Sklep „Plastuś” z artykułami papierniczymi zniknął z mapy Wrocławia w czerwcu tego roku. Choć służył mieszkańcom Wrocławia aż 40 lat, to jego zamknięcie umknęło wszystkim wrocławskim mediom. Prawie wszystkim, bo Wrocławskie Fakty do sprawy wracają.
Takie historie jak ta, którą przedstawimy dziś w naszym cyklu #BliżejMiasta to nie tylko przeżycia związane z tym miejscem, ale i cząstka pięknych kart kroniki Wrocławia. Zapisały je cztery Panie: Hanna, Ludwika, Halina i Krystyna.
Sklep papierniczy „Plastuś” zaopatrywał wrocławian w artykuły papiernicze przez 40 lat! Jego właścicielki (cztery panie) zestarzały się, wraz z nim. Dzisiaj rozmawiamy z wierną Czytelniczką naszego portalu Panią Krystyną Rusek. Opowiada nam o biznesie, który przez lata wpisał się w krajobraz ul. Marszałka Józefa Piłsudskiego 80.
przypomnijmy początki powstania sklepu
8 marca 1979 roku zaczęłyśmy pracować w lokalu przy ulicy Piłsudskiego (wtedy to była ul. Świerczewskiego), w przedsiębiorstwie handlu z artykułami papierniczymi i sportowymi „Arpis”. Z tego co wiem, nieruchomość ta już istniała od roku 1945 i w tym miejscu zawsze był sklep papierniczy. Gdy przejmowałyśmy te miejsce lokal był bardzo popularny. Pamiętam ogromne kolejki, które się pod nim ustawiały, ale my też nie narzekałyśmy. Nie brakowało stałych klientów, a sklep „Plastuś” – jak został nazwany 5 października 1990 roku – po zarejestrowaniu spółki zaczął mieć powoli swoją tożsamość.
jak wyglądał zwykły dzień w pracy w „Plastusiu”?
Sklep otwierałyśmy zawsze o godzinie 9 rano. Z początku musiałyśmy pracować nawet na trzy kasy. To były najlepsze lata dla naszego biznesu. Klientów było bardzo dużo. Lokalizacja była idealna, bo przebiegała w okolicy dwóch dworców; kolejowego i autobusowego. Często studenci śmiali się przyjeżdżając do naszego miasta, że to pierwszy papierniczy jaki na swojej drodze napotkali.
Później było gorzej?
Wie Pan…, ja uważam, że te duże hipermarkety i galerie niszczą w Polsce mały handlowy biznes. Ludzie wolą produkty gorszej jakości, ale w lepszej cenie. Wielokrotnie porównywałam zeszyty, które my sprzedajemy z tymi, które można kupić w hipermarkecie. Papier jest cieńszy, gdy piszemy po nim prześwituje z drugiej strony. U nas były produkty najwyższej jakości: Oxford, Parker… Nieważne… Przyszedł w Polsce czas, gdy ludzie wszystkie rzeczy kupują w jednym hipermarkecie. No, cóż rynek należy do klienta… Takie są prawa rynku, ale nie ukrywam, że z czasem sprzedaż spadała. Do tego doszły takie rzeczy jak na przykład niż demograficzny.
były jakieś zabawne lub niebezpieczne sytuacje?
Śmiesznych nie brakowało. Każdy dialog z klientem zazwyczaj wywoływał uśmiech na twarzy. Przypominają mi się też niebezpieczne sytuacje. Jakoś w roku 2010 jeden z „klientów” postanowił odpiąć torbę przypiętą do wystawy. To mu się udało, ale nie umknęło to mojej uwadze. On zaczął uciekać, a ja pobiegłam za nim. Złapałam w go osiedlu i tą torbą porządnie zdzieliłam. Mogę powiedzieć z czystym sumieniem, że złodziej w naszym sklepie pojawił się nie raz, a to zawsze sytuacja niebezpieczna.
ciężko było się rozstać z tym miejscem?
Łez nie było. [cisza…] Nie ma jednak co ukrywać, że spędziłam tam ogromną część swojego życia. Tylu ludzi poznałam, tyle historii usłyszałam. Trudno było się nie przywiązać do tego miejsca. Codziennie ta sama droga tramwajem do pracy, codziennie ta sama ulica Piłsudskiego. Piękna, ale od zawsze uważam, że jej potencjał nie jest w pełni wykorzystany. To się skończyło, ale mam już swoje lata, więc czas na odpoczynek…
I tego Pani serdecznie życzymy…
…dziękuję i pozdrawiam wszystkich Czytelników portalu Wrocławskie Fakty.
Sklep „Plastuś” towarzyszył mieszkańcom Wrocławia 40 lat! 1 czerwca 2019 r. zniknął na zawsze. Miejmy nadzieję, że dzięki naszemu portalowi jego historia nie ulegnie zapomnieniu, bo to jedna z wielu pięknych historii naszego miasta.
Rozmawiał: Dariusz Nowakowski
Foto: google.com
Komentowane 1