Gościem programu StudioFAKTY był radny z ramienia Prawa i Sprawiedliwości Andrzej Kilijanek. Rozmowa, którą przeprowadził Dariusz Nowakowski, dotyczyła ważnych wrocławskich spraw. Nie zabrakło kwestii związanych z wyborami, ale też Śląskiem Wrocław.
Dariusz Nowakowski: Przyszły kandydat na prezydenta Wrocławia?
Andrzej Kilijanek: Tego jeszcze nie wiadomo. Do podjęcia ostatecznej decyzji jeszcze mamy trochę czasu. Nie mam wątpliwości, że zarząd wybierze najlepiej dla Wrocławia i partii także.
A może ma Pan przewidywania ile tego czasu zostało do podjęcia tej decyzji? Mirosława Stachowiak-Różecka powiedziała ostatnio, że najlepiej jakby ta decyzja została podjęta jak najszybciej?
Byłem zwolennikiem szybkiego wskazania kandydata na prezydenta, ale w związku z plotkami i dużym prawdopodobieństwem rezygnacji pana prezydenta z ubiegania się o reelekcję – mam na myśli jego start w wyborach parlamentarnych – nasz kandydat miałby jednego kontrkandydata i byłby to kandydat Zielonych, czyli niekoniecznie nam zależy na dyskusji z jedną osobą, a pan prezydent siłą rzeczy całe skupienie, które wokół niego jest odsunąłby. Wiedzielibyśmy, że to nie jest przyszły prezydent Wrocławia.
Prezydent mówi, że wystartuje w wyborach, więc to chyba jednak plotki.
Biedroń też tak mówił, to jest casus Słupska. Wszyscy wiemy, że pan prezydent rozmawiał o tym, czy może znaleźć się na listach Platformy Obywatelskiej. Nie wiemy, czy taka decyzja zapadła – to sprawa wewnętrzna prezydenta i Platformy. Nie przekreślam żadnego scenariusza.
Prezydent mógłby wystartować także bez poparcia Platformy.
Do Senatu na przykład?
Nie, na prezydenta Wrocławia. Z poparciem ruchu Tak! Dla Polski.
Mógłby, ale im większe miasto, tym bardziej zależni jesteśmy od dużych sił politycznych. Tutaj są media, tutaj jest dostęp do szerokiej opinii publicznej. To wygląda w ten sposób, że im większe miasto, tym bardziej te wybory są zbliżone do formuły parlamentarnej. Uważam, że bez poparcia dużego gracza – takimi są Prawo i Sprawiedliwość i Platforma Obywatelska – wydaje się, że punktuje Lewica. Żaden kandydat na prezydenta nie ma najmniejszych szans.
Zastanawiam się, bo jednak nie wystawi opozycja kandydata lub kandydatki z pierwszych stron gazet, to trudno będzie pokonać prezydenta. Będzie faworytem.
Prezydent zawsze jest faworytem. Trochę dlatego, że mamy tak ustawiony system. Trochę dlatego, że ludzie lubią głosować na coś, co znają i coś co nie doskwiera – nie przeszkadza im za bardzo, bo już tak się ułożyło w polityce. Znaczna część elektoratu to ludzie, którzy głosują przeciwko czemuś, a nie za czymś.
Tak też można powiedzieć o PiS-ie.
Tak, ale pan prezydent Sutryk bardzo mocno pracował na duży elektorat negatywny i dla nas, jako Prawa i Sprawiedliwości, ważne jest by wskazać kandydata, który poszerza nasze horyzonty. Będzie wychodzić nie tylko do ludzi, którzy głosują na nas od lat, ale będzie wychodził do nowych wyborców. Takim wyborem w 2014 i 2018 roku była Mirosława Stachowiak-Różecka. Jej wyniki były większe, niż całej naszej listy. Uważam, że musimy szukać podobnego profilu kandydata.
Pan byłby gotowy wystartować w wyborach?
Tak.
Czyli krótko i na temat.
Nie ma co dywagować. Zgłosiłem swoją gotowość w partii, ale zarząd wybierze najlepszego kandydata dla nas. My będziemy na tego kandydata pracować wszyscy, a nie patrzeć na urazy, czy osobiste porażki. Wśród moich kolegów są o wiele bardziej doświadczone, znane, pracowite.
Tu potrzeba kogoś kto wygra.
Potrzeba kogoś kto wygra, więc będzie to przedmiotem analiz. Mówiąc szczerze – całkiem pragmatycznie – trzeba powiedzieć, że nowoczesna – jeśli chce być nowoczesną partią – trzeba brać pod uwagę szereg zmiennych.
