętniący życiem niemal każdego wieczora?
Jaka siła zabrała nam obecność i bliskość przyjaciół i ich ulubione twarze? I ten gwar, do którego bezceremonialnie dokładaliśmy swoją cegiełkę w piątkowe wieczory spędzane #BliżejMiasta? Dlaczego nie mamy wyboru i poczucia wolność, o jaką walczyli nasi dziadkowie i rodzice. Przecież czuliśmy, że należy tylko do nas… Co sprawiło, że tak jest i gdzie szukać wroga?
Naszego przeciwnika nie widać, jest mniejszy od mrówki, a zostawiony sam sobie jest w stanie zdziesiątkować setki tysięcy, a może nawet miliony ziemskich istnień. Jak czują się wrocławianki i wrocławianie podczas sytuacji, z którą prawdopodobnie nie mierzył się dotąd nikt z nas? Roku 2020 – nie tego od oczekiwaliśmy… Postanowiłem porozmawiać z kilkoma mieszkańcami naszego miasta i poprosić, by – tylko szczerze i swobodnie – opisali mi swoje obecne odczucia.
Pierwsza była Julia, która na co dzień dbała o męskie fryzury w jednym z wrocławskich barber shopów. Piszę tę wiadomość, jadąc z moim chłopakiem pustym tramwajem. Oboje opancerzeni w rękawiczki i maseczki słuchamy w kółko powtarzających się komunikatów, podawanych na przemian z informacjami, jaka będzie kolejna stacja: „zostańcie w domach”. Należymy do pokolenia, które nigdy nie przeżyło żadnej traumy wywołanej wydarzeniami historycznymi. Urodziliśmy się już po upadku komuny, ominął nas stan wojenny, więc o czołgach na ulicach słyszałam tylko od mamy i na lekcjach historii. Wielka powódź 1997 roku wydarzyła się na kilka miesięcy przed moimi narodzinami.
Dorastaliśmy w wolnym kraju, wydawało nam się, że wszystko zależy od nas, a naszej wolności nikt i nic nie jest w stanie ograniczyć. Nigdy w życiu nie pomyśleliśmy, że będziemy musieli przerwać pracę, że zamknięte zostaną granice i wszystkie sklepy poza spożywczymi, że na ulicach nie będzie ludzi…
Poza dezorientacją i niepewnością, która towarzyszy zapewne wielu z nas, Julia – podobnie jak większość osób pracujących w usługach – zwyczajnie boi się zarówno o tę najbliższą, jak i nieco dalszą przyszłość… Każdego dnia oboje martwimy się, czy my i nasi bliscy nie poradzimy sobie finansowo i psychicznie z obecnym stanem rzeczy. Wszystko to, co się dzieje, kojarzy nam się jakby z taką małą wojną, z niewidocznym, nieuchwytnym wrogiem. Również dlatego, że cały czas mamy poczucie, że nie do końca wierzymy w rządowe informacje. Boimy się, że chorych może być więcej, wiemy, że nie tak łatwo się przebadać, testów brakuje, od znajomego lekarza słyszeliśmy, że epidemia może jeszcze potrwać kilka miesięcy, a z drugiej strony oficjalne komunikaty mówią o tym, że po Wielkanocy wszystko wróci do normy i wybory normalnie się odbędą. Zastanawiam się, czy w perspektywie najbliższych lat wrócimy do stanu sprzed epidemii – nawet jeśli znów staniemy przy fotelach, to czy ludzi będzie stać na nasze usługi? – dodaje Julia.
Pogoda też zachowuje się tak, jakby chciała dać nam prztyczka w nos. Niemalże z dniem, w którym wirus odebrał nam ogromną część naszej wolności, pojawiło się piękne słońce i kojący śpiew ptaków, które niedotknięte ludzkim problemem cieszą się z nadchodzącej wiosny. Trudno jest w pełni docenić te Boskie prezenty zza szklanej szyby lub podczas krótkiego spaceru z maksymalnie jednym towarzyszem. Puste place zabaw wyglądają wyjątkowo przygnębiająco skąpane w tak zjawiskowym świetle.
