Legendarny obiekt przy ulicy Krupniczej przez lata był domem wrocławskiej siatkówki. Niestety, 12 stycznia 2019 roku to dzień, w którym siatkarze Gwardii Wrocław zagrali po raz ostatni. Od tego czasu kultowe miejsce stoi niezagospodarowane. Porastają go dziko rosnące chaszcze, a pamięć o dawnej chwale pozostała tylko w głowach.
Krupnicza w czasach świetności była domem siatkarzy, pięściarzy, czy judoków. Gwardia przez lata była nie tylko klubem siatkarskim. Nazwiska takie jak Adam Wójcik, Jan Tomaszewski, Kamil Łaszczyk, czy Mateusz Masternak – przedstawiciele koszykówki, piłki nożnej, czy boksu – oni wszyscy przed laty byli związani z Gwardią.
Dziś pamięć o dawnej chwale tego miejsca pozostała jedynie w pamięci ludzi świadomych. Jedynie drobna tabliczka „hala sportowa”, niemal niezauważalna. Dookoła dziko rosną krzaki. Los Krupniczej nikogo zdaje się nie interesować.
Od Władysława Pałaszewskiego, Stanisława Gościniak, poprzez Ireneusza Kłosa, cały klan Jaroszów, czy bardziej współcześnie Maćka Muzaja i Krzyśka Rejno. A były też przecież siatkarki, dzisiejszy Volley Wrocław. Przed wielu laty tutaj trenowała np. himalaistka Wanda Rutkiewicz, Maria Śliwka, później siostry Barańskie, czy dzisiejsza kapitanka kadry Joanna Wołosz. I co? I nic. Nawet słowo „Gwardia” jest nie do odnalezienia np. dla turystów odwiedzających miasto. Tylko zzieleniałe (ze wstydu?) mury budynku, który kiedyś zachwycał, z zupełnie niesportowych powodów. Ale i gromadził przez dekady ludzi, który ten sport mieli i mają nadal w sercu. Tak jak ja. – pisze Maciej Piasecki, wrocławski dziennikarz od lat zajmujący się polską siatkówką.
Czy legendarny obiekt odzyska jeszcze dawną chwałę?
Wrocław BYŁ pięknym miastem…