Myśli Pan, że Pana cięta riposta, z której Pan zasłynął mogłaby być czymś istotnym w kampanii?
Chyba nie o taką popularność mi chodziło.
Ale to cenna umiejętność w polityce.
Tak, tylko panie redaktorze – ja jestem zwolennikiem taktyki, która nazywa się ciężka praca. Brałem udział w jednych wyborach, kiedy nie byłem tak wysuwany na pierwszy front. Jestem ciekaw jakie będą moje kolejne wyniki. Badam to, widzę jak się zmienia mój potencjał wyborczy. Na koniec jest czas na weryfikację. Dzisiaj mogę tylko coś zakładać, planować, szacować, a efekty zobaczymy w najbliższych wyborach.
Zastanawiam się ilu może się przewijać kandydatów w szeregach prawicy. Ma Pan gdzieś w głowie taką listę?
Taka lista już powstała. Wielokrotnie była publikowana na łamach różnych mediów i jak naliczyłem to było jedenastu kandydatów.
Może prawybory trzeba zorganizować.
Między wyborami parlamentarnymi, a samorządowymi będzie bardzo mało czasu.
To byłoby w stylu republikańskim.
Nie jestem przeciwnikiem preselekcji, ale kalendarz wyborczy nie sprzyja takim rozwiązaniom.
Jakie są dziś najważniejszy problemy Wrocławia? Co Panu przychodzi pierwsze do głowy?
Mi, ze względu na prywatne sympatii, kwestia finansowania i struktury Śląska Wrocław i stadionu. Wczoraj temat – kolej – kolejna kwestia nie do rozwiązania w krótkim terminie. Kwestia zakorkowania miasta i my tutaj jako Prawo i Sprawiedliwość trochę inną wizję mamy, niż obecne władze miasta. Stąd nasze spory, kłótnie na sesjach i w głosowaniach.
Jakich propozycji drogowych moglibyśmy się spodziewać w pierwszej kolejności?
Pewnie, że mamy. Realizujemy to nawet teraz w przyznawaniu środków na finansowanie inwestycji dla miasta. To jest coś o czym mówiła Mirosława Stachowiak-Różecka. Myśląc o korkach, myślimy o drogach, a to nie jest tak do końca. Trzeba jasno sobie powiedzieć. Jeśli nie będziemy odpowiednio planowali przestrzeni w mieście, jeśli nie będziemy budowali osiedli kompletnych – z infrastrukturą, szkołami, przedszkolami, piekarniami, aptekami – to po prostu będziemy mieli w mieście korki.
Miasto jest dziś jakoś planowane? Są opisywane plany Paryża, jak był budowany. To może nie do końca dobry przykład, ale po II wojnie światowej Warszawa była odbudowywana przy pomocy planów. Czy dziś sprzedawane jest to co jest do sprzedania, a resztę niech ustalają deweloperzy?
Przodujemy w planach zagospodarowania przestrzennego i to coś co Rafałowi Dutkiewiczowi się bardzo dobrze udało. Mamy też praktykę urzędniczą – było to za poprzedniego prezydenta i obecnego – poprawialiśmy sobie, poprzez sprzedaż majątku, wynik finansowy miasta. Poprawialiśmy stronę dochodów, po to by móc zaciągnąć większy kredyt – czy to na budowę stadionu, załatanie dziury budżetowej, czy inne rzeczy – czy na zdjęcia Marilyn Monroe – pewnie o nich nie pamięta już dziś nikt. To są te rzeczy, które później powodowały, że szybka sprzedaż kończyła się niekorzystną dla mieszkańców zabudową.
Ta zabudowa często budzi nasze wątpliwości. Odchodząc od deweloperki. Wspomniał Pan o Śląsku Wrocław. Wiemy, że klub rozpaczliwie walczy o utrzymanie w Ekstraklasie. Co poszło nie tak?
(śmiech)
Co to za śmiech?
Bo to jest tak, że jak jest wszystko dobrze, to wszyscy się cieszymy i ignorujemy te głosy, które mówią że dzieje się coś nieprawidłowo. Byłem pomawiany, napuszczano na mnie kibiców, tłumaczono im że robię źle.
Był baner.