Mi to brakuje najbardziej tego pędu. Narzekałem na dni, w których spało się krótko i od rana do nocy pędziło od zajęć do zajęć. Brakuje mi wyjścia na siłownię, spotkania z dzieciakami z mojej grupy. W obecnym trybie życia nie czuję zbyt wiele sensu w niczym… Gdyby nie jogging czy indywidualne treningi, które robię sobie z dala od ludzi, to chyba bym zwariował zamknięty w czterech ścianach – powiedział mi Konrad, trener piłki nożnej we wrocławskiej akademii Juventusu Turyn i dodał:
Człowiek nie docenia prostych rzeczy, które jak się okazuje może stracić z dnia na dzień. Zachowuję jednak pewien optymizm i z utęsknieniem czekam na powrót do normalności, bo każda zwykła do tej pory czynność będzie smakować jak nigdy…
To bardzo dobrze ukazuje również moje odczucia. Domatorzy mają teraz – mam wrażenie – nieco łatwiej. Osobiście, podobnie jak Konrad, należę do ludzi, którym ciężko jest usiedzieć w miejscu. To takie dziwne uczucie, zlokalizowane gdzieś głęboko w trzewiach. Kiedy wszystko krzyczy do Ciebie „żyj!”, a Ty czujesz się, jakby puls zwalniał pomimo mimowolnie eskalującej nerwowości.
Żeby jednak ten zapis nie traktował jedynie o odczuciach ludzi młodych, którzy całą sytuację – ze mną na czele – widzą bardzo apokaliptycznie, porozmawiałem również z osobą z kręgu seniorów.
Trzeba z tym wszystkim się pogodzić. Chciałby człowiek, żeby było inaczej, ale nie można i choć to trudne, to musimy to zaakceptować, inaczej zwariujemy. Słyszę od ludzi jak mówią, że to jakby stan wojenny czy porównania reporterów obecnej sytuacji do wojny. Zupełnie się nie zgadzam.
Przeżyłam Powstanie Warszawskie, II wojnę światową i stan wojenny, wszystko to było sto razy gorsze. Bez porównania, a kiedy wszystko wróci do normy, jeszcze bardziej to docenimy – powiedziała mi Pani Zuzanna, warszawianka, która od ponad 60 lat mieszka we Wrocławiu.
Kiedy zastanawiałem się, co poza oczywistą wolnością straciliśmy podczas pandemii przede wszystkim, to na myśl przyszła mi wspólnota. Taka zwyczajna, od towarzyskiej, po sportową i duchową. Smuci widok ludzi modlących się przed zamkniętymi drzwiami kościelnych wnętrz i widok pustych boisk, gdzie sam z przyjemnością spotykałem się ze znajomymi, żeby pograć w piłkę.
Co radzą psychologowie, kiedy ciężko zaakceptować nam nową rzeczywistość wynikającą z zasady #zostańwdomu? Dobrym rozwiązaniem będzie nazwanie swoich uczuć i emocji, do czego – być może – zainspiruje Państwa ten tekst. To dobry krok do ich akceptacji i zmniejszenia napięcia. Warto również wykorzystać ten czas, by zrobić coś dla siebie. Rozrywka jest jak najbardziej OK, ale szybko potrafi się znudzić. Postawmy na edukację, rozwój nowych umiejętności czy trening fizyczny. Tego typu zajęcia wzmacniają nasze poczucie własnej wartości i sprawiają, że spędzany w domu czas wcale nie idzie na marne. Wyłączmy przynajmniej na jakiś moment serwisy informacyjne…
… skupmy się na bliskich i doceńmy rzeczy, na które wielu z nas nigdy nie ma czasu. Gdy zagrożenie minie podwójnie docenimy to, na co czas musieliśmy znaleźć zawsze.
Maciej Fedorczuk
Na zdjęciu przejście dla pieszych zorganizowane zamiennie za zlikwidowane przejście podziemne . Było to jedno z bardziej znanych miejsc we Wrocławiu. Wygodne i bezpieczne. Może należało je wyremontować , odświeżyć … Na pewno nie likwidować ! Jedno z wielu miejsc Wrocławia potraktowanych przez naszych rajców miejskich w sposób barbarzyński !!! Sami wybudować nic dobrego nie potrafią ale burzyć i rozbierać to i owszem . Przeraża i wkur.ia mnie ta ekipa !!!