Ludzie to dziwne istoty. Najczęściej pragną właśnie tego, czego akurat mieć nie mogą. Powiedzenia typu „wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma” nie wzięły się znikąd i bardzo dobrze ilustrują naturę naszego społeczeństwa.
Jeśli jesteśmy już przy przysłowiach i związkach frazeologicznych, to w tym konkretnym przypadku sprawdzi się również fraza „każdy medal ma dwie strony”. Ambiwalentne podejście wrocławian do stopniowego powrotu w kierunku rytmu dnia znanego sprzed epidemii, świadczy o tym, że przecież chcemy… Jednak trochę się boimy.
Już od połowy maja gospodarka wkracza w kolejny etap „odmrażania”. Ruszyły salony fryzjerskie i urody, wraca sport – zarówno zawodowy, jak i amatorski. Większość sklepów funkcjonować według dawnego schematu. W komunikacji miejskiej robi się tłoczno, a ulice zaczęły się korkować.
Wniosek jest jeden: ludzie wychodzą z domów i po kilkumiesięcznej, choćby częściowej izolacji, wracają do społeczeństwa w różnych nastrojach i stanach psychicznych. Co zabawne, ci sami, którzy jeszcze miesiąc temu krzyczeli „dajcie mi trochę wolności!”, dzisiaj niekoniecznie sprawiają wrażenie szczęśliwych ze spełniania ich rozpaczliwych próśb. Macie kogoś takiego w swoim otoczeniu? U mnie niezdecydowanych jest sporo…
Oczywiście powyższy opis sytuacji jest nieco ironiczny, ale sarkazm to podobno skuteczne narzędzie do obrony przed niewygodną rzeczywistością, więc nie będę z tym walczył. Traktując temat już bardziej na poważnie, zauważę, że człowiek z natury – oczywiście nie każdy – z trudem adaptuje się do zmian i łatwo przywiązuje do stanów i sytuacji, w których czuje komfortowo. Gdy zwolniliśmy i nauczyliśmy się tym cieszyć, nagle jesteśmy „zmuszeni” do ponownego przyspieszenia. Weltschmerz nie jest więc wcale tak absurdalny – rzekłbym nawet – jest w pełni naturalną reakcją. Mierzymy się z sytuacją bezprecedensową.
Trudno mi było przyzwyczaić się do ograniczenia kontaktów i pracy czy studiów. Zawsze pędziłam z zajęć na zajęcia i było mi dobrze w poczuciu „czegoś do zrobienia”. Gdy panika po zamrożeniu normalnego życia ustała, to zaczęłam się cieszyć większą ilością czasu dla rodziny, chłopaka, psa… Mogłam spokojnie obejrzeć coś, na co nigdy nie miałam czasu, codziennie relaksowałam się przy książce. Szczerze? Nie wiem jak to teraz wszystko będzie wyglądać i czuję lęk z tym związany… Mamy tak po prostu wrócić do zajęć na uczelni, do rytmu pracy, jak gdyby nigdy nic lub w ciągłej obawie o bezpieczeństwo czy przestrzeganie prawa? Trudno mi się z tym oswoić – mówi Agnieszka – studentka.
No właśnie… Trudno powiedzieć czy bardziej przeraża brak jasnych reguł, w których funkcjonować będzie teraz społeczeństwo, czy podejście do zagrożenia jego lwiej części, która – jak widać na ulicach czy w parkach krajobrazowych – wyluzowuje się znacznie szybciej, niż powinna. Poniższy obrazek pochodzi ze szczytu góry Ślęża w podwrocławskiej Sobótce. Duży ruch widać również na orlikach czy w parkach, gdzie mało kto nosi już maseczkę, tak jakby ignorowano bardzo ważne zdanie w rozpisanej procedurze „odmrażania” gospodarki – „w reżimie sanitarnym”.
Maseczki zawieszone na brodzie, powrót do tych samych zwyczajów jak przed wybuchem epidemii i coraz głośniejsze wątpliwości do sensu zachowywania ostrożności to bardzo zły znak, który – prędzej czy później – może doprowadzić do wzrostu fali zachorowań i powrotu do izolacji, który przyniósłby opłakany skutek dla naszych portfeli.
Do nowych, lecz zdecydowanie bardziej znanych nam realiów, przywykniemy z pewnością szybciej niż do zupełnie obcej i niezgodnej z ludzką naturą izolacji. Byleby „rozprężenie”, któremu jako społeczeństwo ulegamy coraz szybciej nie zmusiło nas do kroku wstecz. Tak się może zdarzyć, gdy znów wygodnie urządzimy się w świecie, który niewidzialny wróg nikczemnie zabrał nam niemal trzy miesiące temu.
Maciej Fedorczuk