Baner, ale nie tylko baner. Nie chcę mówić o tych rzeczach, które krążą – kwalifikują się na kodeks karny. Sytuacja wygląda w ten sposób, że wskazywałem na problemy jak zostałem radnym. Mówiłem o tym, jak jesteśmy mamieni, jak są pieniądze przepalane. Nastąpiło pewne rozluźnienie, za szybko odnieśliśmy sukces, zagraliśmy w pucharach. Później była jedna, druga, trzecia zmiana trenera – ja tego trochę nie rozumiem. Byłem zwolennikiem pozostawienia trenera Lavicki. Zadecydowano inaczej. Nie umiem ocenić sytuacji sportowej, bo to jest pewna tajemnica klubu i nie będę tutaj dywagował. Na pewno politycy i zarządzający klubem mają obowiązek bić się w pierś, a nie udawać że jest wszystko w porządku.
Do tego Pan zachęca?
Nic to nie da pod względem sportowym, nic to nie da poza czystą przyzwoitością. Pewne granice przyzwoitości zostały przekroczone, bo tak jak mówię – kiedy wysyłam interpelację o budowie akademii Śląska Wrocław, zanim dostaję odpowiedź, to mam wybite szyby w samochodzie. Tak to wygląda. Próbowano mnie przestraszyć, żeby mnie odwieźć od tego, by tematem Śląska się nie zajmować. Dzisiaj widzimy do jakich efektów to doprowadziło. Nie było tam żadnej kontroli. Była tylko radość, że się pracuje w takim fajnym klubie.
To wstrząsające co Pan mówi. Nie informował Pan o tym do tej pory publicznie?
Panie redaktorze, jeżeli ja poinformowałbym publicznie o tym, że w czwartek mamy sesję rady miejskiej, a w nocy z niedzieli na poniedziałek wybijają mi szyby w samochodzie, to pojawia się pytanie. Kto panu to wybił? Nie ma pan na to żadnych dowodów. To faktycznie jest szereg zdarzeń, które miały miejsce. Jeden to ten baner, druga kwestia to kwestia samochodu, a trzecia to kwestia anonimowych telefonów. Myślę, że tych zbiegów okoliczności było trochę za dużo.
Może warto jednak powiadomić służby?
Jedna z rozmów z anonimowych panów brzmiała w ten sposób: “będziesz bity”. Ja jestem cicho, bo mnie zamurowało. Za chwilę odpowiada: “Co zawiadomisz policję? – Tak. – Powodzenia.” I Pan się rozłącza. Myślę, że kibice wiedzą, kto zawinił w klubie, odrzucamy to co było kiedyś.
Śląsk Wrocław już zostawmy. Podzielam trochę Pańskie zdanie – część kibiców dopuszczała, kiedy mówi się o klubie dobrze. Kiedy w klubie dzieje się źle, to o tym mówić nie można.
Obiecano nam formułę, z której nie byłem szczęśliwy. Mówiłem o tym głośno, trzeba to przyznać. Stabilizacja finansowa, czyli przelewanie regularnej kwoty pieniężnej – 13 milionów złotych rocznie – co miało przełożyć się na pozytywny efekt sportowy i stabilność finansową klubu. Tak się nie stało. Okazało się, że te 13 milionów nie wystarcza, okazało się że trzeba sięgać po środki do spółek miejskich. Nie będziemy się pastwić nad tematem ZOO, bo chyba wszystko o tym powiedzieliśmy. Do odwiedzenia ZOO zachęcamy. Tak to wyglądało.
Temat ZOO mamy też właściwie zamknięty. Przyznam, że wstrząsające było to, co usłyszeliśmy, ale gdyby Pan wystartował na prezydenta Wrocławia, to takich sytuacji może być więcej. Nie zniechęca to Pana?
Świadomie wszedłem w branżę, w której dziś jesteśmy – w działalność publiczną, politykę. Pracowałem w ośmiu kampaniach wyborczych, dwóch kampaniach prezydenckich Mirosławy Stachowiak-Różeckiej. Nie tylko ja otrzymuję dziwne wiadomości, otrzymują je także nasi politycy, otrzymuje pan prezydent Sutryk.
Ale nie każdemu wybijają szyby w samochodzie.
Powiem w ten sposób – traktuję to jako incydent i pewną przestrogę na przyszłość. Wtedy kiedy było powierzchownie dobrze, a ja wskazywałem problemy, zadawałem pytania niewygodne spotkało mnie to, co spotkało. Nie mam żadnej satysfakcji, że dziś wychodzi na moje, bo klub może spaść do 1. ligi. Trzeba w pewnym momencie powiedzieć, że bardzo duże siły pracowały na to, że kibice i mieszkańcy myśleli, że wszystko jest w porządku. Nie było.